Cień i kość [recenzja 1 sezonu]
Alina odkrywa, że posiada zdolności legendarnej Przywoływaczki Słońca. To właśnie te umiejętności są jedyną rzeczą, która może zniszczyć Fałdę Cienia, przecinającą kraj Ravki na pół.
Ileż ja się naczekałam! Tak bardzo wyczekiwałam tego serialu, tyle emocji, tyle napięcia i już... już po wszystkim. Dzień po premierze, a ja już mam tę przygodę za sobą. Ale być może Wy jeszcze nie wiecie, czy warto obejrzeć ten serial albo szukacie kogoś, kto podzieli się z Wami przemyśleniami. Zatem przed Wami bezspoilerowa recenzja pierwszego sezonu Cienia i kości. A jeżeli ktoś zechce pogawędzić o produkcji bez cenzury, spoilerowe przemyślenia przeczytacie na blogu już jutro!
Alina Starkov to zwyczajna kartografka w ravkańskiej armii. Pewnego dnia musi przedrzeć się przez Fałdę Cienia, zamieszkaną przez potwory ciemność przecinającą jej kraj na pół. Gdy transport zostaje zaatakowany przez krwiożercze volcry, a jej przyjaciel prawie ginie, Alina uwalnia potężną moc. Okazuje się, że dziewczyna jest legendarną Przywoływaczką Słońca, która jako jedyna może zniszczyć Fałdę. Generał Kirigan, dowodzący Drugiej Armii złożonej z posługujących się niemal magicznymi zdolnościami Grisz, poddaje ją treningowi. W tym samym czasie trójka przestępców z Ketterdamu podejmuje się zlecenia pojmania Aliny.
Nie oszukujmy się: historia Aliny jest w sumie sztampowa. Już czytając książki, miałam to poczucie, dlatego nastawiłam się, że i serial nie będzie pod tym względem zachwycać. Mamy motyw wybrańca, osobę, która musi szybko nauczyć się korzystać z niedawno odkrytych mocy, bo tylko ona potrafi zbawić świat. Co więcej, pojawia się motyw trójkąta miłosnego, nowi przyjaciele, zdrady, tajemnice oraz walka z potężnymi przeciwnikami. Technicznie: wszystko to już kiedyś widzieliśmy. Dlatego nie ukrywam, że miejscami historia Aliny mnie nudziła. I to nie dlatego, że już tę historię znałam (Cień i kość czytałam dwukrotnie), ale po prostu jest ona dość przewidywalna. Zatem jeżeli nie znacie tej historii, nie oczekujcie czegoś niezwykle szokującego.
Natomiast losy Aliny w serialu to coś ciut więcej niż w książkach. Mamy możliwość lepiej poznać generała Kirigana (Zmrocza) oraz Mala. W książce narracja prowadzona jest z perspektywy wyłącznie Aliny. Serial umożliwia lepsze spojrzenie na to, jacy są inni bohaterowie i co spotkało ich w przeszłości. Uważam to za dobre urozmaicenie i uzupełnienie w stosunku do książek. Ponadto sprawia, że historia jest o wiele ciekawsza, bo nie śledzimy tylko rozważań Aliny, ale również innych bohaterów, których wcześniej (w książkach) nie mogliśmy tak dobrze poznać.
Co więcej, wpleciono tutaj również Wrony, trójkę przestępców z Ketterdamu. Inej, Kaz oraz Jesper podjęli się zadania porwania Aliny. W książkach nie ma to miejsca, ponieważ Wrony poznajemy o wiele później. Bardugo jednak na rzecz serialu dopisała prequel i tym sposobem również czytelnicy książek znajdą w serialu coś świeżego. Oczywiście istniało ryzyko, że to nie wyjdzie. I chociaż chwilami zastanawiałam się, czy przekonuje mnie to połączenie... nie narzekam. Wiem, że było konieczne. Poza tym dodanie Wron sprawiło, że historia jest bardziej niespodziewana również dla starego wyjadacza Grishaverse.
