Autorka czy blogerka [wywiad z Małgorzatą Stefanik]

wywiad_malgorzata_stefanik
Jak wyglądały prace na Gildią zabójców? Czy blogowanie pomaga w wydaniu własnej książki? Jak to jest zostać autorem powieści po latach blogowania o popkulturze? Na te oraz inne pytania odpowiada Małgorzata Stefanik.

malgorzata_stefanik
Małgorzata Stefanik – z wykształcenia politolog i specjalista do spraw reklamy, a z zamiłowania blogerka ze specyficznym poczuciem humoru, ironicznym podejściem do popkultury, publikująca na gosiarella.pl.

Prelegentka na konwentach, na których rozpowszechnia azjatycką popkulturę i zaciekle broni czarnych charakterów. Copywriterka i oddana fanka superbohaterów, która pisaniem nadrabia brak supermocy. 

Autorka Gildii zabójców oraz Dzieci Gildii. 

Cassin: Marzeniem niejednego blogera książkowego jest wydanie książki. Czy to było i Twoim marzeniem?

Małgorzata Stefanik: Zdecydowanie tak. W sumie od dziecka marzyłam, aby napisać i wydać własną książkę. Jak większość moli książkowych, blogerów pewnie też.

C: Jak się czujesz teraz, gdy je zrealizowałaś?

MS: W pewnym stopniu to do mnie nie dociera. Mam fizyczną, papierową kopię i widzę na niej nazwisko. Wiem, że jest moja. Widzę recenzje, ale nie dochodzi do mnie całkiem, że to jest moja książka, i że ludzie ją czytają. Nie wiem, czemu tak jest... Jakoś moja podświadomość się od tego odcięła. Nawet gdy czytam przy okazji sprawdzania błędów, patrzę na nią bardziej ze strony czytelnika. Może gdy postawię ostatnią kropkę w tej serii i nie będę miała już możliwości powrotu, w końcu do mnie dotrze?

C: Jak to jest móc wpisać swoje imię i nazwisko w Google i zobaczyć, że wyskakuje powieść?

MS: Zdecydowanie bardzo fajne! Choć bardziej zachwycam się przepiękną grafiką Dominika Brońka na okładce, niż własnym nazwiskiem. Dla mnie, to co on narysował, jest tak piękne, że gdzieś mi ucieka, że pod spodem jest napisane „Małgorzata Stefanik”. I zamiast zachwycać się, że to moja książka, ja mam „O Boże, Dominik, wyszło Ci to cudownie”! *śmiech*
gildia_zabojcow_malgorzata_stefanik
Źr. Kulturalna meduza
C: Czy okładka wygląda dokładnie tak, jakbyś ją widziała?

MS: Nie, dla mnie Alyssa to Nina Dobrev – Elena Gilbert, Katherine Pierce. Okładka jest wariacją Dominika [Brońka], która mi się podoba i ją akceptuję, ale postrzegam ją jako jego wizję. Zresztą podobnie ma się sprawa z innymi postaciami, których ilustracje pojawią się niebawem, z tą różnicą, że one są wizją Cirunei.

Kulturalna meduza: Czy blogowanie o popkulturze pomogło Ci lepiej napisać historię Alyssy? Czy dzięki temu wiedziałaś, czego unikać, czego chcą czytelnicy? A może stanowiło to utrudnienie?

MS: Szczerze mówiąc, przychylałabym się do tego drugiego. Ciężko jest uciec od wszystkiego, co zostało już napisane, czy to w innej książce, scenariuszu filmowym czy serialowym, a umówmy się, blogerzy popkulturowi pożerają niezdrową dawkę popkultury.

Miałam momenty, kiedy myślałam „O mój Boże, widziałam gdzieś coś bardzo podobnego! Dobra, trzeba to zmienić”. Nie wiem do końca, jak wyszło i czy niektóre sceny lub motywy nie są zbyt podobne do czegoś, co już istnieje. Także momentami było ciężko, bo zastanawiałam się, czy przypadkiem, z czegoś nie ściągnęłam, czy przypadkiem gdzieś się za bardzo nie zainspirowałam. Jednak z tych bardziej pozytywnych rzeczy pomogło mi, że wiedziałam, od czego uciekać. Gdy Alyssa miała coś zrobić, miałam w głowie czterdzieści podobnych sytuacji, o których czytałam, które widziałam na ekranie i wiedziałam, że nie mogę iść w tę samą stronę, więc odwracałam sytuację. Bardzo podobało mi się odwracanie klisz.

C: Czy bycie blogerem ułatwia wydanie książki? A może bycie rozpoznawalnym w blogosferze pozwala przyciągnąć uwagę wydawnictwa?

MS: Myślę, że jest różnica między tym, jak wygląda sytuacja w przypadku autora, który w żaden sposób nie jest znany, a jak to wygląda u blogera. Choć może nie przy wysyłaniu książki do wydawnictwa. Wysyłając propozycję wydawniczą, mimo że wielu moich znajomych pracuje w wydawnictwach, nikomu się nie przyznałam, że wysyłam książkę do firmy, w której pracują, czy też z którą współpracują, aby przypadkiem nie doszło do sytuacji, że zostałam wydana przez znajomości. Nie przyznawałam się też do końca, że jestem blogerem, gdy wysyłałam książkę, a to, że w blogerskim świecie nie ujawniałam wcześniej swojego nazwiska, bardzo ułatwiało ukrywanie się. Chciałam sprawdzić, czy ta historia obroni się sama.

Z drugiej strony, gdy nadszedł czas, by wejść na rynek wydawniczy z gotową książką, bycie blogerem wiele ułatwiło. Miałam własną bazę odbiorców – Różowe Sałaty, czyli czytelnicy Gosiarelli, są przekochanymi istotami, które pomaszerowały do księgarń i kupowały Gildię.

KM: Czy lepiej rozumiesz rynek i zasady promocji lepiej?

MS: Tak, to jest oczywiste. Większość blogerów uczy się tego, blogując i współpracując z wydawnictwami. Zastanawiamy się, jak najlepiej wypromować książkę? Podpatrujemy działania innych blogerów – z branży książkowej czy nie. Dodatkowo sama studiowałam reklamę i pracowałam w promocji, więc mój wydawca pozwolił mi się włączyć w opracowywanie strategii.
dzieci_gildii_premiera
KM: Dostrzegasz jakieś wady, że nie byłaś w pełni anonimowa, wydając Gildię zabójców? Czy odczuwałaś presję, że ludzie już znali Twój styl z bloga i teraz mierzyli się z książką?

MS: Nie! Tu też wiele ułatwiło. Z książką było troszeczkę dziwnie, bo czułam się bardziej odsłonięta. Chociaż może się to wydawać absurdalne, pisanie fikcji było dla mnie znacznie bardziej osobiste od wyrażania swoich prawdziwych poglądów na blogu. Może po części dlatego, że w przeciwieństwie do blogerów, pisarzom nie wypada wchodzić w dyskusję z czytelnikami, więc miałam świadomość, że nie będę się w stanie obronić ani sprostować pewnych rzeczy, jeśli pojawią się zarzuty. Dodatkowo z książką byłam bardziej związana – włożyłam w nią więcej wysiłku, bardziej się o nią martwiłam, chciałam, aby była dopieszczona bardziej niż każdy z wpisów na bloga. Więc bardziej bałam się też odbioru ludzi, którzy przyzwyczaili się, że heheszkuję na blogu. Albo podejdą do tego na zasadzie „o Boże, blogerka wydała książkę”. Bałam się, że nie potraktują poważnie blogera, który wydał książkę, myśląc, że raczej nie ma umiejętności, tylko wydawnictwo uznało, że będzie miał odbiorców. Jestem za małym blogerem, by na tym wypłynąć, ale ciągnie się takie „no, bloger…”.

Niemniej wciąż uważam, że wiele mi to ułatwiło. Blogowanie przyzwyczaiło mnie do wrzucania treści w przestrzeń publiczną, gdzie pojawia się wiele ludzi o przeróżnych doświadczeniach i poglądach. Nauczyłam się, że każdy patrzy inaczej na wszystko, z książkami włącznie. Czytałam opinie ludzi zachwycających się książkami, które bardzo negatywnie oceniałam i odwrotnie. Dzięki temu przed premierą Gildii Zabójców byłam przygotowana na to, że zdania na jej temat będą różne i to jest okej. Dodatkowo nic tak nie uczy rozdzielać hejtu od krytyki, jak blogowanie. Dzięki temu wszystkiemu psychicznie byłam odpowiednio nastawiona na wszystko, co się mogło wydarzyć przy debiucie.

C: Czy czujesz, że lepiej byłoby wydać Gildię zabójców pod pseudonimem?

