„Karmazynowe rządy” – Amelie Wen Zhao [recenzja]
Otoczona przez wrogów Ana z każdym dniem jest coraz bliżej śmierci. Nic jednak nie odwiedzie jej od dążenia, by wyzwolić swój lud i przezwyciężyć dziedzictwo własnego rodu – nierówności społeczne wplecione w tkankę ukochanej krainy. Ostatnią nadzieję pokłada w marynarce wojennej z Bregonu, odwadze przyjaciół i przebiegłości pełnego uroku rzezimieszka, który ostatnio awansował.
Jeśli Ana przegra tę bitwę, będzie to jej ostatnia walka. A mrok spowije ziemię.
Źr. Lubimy czytać.
Każdy z nas ma serię książek, którą uwielbia, a która jego zdaniem zasługuje na większą rozpoznawalność i przychylność czytelników. Dla mnie jest to cykl fantasy „Dziedzictwo krwi”. A przeczytawszy trzeci tom, mogę się tylko powtórzyć: sięgnijcie po powieści Zhao! Nie wierzycie mi na słowo? No to przed Wami kilka argumentów w postaci recenzji „Karmazynowych rządów”.
Trzeci tom cyklu „Dziedzictwo krwi” podejmuje akcję niedługo po zwieńczeniu drugiej części, „Czerwonej tygrysicy”, w której główni bohaterowie rozstają się, choć przyświeca im ten sam cel – pokonanie Morganii i osadzenie Anastazji na tronie. W związku z tym już od samego początku fabuła prowadzona jest z trzech miejsc na świecie, z trzech perspektyw – Linn, Any oraz Ramsona – co nie pozwala czytelnikowi nudzić się ani przez chwilę.
Na 450 stronach Zhao przedstawia historię przepełnioną akcją. Znajdziemy tutaj dramatyczne plot twisty, niejeden pojedynek o życie, strategiczne potyczki oraz mnóstwo walki z czasem. To ostatnie chyba definiuje „Karmazynowe rządy” – z jednej strony bohaterowie muszą odzyskać tajemniczy artefakt, z drugiej strony Ana podupada na zdrowiu, z trzeciej Morgania umacnia swoją władzę terroru. Nagromadzenie tych elementów sprawia, że fabuła powieści jest dynamiczna oraz emocjonująca.
Mimo to odnosiłam chwilami wrażenie wtórności, powtarzania niektórych rozwiązań przez Zhao. Czułam się, jakby autorka posiadała ograniczoną pulę sformułowań czy nieszczęść, które mogą spotkać postacie i postanowiła użyć ich więcej niż raz. Nie jest to częste, dlatego nie rzutuje na moją ocenę, ale według mnie przyczyniło się do niepotrzebnego spowolnienia tempa historii.
„Karmazynowe rządy”, przedstawiając zwieńczenie historii Anastazji, zarazem rozwijają bohaterów, pozwalając im na pogodzenie się z przeznaczeniem oraz sobą nawzajem. Znajdziemy tutaj kilka poruszających rozmów, sceny pełne niepokoju o dobro naszych ulubionych postaci oraz takie, które przyniosą nam błogi spokój i radość. Uważam, że miejsca, w których skończyli nasi bohaterowie, są dobre i cieszę się z tego, jak autorka poprowadziła ich losy.
Styl Zhao pozostaje lekki, przyjemny, co sprawia, że powieść czyta się szybko. Autorka nie stroni jednak od odpisów, które mogą co niektórych czytelników znużyć. W tym tomie znajdziemy obszerne rozważania dotyczące polityki oraz opisy epickich starć armii. Osobiście lubię takie sceny, więc dla mnie ich obecność stanowiła plus, natomiast domyślam się, że dla niektórych będzie to działało na niekorzyść.
Podsumowując, „Karmazynowe rządy” to dobre zwieńczenie udanej trylogii, która na pewno zostanie ze mną na dłużej. Jestem przekonana, że jeszcze nie raz polecę ją fanom Grishaverse Bardugo (ze względu na podobieństwo do systemu magicznego) czy animacji „Anastazja” (ze względu na relację głównych bohaterów). Gorąco polecam!
TRIGGER WARNING
| przemoc | śmierć | choroba |
W PIGUŁCE
| high fantasy | inspirowane carską Rosją | slow burn | niewielki wątek romantyczny | magia | próba zdobycia tronu |
Recenzja powstała w ramach współpracy z:
Nie bądź ukwiał, polajkuj Kulturalną meduzę na Facebooku oraz zaobserwuj na Instagramie!
Myślę, że ta książka byłaby dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPolecam!
UsuńZnam okładkę, ale jakoś mnie nie ciągnie do tej historii ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda :(
UsuńTrylogia jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba!
UsuńNie jestem pewna, czy to trylogia dla mnie, ale może się skuszę.
OdpowiedzUsuńWarto dać jej szansę!
UsuńMuszę sprawdzić pierwszą część :)
OdpowiedzUsuńPolecam!
Usuń