„Patriarchat rzeczy‟ – Rebekka Endler [recenzja]

patriarchat rzeczy recenzja
Kto ma większe szanse na przeżycie ataku serca – kobieta czy mężczyzna? Dlaczego w kieszeniach damskich spodni nie mieści się telefon? Dlaczego manekiny w crash testach nigdy nie mają piersi?

Endler uważnie przygląda się rzeczywistości, w której żyjemy, i wypunktowuje zakamuflowane nierówności społeczne. Sprawdza, dlaczego świat jest skrojony na męską miarę. Pyta o powody, dla których bezrefleksyjnie i pokornie przyjmujemy zastałe męskocentryczne standardy.
Źr. Lubimy Czytać.

Dobrym wstępem tej recenzji będzie myśl zawarta w posłowiu Patriarchatu rzeczy. Sięgając po tę książkę, obawiałam się, że będzie ona powielała fakty z Niewidzialnych kobiet Perez. Tematyka w końcu podobna, a ileż można przytaczać podobne historii bez powtarzania się? Okazuje się, że można. I pewnie można stworzyć jeszcze liczne książki poruszające tematykę, wciąż dodając nowe spojrzenie, nowe fakty, nowe statystyki oraz nowe-stare historie. Tym wątkiem Endler kończy swoją książkę, przyznając, że przedstawia zaledwie kilka tematów. Zatem jeżeli obawiacie się, że wiecie już wszystko po Niewidzialnych kobietach, to... spokojnie, nie wiecie.

Patriarchat rzeczy podzielony jest na dziewięć rozdziałów, z których każdy omawia nieco inny wątek dotyczący braku równości między płciami na świecie i jego wpływu na społeczeństwo. Tematy są wąskie, osadzone za to w szerokich dziedzinach, w których podobnych historii można by zapewne znaleźć na pęczki. Mówiąc zatem o sporcie, wspomina się o niedostosowaniu siodełek do kobiecego ciała czy o kobietach grających w piłkę nożną, które korzystają z korków przeznaczonych dla dzieci. Podobnych tematów pewnie dałoby się znaleźć w wielu dziedzinach sportu, ale nie można w końcu pisać o wszystkim, prawda?

W książce Endler poruszane są kwestie kontekstów kulturowych związanych z kolorami (choć zabrakło mi tutaj mocniejszego podkreślenia pink tax), a także językiem. Ten ostatni temat szczególnie przykuł moją uwagę, ponieważ polski (podobnie jak niemiecki, język autorki książki) jest nacechowany rzeczownikami, które przyjmują formę żeńską, męską i nijaką. Cieszyło mnie, że sporo czasu poświęcono zagadnieniu, który najprościej ująć w słowa przykładem: „jeżeli mamy 99 kobiet i 1 mężczyznę, powiemy, że są to lekarze, nie lekarki‟.

Endler porusza szereg ważnych tematów, pisze o języku, kulturze, zdrowiu, sporcie, toaletach publicznych, pracy czy ubraniach (znacie tę radość z kieszeni w sukience? Tutaj znajdziecie cały podrozdział poświęcony wyłącznie kieszeniom w odzieży!). Tematy omawiane są wyczerpująco, ale nie nużąco, więc książkę czyta się szybko i przyjemnie, ale nie obejdzie się bez cienia frustracji na przedstawianą niesprawiedliwość i braki w wiedzy.

W przeciwieństwie do Niewidzialnych kobiet znajdziemy tutaj mniej statystyk, za to więcej historii z przeszłości oraz opisów ciągów przyczynowo-skutkowych. Poznamy zatem historię kieszeni, dowiemy się o interesujących wynalazkach, które wskazują na problemy społeczne, przeczytamy fragmenty rozmów z naukowczyniami z wielu dziedzin, a także poznamy kilka historii wyciągniętych z życia samej Endler. Dzięki temu Patriarchat rzeczy wydaje się bardziej żywym tworem, bo zamiast o liczbach, opowiada o konkretnych osobach.

Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn napisany jest lekkim i przyjemnym językiem. To książka popularnonaukowa, którą czyta się z łatwością (można by rzecz, że jak beletrystykę, a przynajmniej bardzo chciałabym, żeby niektóre historie były wyłącznie fikcją literacką). Nie obawiajcie się zatem skomplikowanego języka, trudnych sformułowań i przesadzonego bełkotu naukowego. A dla tych, którzy odczuwają satysfakcję z przeszukiwania źródeł: Endler zadbała o liczne przypisy, które pozwalają zgłębić omawiane tematy.

Warto jednak podkreślić, że Endler choć stara się o inkluzywność, jak sama pisze, jest białą cis-hetero kobietą, więc z tej perspektywy przedstawia wszystkie fakty. Co prawda ostatni rozdział został poświęcony BIPOC (Black, Indigenous, and People of Color), osobom z niepełnosprawnościami czy osobom transseksualnym, a ich problemy przeplatane są przez inne rozdziały, ale nie znajdują się na pierwszym planie. Dlatego jeżeli kogoś interesuje spojrzenie na problemy społeczne kobiet z naciskiem na wcześniej wymienione perspektywy: warto poszukać innej książki.

Patriarchat rzeczy Endler to książka, którą czytało mi się bardzo dobrze ze względu na styl, ale też z nutą irytacji, gdy pomyśli się o braku sprawiedliwości. Podsumowując, Patriarchat rzeczy bardzo polecam w celu poszerzenia wiedzy, spojrzenia na otaczający nas świat z innej perspektywy, ale także w celu zbudowania większej wrażliwości.

W PIGUŁCE:
| książka popularnonaukowa | patriarchat | feminizm | niemiecka autorka |
patriarchat rzeczy cytat
Za egzemplarz dziękuję:

Komentarze

  1. "Niewidzialne kobiety" cały czas czekają na swoją kolej, ale skoro mówisz, że tematy się nie powtarzają, to na pewno po "Patriarchat rzeczy" też sięgnę.
    Z tego typu książkami mam jeden zasadniczy problem - wiem, że będę się podczas ich czytania denerwować, więc nie mogę się zebrać, żeby zacząć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też się denerwuję podczas lektury, ale mimo wszystko polecam. Dobrze mieć tę wiedzę :D

      Usuń
  2. Już sam wstęp mnie zaciekawił - wpisuję na listę "do przeczytania" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest to tematyka ktora mnie interesuje, zapisuje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię takie książki, chętnie do niej zajrzę

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza