Czy „Yellowface‟ R. F. Kuang to najlepsza książka tego roku?
Nie oczekiwałam zbyt wiele od Yellowface, jednak przeczytawszy tę książkę, zastanawiam się, czy to nie jest najlepsza powieść, jaką poznałam w tym roku.
Słowem wstępu
Do Yellowface R. F. Kuang podchodziłam niepewnie. Wojny makowe wywołały we mnie mieszane uczucia. Niby pierwszy tom mi się spodobał, ale trzeci pozostawił po sobie niechęć. Obawiałam się, że Yellowface będzie bliższe temu drugiemu. Jednak Gosiarella (której artykuł o tej książce przeczytacie tutaj) tak się zachwycała, że dałam się przekonać. I było warto.
O czym jest Yellowface R. F. Kuang?
Niezbyt poczytna autorka, June Hayward, przyjaźni się z niesamowicie bogatą, popularną i piękną pisarką, Atheną Liu. Choć może przyjaźń to za mocne słowo, skoro June życzy Athenie śmierci... Pewnego dnia ta fantazja staje się prawdą i Athena umiera na oczach June. Dziewczyna wykorzystuje to, aby przywłaszczyć sobie rękopis Atheny i wydać jako własny...
Mroczne tajemnice rynku wydawniczego
Yellowface w pierwszej połowie skupia się w dużej mierze na rynku wydawniczym. Przedstawia niezbyt wesołe losy debiutu June, a następnie rozpieszczanie przez otoczenie, gdy wydaje książkę Atheny.
O procesie wydawniczym wiem co nieco i mam świadomość, że nie zawsze jest tak kolorowo jak moglibyśmy tego chcieć. Yellowface szczegółowo te mroki pokazuje.
W książce przeczytamy, jak zmienia się nazwisko autora, aby był odbierany w konkretny sposób. Jak redaktor wytnie istotne fakty i złagodzi sceny, aby książka była bardziej poczytna. Zobaczymy hejt, z którym mierzą się autorzy oraz ich rozpacz, gdy mogą jedynie biernie przyglądać się negatywnym opiniom. Przeczytamy o tym, jak powstają bestsellery oraz jak pragmatyczna jest decyzja o tym, co zostanie tym mianem określone.
Myślę, że osoby, które niewiele wiedzą o rynku, mogą się nieźle zdziwić przy lekturze Yellowface. Tymczasem ci, dla których temat ten jest trochę bliższy, odnajdą elementy widoczne i w naszych polskich realiach.
Ta książka mnie zestresowała!
Wiecie, ogółem sięgam po książki po to, aby się zrelaksować. No dobra, czasem na nich płaczę, ale w większości towarzyszą mi pozytywne emocje. Tymczasem przy lekturze Yellowface odczuwałam stres.
Nie do końca potrafię powiedzieć, co go powodowało. Z moralnego punktu widzenia liczyłam, że June zostanie przyłapana na swoich niecnych czynach. A jednak gdy odkrycie prawdy było na wyciągnięcie ręki, zaczynałam się stresować, że to może się wydarzyć.
Warto powiedzieć, że Yellowface triggerowało mnie na różnych płaszczyznach. Widząc zachowanie June, nie można ot tak przerzucić strony bez cienia emocji. Jej decyzje wpływają na czytelnika. Dlatego też czasem się denerwowałam, nienawidziłam narratorki, aby nieco później nawet jej współczuć. Uwierzcie mi, to był istny rollercoaster emocjonalny.
Dylemat moralny goni dylemat moralny
Yellowface zmusza do zastanowienia się nad różnymi aspektami twórczej działalności. Czy osoba biała może pisać o doświadczeniach innych ras? Czy przybranie pseudonimu artystycznego, aby sprawić konkretne wrażenie, jest etyczne? Czy można bazować w swojej twórczości na doświadczeniach bliskich osób bez ich zgody? Gdzie kończy się inspiracja, a gdzie zaczyna plagiat?
Oczywiście June ma swoje opinie na ten temat, z kolei jej anty-fani prezentują odmienne zdanie. Czytelnik, zagłębiając się w różne kłótnie i poznając argumenty obu stron, może zastanowić się nad różnymi kwestiami. A uwierzcie mi, nie zawsze odpowiedź na te wątpliwości będzie jednoznaczna.
Obecność tych dylematów moralnych oraz zmuszenie czytelnika do rozważań nad nimi, sprawia, że trudno o Yellowface zapomnieć. Przeczytawszy dany rozdział, aż chce się z kimś podyskutować o tym, co zdenerwowało, poraziło albo zażenowało. Chce się wymieniać opinie i rozważać, gdzie w tym wszystkim jest miejsce na moralność.
Niewiarygodna narratorka
Jeżeli czytaliście moją opinię na temat Tajemnej historii, wiecie, że bardzo lubię niewiarygodnych narratorów. Również w Yellowface otrzymujemy taką bohaterkę. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a ponadto June wielokrotnie zwraca się do czytelnika, przekonując go do swoich racji. Za sprawą tego zabiegu chwytałam się na tym, że czasami jej wierzyłam. Chwilę później orientowałam się, że to przecież nieetyczne i ganiłam za współczucie. Tak czy siak – Kuang udało się zdezorientować czytelnika.
Co więcej, za sprawą niewiarygodności June, w sumie trudno powiedzieć, kto był w tej historii dobry, a kto zły (moja opinia? Nie ma tu ani jednego dobrego bohatera). Czy Athena była tak okropna, jak June ją przedstawia? Czy to zwyczajne uprzedzenia? Czy nasza narratorka jest poszkodowana, czy może jest psychopatyczną manipulatorką?
Czy warto przeczytać Yellowface R. F. Kuang?
Tak, tak i jeszcze raz: tak. Może ta książka nie zachwyci każdego (wyobrażam sobie, że osoby, które niewiele wiedzą o rynku wydawniczym i nieszczególnie interesują się procesem wydawania książki mogą poczuć się znużone), ale jestem przekonana, że jeszcze wiele osób wciągnie się w historię June równie mocno, co ja.
Yellowface R. F. Kuang pochłonęło mnie do tego stopnia, że czytałam ją przy każdej możliwej okazji, a potem omawiałam kolejne rozdziały z wspomnianą wcześniej Gosiarellą. Powieść wywołała we mnie liczne emocje, zaangażowała i zapisała się w mojej pamięci. Jestem przekonana, że będę ją długo wspominać!
Czytaliście już Yellowface? Macie w planach?
Nie będę się po raz setny powtarzać, jak bardzo poruszyła mnie ta książka i jak bardzo wpycham ją każdemu z branży, więc przejdę do Twojej recenzji. Zdumiewa mnie i zachwyca jednocześnie, że potrafisz YF opisać w tak zrównoważony sposób. Nawet na chłodno przy swoim tekście, szarpały mnie jeszcze pozostałości emocji. Bije brawo!
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję! :D
UsuńNo to skoro warto, to sięgnę na 100%!!
OdpowiedzUsuńKoniecznie!
Usuń