MS: Na pewno nie zdecydowałabym się na pseudonim – ani wtedy, ani teraz. Niemniej istnieje pewna wada… Nie umiem się przełączyć z bycia Gosiarellą, blogerem, który ma bardzo bezpośredni kontakt z czytelnikami bloga, na bycie autorką, której wypada siedzieć cicho i nie odnosić się do opinii. Strasznie to kłopotliwe, bo uwielbiam wchodzić w interakcje, a wiem, że bloger nie czuje się komfortowo, gdy autor to robi.

Przez jakiś próbowałam być poważnym autorem, ale nie wyszło mi. Więc stwierdziłam, że jestem jaka jestem i będą musieli się przyzwyczaić, że nie wszyscy autorzy są poważni. I gdzieś tam w środku bardziej boję się w drugą stronę – jak książka wpłynie na bloga? Nie chciałabym zmieniać sposobu pisania bloga tylko ze względu na to, że ktoś uważa, że jako autor książki powinnam się w dany sposób zachowywać.
gildia_zabojcow_instagram
Źr. Kulturalna meduza
C: Jak długo trwała praca nad Gildią zabójców?

MS: Samą książkę pisałam około dziesięciu miesięcy. Potem było około dwóch-trzech miesięcy prac z betami, żeby to poprawić. Książkę wysłałam do Papierowego Księżyca w grudniu 2019 roku i już w Sylwestra zadzwonił do mnie właściciel, więc to był fajny news na nowy rok. W lipcu 2020 dostałam pierwszy szkic umowy, a ten poprawiony w październiku 2020. A Gildia Zabójców została wydana 30 czerwca 2021 roku.

C: Co sprawiło Ci w tym procesie najwięcej radości, a co okazało się największym wyzwaniem?

MS: Zacznijmy od przyjemności! W sumie całość. Kiedy scena mogła być dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałam i nie było problemu z tym, żeby miała sens, bo faktycznie już go miała, pisało się świetnie. Uwielbiałam każdą scenę, która była związana z Minem, Erykiem albo Oliwierem. Ogółem cały proces pisania jest świetny. Bardzo go lubię. A co mi sprawiało trudności? Dokładnie to samo! Kiedy pisałam bloga, było to zawsze takie łatwe – po prostu przelewam myśli na papier. A tutaj zastanawiam się, z jakiej perspektywy, w jakim czasie, co ja robię, czym jest wstęp, gdzie zakończyć rozdział? Są te wszystkie kwestie, o których autor musi myśleć, gdy zaczyna rozdział, np. aby zacząć od jakiejś emocji i skończyć na innej, by zachęcić czytelnika do dalszej lektury. Albo zakończyć tak, by to nie było urwane, a jednocześnie, aby czytelnik chciał przeczytać jeszcze jeden rozdział przed snem. I to strasznie psuło zabawę. Przy okazji kompletnie nie pamiętałam, jak wygląda struktura pisania książki. Wiem, przeczytałam ich mnóstwo, ale po drodze rozjechało się… Nie wiedziałam, jak się pisze książkę, jaką strukturę ma książka. Czysty absurd, ale przed tą pustą, wirtualną kartką, to uciekało. Chodziłam po domu i zastanawiałam się „jak właściwie wygląda kontynuacja? Czym jest kontynuacja? Czym jest książka? Ja nie potrafię pisać!”.

Dokładnie ta sama czynność sprawia najwięcej przyjemności i najwięcej problemu.

KM: A czy miałaś to też przy drugim tomie?

MS: Tak, jak najbardziej. Przy drugim, przy trzecim, przy prequelu. Wszystkie absurdalne pytania i wątpliwości pojawiały się na każdym etapie. Dodatkowo zapominałam, które sceny i informacje ostatecznie zostały podane czytelnikowi, a które zostały usunięte, więc czytałam pierwszy i drugi tom jeszcze jakieś trzydzieści tysięcy razy i dalej nie pamiętam, co tam napisałam. Mimo to wciąż zachowuję się, jak człowiek, który napisał książkę, ale jej nie przeczytał.

KM: Czy masz jakieś zwyczaje związane z pisaniem?

MS: Piszę w nocy! Zawsze, bo nikt mi wtedy nie przeszkadza. I bardzo lubię pisać przy świeczkach zapachowych. Mój mózg się lepiej skupia dzięki nim. I zawsze muszę mieć muzykę. To są trzy podstawowe rzeczy: noc, świeczki i muzyka.

C: A jakie to są zapachy tych świeczek?

MS: Wszystkie Yankee Candle. Uwielbiam je.

KM: A jaka muzyka?

MS: W zależności od etapu. Miałam bardzo długą fazę na chińskie ballady i szły na pętli. Potem przeszłam na dubstep – mózg mi podskakiwał razem z muzyką. Był etap na Yirumę, był etap na indie rock japoński, był etap na… na wszystko. Naprawdę na wszystko. Pożerałam wszystko jak leci, tylko na pętlach.
dzieci_gildii_okladka
C: Jak się czułaś, widząc w internecie recenzje Gildii zabójców napisane przez koleżanki i kolegów po fachu?

MS: Dziwnie, bo nie mogę ich skomentować niczym więcej poza podziękowaniem lub serduszkiem. W ogóle nie chciałam za bardzo czytać recenzje. To był mój plan, który się złamał, ale wciąż staram się ich unikać. Aczkolwiek czasami ciekawość wygrywa! Nie zmienia to faktu, że każda uwaga, który pojawia się w recenzjach – czy to pozytywna, bo komuś się coś podobało, ta scena, ten rodzaj humor, czy to negatywna, że komuś się nie podobało coś w trakcie czytania – zostaje w głowie. I wraca podczas pisania, przez co ciężej robić swoje.

KM: Jaką wskazówkę dałabyś początkującym pisarzom, blogerom książkowym, którzy marzą o wydaniu własnej książki?

MS: Powiedziałabym: śmiało! Wydaje mi się, że dużo blogerów gdzieś po drodze zapomina, że chciałoby to zrobić, albo tylko mówi, że chciałoby to zrobić i nie siadają do klawiatury. Dlatego powiedziałabym: śmiało, zrób to i dobrze się przy tym baw. To jest książka, którą przeczytasz najwięcej razy w życiu, więc zrób wszystko, by Cię zachwyciła. Innych nie musi.

C: Małgorzata Stefanik autorka czy Gosiarella różowa blogerka?

MS: *śmiech* Po trochu z każdego, ale bardziej czuję się blogerką.

Dziękuję autorce za wywiad oraz Cassin za owocną współpracę!

→ Przeczytaj drugą część wywiadu z Małgorzatą Stefanik


Drugą połowę wywiadu z Małgorzatą Stefanik, w której dowiecie się, w jakich okolicznościach powstała Gildia zabójców, czego możemy spodziewać się po Dzieciach Gildii, jakim parom kibicuje autorka oraz jakich aktorów widzi w ich rolach, przeczytacie tutaj, na blogu Cassin!

→ Zaobserwuj Małgorzatę Stefanik na Facebooku i na Instagramie
dzieci gildii data premiery

Komentarze

  1. Super było razem przeprowadzić ten wywiad! Jeszcze raz dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wywiad <3 Uwielbiam Gosię :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooooch, to już <3
    Bardzo dobry wywiad, dziewczyny. Jestem z was dumna (sama nigdy nie przeprowadzałam wywiadu, ale przypuszczam, że nie jest to proste :D).
    Wymyśliłyście bardzo ciekawe pytania, zachęcające do rzeczowych odpowiedzi, a nie jakichś tam półsłówek ;)
    Czyta się szybciutko, wręcz połyka w całości. No i człowiek aż tupta z niecierpliwości w oczekiwaniu na premierę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa, Lexi! Cieszę się, że wywiad się udał :D Też jestem z niego zadowolona - sama dowiedziałam się ciekawych rzeczy!

      Usuń
  4. Powinno się również pojawić pytanie: Jak się czujesz, że koleżanki po fachu Cię przesłuchują xD Nikt nie pytał, ale i tak odpowiem, że bardzo dziwnie, ale w momencie, gdy widzę całość już u Was opublikowaną, to serce rośnie <3 Fantastyczne uczucie i bardzo dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja (i jak zakładam Cassin też) dziękujemy za udział w naszym przesłuchaniu! Znaczy się... Ekhem, w wywiadzie!

      Usuń
  5. Mega ciekawy wywiad! Odkąd zaczęłam pisać swoją to mam wrażenie, że niektóre zdania mogłabym wypowiedzieć sama - tak bardzo jest to uniwersalne! Czekam strasznie na drugą część i na pewno zrobię reread pierwszego, bo chodzi to za mną już od długiego czasu :D Na pewno też sięgnę po kolejne książki Gosi i z ciekawością będę obserwować rozwój jej kariery :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło to czytać! Ja sama również chętnie będę obserwować jej dalszy rozwój :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza