Wiedźmin [sezon 2 – recenzja]
Geralt odnajduje Ciri, jednak teraz musi ochronić ją przed wszystkimi mrocznymi siłami, które czają się na dziewczynę.
Nie czytałam książek o Wiedźminie. Nie grałam też w gry. W ogóle przed netflixową produkcją miałam bardzo niewielką wiedzę, o czym to wszystko jest. I choć nie czekałam jakoś z niecierpliwością ani na pierwszy, ani na drugi sezon, serial stanowi taki wielki fenomen, że i ja musiałam się z nim zapoznać. Zrobiłam to jednak z perspektyw laika i taka właśnie będzie ta recenzja – okiem kogoś, kto o Wiedźminie wie tylko tyle, ile pokazał serial.
I od tego właśnie zacznę. Choć Netflix przygotował przypominajkę wyjaśniającą, co działo się w poprzednim sezonie, trochę zatarł mi się on w pamięci. Ze względu na to miałam problemy z połapaniem się, kto jest skąd i dlaczego w ogóle jest. Było to nieco frustrujące, ale z czasem udało mi się odświeżyć najważniejsze elementy fabularne (choć do teraz mam poczucie, że chyba powinnam obejrzeć pierwszy sezon raz jeszcze).
No ale dobrze, sytuacją wyjściową jest to, że Geralt i Ciri w końcu się odnaleźli, więc wiedźmin musi zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo. Nie jest to zadanie proste, ponieważ na Ciri polują... cóż, wszyscy. Magiczne istoty, przedstawiciele sił politycznych oraz niezależne osoby chciałyby położyć ręce na jej talentach. Geralt z kolei stanowi one man army, co prowadzi do licznych, epickich starć. W międzyczasie Ciri trenuje i próbuje zrozumieć swoją przeszłość, a Yennefer mierzy się z nowymi problemami...
Przyznaję, że bardzo mocno wciągnęłam się w serial. Choć, jak już mówiłam, z początku łatwo nie było, dość szybko fabuła mnie porwała i ani się obejrzałam, dotarłam do finałowego odcinka. Pamiętam, że pod jego koniec pomyślałam sobie „i po tym ma być jeszcze jeden epizod?”, przekonana, że oglądam siódmy, a nie ósmy odcinek. To pokazuje, jak bardzo przepadałam w binge-watchingu tego serialu, co można uznać za dużą zaletę. (Także wiecie, przyszykujcie sobie miskę popcornu, ciepły kocyk i coś do picia, bo nie ruszycie się przez kilka godzin sprzed ekranu!).
Historia, którą poznajemy w drugim sezonie Wiedźmina jest wciągająca, pełna magii oraz epickich starć między bohaterami. Dowiadujemy się więcej o przeszłości Ciri, o elfach oraz ich relacjach z ludźmi. Fabuła trzyma w napięciu, a widz nawet w ostatnich sekundach może wydusić z siebie ciche „wow” (no chyba że dla czytelników książek tam nie ma żadnego wow, ale dla mnie jak najbardziej było).
Najciekawsze są dla mnie jednak relacje między bohaterami. Ojcowska postawa Geralta wobec Ciri jest cudowna. Zachwycałam się ich interakcjami na każdym kroku. Zresztą nie tylko ich! Ciri w świecie wiedźminów spisuje się niesamowicie, stając się pupilką wielu z braci Geralta (choć nie są to szczególnie cukierkowe relacje). Wydaje mi się, że trening Ciri jest najciekawszym elementem w tym sezonie.
Jak już zasugerowałam – dużo robi tutaj postać Geralta. Chwilami mam wrażenie, że nerdowski Henry Cavill niesie całego Wiedźmina na swoich barkach. Jego postać jest przekonująca i pełna mrocznych historii. Choć bohater wydaje się pozbawiony emocji, mam wrażenie, że tak naprawdę przeżywa ich całą masę. Jest intrygujący, dający się lubić, a gra aktorska Cavilla jest fenomenalna.
Nieco gorzej wypadają inni bohaterowie. Yennefer gdzieś niknęła w tym sezonie. Podobnie zresztą Jaskier (choć tu akurat problem leży w tym, że było go po prostu mało w scenariuszu). Yennefer choć była obecna na ekranie, wydawała się dość nijaka. Wątki jej dotyczące były nieciekawe, choć można było wiele wnieść do jej historii (w końcu przeżywa w tym sezonie niemały dramat!). Czuję, że jej problemy zostały mocno spłycone, a przez to nie wywołały one we mnie tylu emocji, ile mogły.
W tym sezonie poznajemy również nowych bohaterów – przede wszystkim innych wiedźminów. Vesemir dość szybko stał się moim ulubieńcem, choć do końca nie potrafię ująć w słowa dlaczego. Widzimy trochę więcej Triss, ale podobnie jak Yennefer, i ona nie wypada szczególnie fascynująco. W ogóle mam niemiłe poczucie, że postacie kobiece w tym serialu nie są jakoś wybitnie dobrze wykreowane.
Na przekór niemiłym odczuciom, wrażenie zrobiły na mnie widoki oraz efekty specjalne. Potwory są przekonujące, realistyczne (w swojej nierealistyczności), a także przerażające. Choć są to rzeczy, których w serialach i filmach fantasy zawsze się obawiam, tutaj ten lęk jest całkowicie bezpodstawny.
Na sam koniec rodzi się pytanie, czy sezon drugi jest lepszy od pierwszego. Wiele osób twierdzi, że tak, ale dla mnie są na tym samym poziomie. Obydwa dostarczyły mi tyle samo frajdy, choć pewnie mniej niż fanom, którzy czekali na Wiedźmina z zapartym tchem. Nie oznacza to jednak, że nie polecam drugiego sezonu! Mimo swoich wad, był angażujący i dobrze się na nim bawiłam. A gdy wyjdzie trzeci sezon – na pewno go obejrzę.
Ja na szczęście odświeżyłam pierwszy sezon przed obejrzeniem drugiego. Wprawdzie tylko pobieżnie, do sprzątania, prasowania itp... Dlatego z łatwością weszłam w drugi sezon.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą przeczytałam dwa tomy opowiadań o Wiedźminie i cieszę się, że historia Nivellena znalazła się w pierwszym odcinku. Z pierwszego tomu to opowiadanie było moim ulubionym :)
Muszę w końcu zabrać się też za książki!
UsuńNiestety oglądanie przysporzyło Ci raczej więcej niż mniej frajdy niż fanom. Serio, zazdroszczę Ci że oglądałaś to nie znając książek bo dla mnie jako fanki tego nie da się oglądać na trzeźwo. Zmienili całą fabułę, spłaszczyli wątki, często zmienili nawet motywacje postaci. I obawiam się że to "wow" o którym napisałaś to największy twist fabularny książek który w sadze pojawił się dopiero na końcu historii. Od początku miałam obawy jak go przedstawią i niestety zrobili to najgorzej jak się da :(
OdpowiedzUsuńI te wszystkie zmiany poszły tak daleko że nie widzę nadziei że to wyprostują w następnych sezonach
A jeszcze bardziej mi przykro bo pod względem technicznym i aktorskim serial jest coraz lepszy tylko odpowiedniej fabuły mu brak. A Cavill jest Geraltem idealnym.
Ale cieszę się że przynajmniej Tobie serial się podobał :) I całym sercem polecam Ci książki bo dla mnie są dużo lepsze
Rozmawiałam z wieloma fanami i widzę ich rozżalenie :( Przykro mi, że tyle osób się zawiodło...
UsuńNie są to moje klimaty, więc nie oglądałam.
OdpowiedzUsuńJasne, rozumiem
UsuńCo do przypominajki -prócz tej 3 minutowej przed pierwszym odcinkiem jest 15 minutowa wersja w materiałach dodatkowych.
OdpowiedzUsuńJa dopiero zacząłem sezon. Nie wciągnął mnie jakoś bardzo, będę sobie pewnie dawkował. A pierwszy odcinek fajnie remiksuje opowiadanie z zmianami fabularnymi drugiego sezonu. To nie jest wybitny serial, ale trochę frajdy dostarcza.
O kurczę! Mogłam po nią sięgnąć, ale nie wiedziałam, że jest.
UsuńMam nadzieję, że całość dostarczyła Ci frajdy!
Tak nie bardzo, dalej stoję na 1 odcinek i nie mogę się przemóc by sięgnąć po więcej ;)
UsuńJa po pierwszym sezonie jakoś nie mam chęci na kolejne :/
OdpowiedzUsuńJasne, rozumiem
Usuń