Myślicie, że to koniec? Skądże znowu! Trzecim wątkiem, który otrzymuje (niestety) najmniej czasu ekranowego, jest historia Niny (Griszy) oraz Matthiasa (druskelle, który poluje na Grisze). Ich losy zostały połączone i... cóż, nie będę się tutaj rozwodzić. Ci, którzy czytali książki, wiedzą, jak potoczyła się ta historia. Świeżynkom w Cieniu i kości mogę powiedzieć, że spodziewajcie się lubianego w popkulturze motywu łowca/ofiara oraz walki z uprzedzeniami. I chociaż w tym aspekcie zabrakło mi trochę czasu ekranowego, aby lepiej pokazać zmieniającą się relację między Niną a Matthiasem, uważam to za najbardziej emocjonujący wątek. Najczęściej wywołał on mój uśmiech, westchnienia oraz rozżalenie. Aktorzy bardzo dobrze poradzili sobie ze swoimi rolami, odgrywając przypisane im postacie. Obydwoje są wyraziści, z charakterem, oryginalni i oceniam ich na piątkę z plusem.
Tego samego nie mogę powiedzieć o Alinie, która jest... niezbyt barwna. Jest wyjątkowa, ale nie wzbudza ogromnej sympatii. Ponadto w tym wątku miałam wrażenie przyspieszenia fabuły. Czuję, że historia Zmrocza oraz Aliny została spłycona. I bardzo mnie to zaskakuje, ponieważ... mieli możliwości, aby zrobić to lepiej. Także nie zdziwi mnie, jeżeli ktoś, kto nie czytał książek będzie miał jeszcze większe zastrzeżenia do tego, co się dzieje na ekranie między Aliną a Zmroczem.
Fenomenalnie za to wypadają Jesper oraz Inej. Obydwie postacie są barwne oraz charakterne. Dodano im nieco cech, rozwinięto ich i okazało się to świetnym zagraniem. Jesper bawi, rozczula oraz sprawia, że nie da się go nie lubić. Najkrócej można go opisać jako comic relief tej produkcji. A Inej? Badass, wzbudza sympatię i do tego ma silne poczucie sprawiedliwości. Fascynujący jest również Kaz, chociaż mam drobne wątpliwości, czy Freddy podołał w 100% tej roli. Na pewno w większości momentów spisał się rewelacyjnie, dobrze przekazał to, jaka jest jego postać. A miał chyba najtrudniejszą rolę do odegrania. Kaz to bardzo dobrze napisana postać książkowa, ulubieniec wielu. Freddy stanął przed ogromnym wyzwaniem i gdy myślę o tym, jakie oczekiwania były wobec niego... oceniam go zdecydowanie na korzyść.
Bez wątpienia największym plusem Trylogii Grisza był świat przedstawiony. Twórcy serialowi dali radę i pokazali go w trafny sposób. Postarano się o przedstawienie Grisz w taki sposób, aby byli oni przekonujący. Lore tego świata jest rozbudowane – widać, że przemyślano historię, relacje między państwami, politykę, kulturę, wartości typowe dla danych grup społecznych. Zauważalny jest tutaj rasizm, uprzedzenia, odmienne podejście do umiejętności Grisz czy strach przed obcymi. Chociaż główna fabuła to motyw wybrańca, tak wokół Aliny dzieje się dużo drobnych rzeczy, dużo historii, które sprawiają, że Cień i kość ma charakter. Bez wątpienia fabuła jest osadzona we wciągającym świecie, który bardzo miło było w końcu zobaczyć na ekranie.
I jeżeli boicie się, że go nie zrozumiecie: bez obaw. Już od pierwszego odcinka twórcy starali się pokazać, jak działa świat, kto stoi u władzy i jakie są obowiązki poszczególnych grup. Ze względu na to miałam poczucie sztywności i wymuszenia niektórych scen na samym początku Cienia i kości. Domyślam się jednak, że było to konieczne, aby osobom niezaznajomionym ze światem wytłumaczyć jego działanie. I może to nawet lepiej? Potem akcja idzie płynnie do przodu, a wszyscy widzowie mają pewien podstawowy poziom wiedzy o świecie.
W gruncie rzeczy trudno mi przyczepić się do wielu rzeczy. Tak, Cień i kość rozmija się z książkami. Nie, nie jest to szczególnie irytujące. Raczej zaskakujące i testujące moją pamięć. Aktorzy spisali się dobrze, wcielając w przypisane im role. Mogłabym się zachwycać tym, jakie drobnostki zostały przez nich pokazane nawet jeżeli nie mieli dużo czasu ekranowego (np. David i jego mowa ciała to złoto i diamenty). Jedyne, co tutaj zaszkodziło to jakiś dziwny... pośpiech. Chwilami trudno było mi kupić relacje między bohaterami, a przecież czytałam książki! Ja wiem, co za tymi więziami stoi! A co ma powiedzieć ktoś, kto nie ma tego podłoża? Obawiam się, że niektórzy mogą czuć się troszkę zagubieni tym faktem...
A co oprócz tego? Kostiumy są przepiękne. Kefty (specjalne stroje noszone przez Grisze) są zachwycające ze swoimi barwnymi i oryginalnymi haftami. Podziwiam tego, kto odpowiadał za kostiumy, ponieważ spisał się na medal! Zadbano o to, aby każdy z bohaterów miał w sobie coś wyjątkowego i bardzo rzuca się to w oczy. Cudowny jest strój Inej, który ukrywa czternaście noży; dostrzegam kunszt stojący za stworzeniem laski Kaza oraz charakterystyczne stroje Jespera.
Muszę również pochwalić muzykę, której na pewno będę długo słuchać (już to robię, pisząc tę recenzję). Wywoływała we mnie liczne emocje, przyprawiała o ciarki oraz doskonale dopełniała tego, co rozgrywa się na ekranie. Myślę, że dobrano ją naprawdę dobrze do świata przedstawionego. A skoro o nim mowa...
Nie ma wątpliwości, że przełożenie świata high fantasy na ekran nie jest prostym zadaniem. To wyzwanie, do sprostania któremu potrzeba dużo pieniędzy, ponieważ bez nich wyjdzie jeden, wielki bubel. To chyba największa obawa fanów dotycząca Cienia i kości. Na szczęście: wizualnie produkcja wypada dobrze. Jedynie czasami nie byłam przekonana do tego, jak pokazywano moce Aliny. Wydawały mi się nieco... przerysowane. Oprócz tego? Wow, dali radę! Także jeżeli obawiacie się kulejącego CGI, marnych efektów specjalnych, które przywodzą na myśl tanie produkcje: nie zastaniecie ich w Cieniu i kości.
Kolejnym (i już ostatnim) plusem serialu są drobnostki, które ucieszą czytelników. Dla osób, które nie miały do czynienia z Trylogią Grisza czy Szóstką wron, będą one niezauważalne. Jednakże fani będą z tego czerpać niemałą rozrywkę. Te puszczenia oczek znajdują się w dialogach, w zachowaniach bohaterów oraz tytułach odcinków. Samo szukanie ich daje niesamowitą radochę i jutro w przemyśleniach spoilerowych na pewno rozwinę ten wątek!
Podsumowując, Cień i kość to udany serial fantasy, chociaż wszyscy mieli co do niego obawy. To produkcja, która spodoba się zarówno fanom książek, jak i tym, którzy jeszcze nie mieli z nimi nic wspólnego. Nie jest ona bez wad, jednak większość z nich miała miejsce już w książkach (jak np. przewidywalność niektórych wątków). Mimo wszystko jestem naprawdę zadowolona i będę czekać na drugi sezon. Bo tak jak pisałam w tekście „Skąd ten hype na Shadow and Bone?!‟, myślę, że ta produkcja może dać początek częstszym ekranizacjom fantasy YA i NA.
Wczoraj obejrzałam tylko pierwszy odcinek i przerwałam, ale dzisiaj obejrzałam już więcej i zostały mi trzy odcinki do końca, więc się nie rozpiszę. Zgadzam się, że wplecenie bohaterów z ,,Szóstki Wron" to był dobry pomysł i sam serial dużo na tym zyskał. Na ten moment losy innych bohaterów bardziej mnie interesują niż wątek Aliny. Ja po przeczytaniu ,,Cienia i kości" nie miałam obaw, wręcz przeciwnie, miałam nadzieję, że będzie lepszy od pierwszego tomu.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Cieszę się, że póki co serial Ci się podoba :D
UsuńCałkowicie przegapiłam premierę tego serialu. Zaraz zabiorę się za oglądanie. Trylogię czytałam już dawno, więc pamiętam tylko najważniejsze punkty i część postaci, z "Szóstką Wron" w ogóle nie miałam styczności. Dzięki za recenzję, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że serial Ci się spodoba!
UsuńŚwietnie, że w ostatecznym rozrachunku czujesz się usatysfakcjonowana.
OdpowiedzUsuńTo prawda!
UsuńBardzo kusi mnie ten serial, ale chciałabym najpierw przeczytać książki
OdpowiedzUsuńPolecam! Mam nadzieję, że Ci się spodobają :)
UsuńTutaj będę się trzymać żelaznej zasady: "najpierw książka, później film". Naprawię zaraz czytnik i wszystko nadrobię! :D
OdpowiedzUsuńSłusznie! :D Oby książki Ci się spodobały!
UsuńKtoś może mi powiedzieć jak zakończy się w III części wątek miłosny Aliny i Zmrocza ?. Proszę :(
OdpowiedzUsuń[SPOILER] [SPOILER] [SPOILER] [SPOILER] [SPOILER] [SPOILER] bez happy endu. Alina wiąże się z Malem [SPOILER] [SPOILER] [SPOILER] [SPOILER] [SPOILER]
UsuńSzczegóły na temat Zmrocza znajdziesz tutaj, o ile niestraszne są Ci spoilery: https://thegrishaverse.fandom.com/wiki/The_Darkling
Jeju jakie to smutne.. Nigdy nie popieram takiego zakończenia. Kiedyś w końcu musi wygrać motym mrocznej miłości..
OdpowiedzUsuńHm, może nie do końca znowu taka mroczna miłość, ale na początku trochę tak to wygląda w "Dworach" Sarah J. Maas. Pierwszy tom trylogii to "Dwór cierni i róż". Może tutaj znajdziesz namiastkę tego, czego szukasz :D
UsuńMoże Pani coś jeszcze polecić właśnie z takim motywem ?
UsuńHmm, niełatwa relacja oraz wewnętrzna walka osoby między dobrem a złem bohatera jest też niejako widoczna w serii "Czarny Mag" Rachel E. Carter. Choć tutaj nie ma charakterystycznego dla "Cienia i kości" trójkąta miłosnego.
UsuńJako osoba, które trylogia griszy podobała się tak sobie, stwierdzam, że serial wypada troche lepiej. Masz rację co do tego, że wizualnie wygląda to świetnie - ja wciąż jestem zachwycona keftami! Pamietam, jakiego miałam banana na buzi, jak widziałam te rękawiczki i kulenie Kaza :D. Nie do końca za to przekonuje mnie połączenie Wron i Aliny, ale im dalej w las tym bardziej się to wydaje... naturalne? Generalnie na duży plus! :)
OdpowiedzUsuńTak, te wszystkie drobne wizualne szczegóły są fenomenalne <3
Usuń