I co z tym nowym „Doctorem Who“? [recenzja 14 sezonu]

doctor who 2024 recenzja
Za nami finał najnowszego sezonu Doctora Who z Ncutim Gatwą w roli głównej. Jak wypadł powrót do tej historii?

Doctor Who (2024) – recenzja


Tydzień temu obejrzeliśmy ostatni odcinek najnowszego sezonu Doctora Who. To już czternasty (a może czterdziesty?) sezon przygód legendarnego kosmity-podróżnika w czasie, a właściwie pierwszy sezon – po prostu po raz trzeci (sami wiecie – wibbly, wobbly, timey-wimey stuff). 

Do serialu powrócił Russell T. Davis, ściągając kilka znanych twarzy znanych zarówno z poprzedniej serii (2005-2022), jak i tzw. klasycznego Doctora Who (1963-1989). W roli Doktora zobaczyliśmy Ncuciego Gatwę, a w jego przygodach towarzyszyła mu Ruby Sunday grana przez Millie Gibson. Jak wyszła ta najnowsza produkcja, którą znajdziemy na platformie Disney+?

Poznajcie piętnastego Doktora


Od kiedy ogłoszono, że Ncuti Gatwa wcieli się w rolę Doktora, byłam podekscytowana. Może i znałam go wyłącznie z Sex Education, ale tyle mi wystarczyło, żeby mieć dobre przeczucia. I wiecie co? Nie zawiodłam się.

Jestem bardzo zadowolona z jego kreacji. Piętnasty Doktor jest zabawny, troskliwy i pełen ciepła. To osoba, która pozbawiona jest chłodu i bólu, który widywaliśmy w niektórych wcześniejszych kreacjach (Capaldi czy Tennant). Piętnasty Doktor wywołuje masę pozytywnych emocji, a jego interakcje z otoczeniem są świetne. Z kolei jego „I am the Doctor moment“ („Kropka i Bańka“) został naprawdę dobrze rozegrany.

Co nie do końca mi się spodobało, to fakt, że było go zaskakująco mało. Na osiem odcinków mamy dwa, w których prawie nie widzimy Doktora („Kropka i Bańka“ oraz „73 jardy“), choć są to bardzo dobre, angażujące historie. Poza tym żałuję, że, w przeciwieństwie do poprzednich Doktorów, bardzo często zmienia swoją garderobę. Pasuje to do przyjętej, nowej kreacji, ale żałuję odejścia od znanego nam konceptu.
doctor who ncuti gatwa
Źr. Disney.

Wysokie wzloty i niskie upadki


Trudno z czystym sumieniem powiedzieć, że wszystkie odcinki najnowszego sezonu Doctora Who są na wyrównanym, wysokim poziomie.

Są takie, które wywołały we mnie mnóstwo napięcia i ekscytacji, np. „Bum” czy „73 jardy”, ale są też takie, które niezbyt mnie porwały, np. „Kosmiczne dzieciaki” albo nawet trochę zawiodły, np. „Imperium śmierci”. Jest też trzecia grupa, czyli odcinki, które stanowiły twist znanych nam motywów, np. „Kropka i Bańka” czy „Łotr”, a mimo to oglądanie ich dostarczyło mi ogrom rozrywki.

Widziałam wiele negatywnych komentarzy od niezadowolonych fanów, którzy krytykowali liczne elementy tego sezonu, ale z większością się nie zgadzam. Może potrzebuję mniej, by cieszyć się z przygód Doktora i Ruby niż inni widzowie, ale to, co dostałam, okazało się wystarczające.

Podobali mi się przeciwnicy – zarówno nowi, jak i starzy (choć dla mnie wciąż nowi, ponieważ nie oglądałam „klasycznego” Doctora Who). Polubiłam osoby, z którymi Doktor miał styczność w tym sezonie (szczególne miejsce w moim sercu zdobył Łotr, w rolę którego wcielił się Jonathan Groff). Przemówiły do mnie omawiane problemy i to, że dzieci i rodzinne relacje stanowiły motyw przewodni tego sezonu. Co tu dużo mówić? Całościowo jestem bardziej zadowolona niż nie.
doctor who łotr i doktor
Źr. Disney.

Legenda Ruby Sunday


Myślę, że nie będę oryginalna, gdy powiem, że historia Ruby była świetnie skonstruowana, by na sam koniec zaliczyć totalną klapę. Od pierwszych chwil jej wątek bardzo kojarzył mi się z Bad Wolf, którego kojarzymy z 9 Doktorem i Rose, więc byłam niesamowicie podekscytowana potencjalnym rozwiązaniem.

Pierwszy raz od dłuższego czasu oglądałam teorie dotyczące Doctora Who, zastanawiając się razem z innymi fanami na całym świecie: kim jest Ruby? Niestety pomysły widzów okazały się po stokroć lepsze niż to, co zobaczyliśmy w serialu...

Nie zrozumcie mnie źle – przez większość czasu jej historia była angażująca, magiczna oraz wywołująca wiele emocji. Pojawiło się tyle sugestii o tajemniczym pochodzeniu Ruby, że spodziewałam się czegoś naprawdę wielkiego. Ostatni odcinek okazał się jednak bardzo rozczarowujący i obawiam się, że finalnie zapamiętam historię Ruby właśnie przez jego pryzmat.
doctor who ruby sunday
Źr. Disney.

To jeszcze nie koniec tajemnic


Myślę, że nowy Doctor Who dopiero się rozkręca i może nas jeszcze wieloma rzeczami zaskoczyć. Jedna z największych tajemnic nie została rozwiązana w tym sezonie i spodziewam się, że możemy dowiedzieć się trochę więcej w przyszłości (a drugi sezon jest już nagrywany!).

Liczę na powrót klasycznych przeciwników w nowym wydaniu (daleki, cybermani czy płaczące anioły) oraz całkowicie świeże pomysły dotyczące tego, z kim i kiedy będzie musiał się mierzyć Doktor. Czekam na nowych towarzyszy (to chyba dobry moment, by wspomnieć, że uwielbiam relację Ruby i Doktora – zawsze byłam fanką przyjaźni zamiast romansów w tej dynamice) oraz ekscytujące przygody.

Przyznaję jednak, że w obliczu historii Ruby odczuwam nutę niepokoju, co do rozwiązań, które możemy otrzymać…
doctor who tardis
Źr. Disney.

Nowy Doctor Who jest inny, ale czy to źle?


Oglądając ten sezon, zwróciłam uwagę, że produkcja jest bardziej dostosowana do obecnych czasów. Myślę, że postąpienie w tej sposób, jak również stworzenia nowego punktu wejścia do świata Doktora, to dobry sposób na wprowadzenie nowych widzów

(Jeżeli nie oglądał_ś nigdy Doctora Who, to dobry moment, aby zacząć – wszystkie kluczowe informacje są wyjaśniane na bieżąco, więc znajomość wcześniejszych sezonów nie jest potrzebna).

A co ze starymi fanami? Ja bawiłam się dobrze. Najnowszy sezon Doctora Who to ten, w którym pierwszy raz od dłuższego czasu odczuwałam ekscytację, chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej. Oglądając go, towarzyszyło mi rozgrzewające od środka poczucie nostalgii. Wspomnieniami wracałam wtedy do swoich początków z Doktorem i… byłam naprawdę zadowolona.

Jasne, sezon ten nie jest idealny, ale obudził we mnie na nowo radość z przygód Doktora, która gdzieś zniknęła na przestrzeni ostatnich lat – a to dla mnie największa rekomendacja.

Oglądaliście najnowszy sezon Doctora Who? Jak Wasze wrażenia?

Komentarze

Copyright © Kulturalna meduza