Comfort culture, czyli kultura niosąca pocieszenie
Ostatnio gdzie nie zajrzę, tam widzę pojęcie comfort show, comfort TikToker, comfort book i to sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać nad tą całą kulturą niosącą pocieszenie.
Od comfort food do comfort culture
Przez długi czas spotykałam się zaledwie z określeniem comfort food, ewentualnie (precyzując, o jaką potrawę chodzi) comfort soup, czyli jedzenie niosące pocieszenie, zupa niosąca pocieszenie. I chociaż po polsku brzmi to absurdalnie (trudno przełożyć w tym kontekście słowo comfort na polski), gdy się nad tym zastanowić, pojęcie jest naprawdę ładne. Chodzi tutaj o posiłki, które rozgrzewają, sprawiają, że człowiek czuje się dobrze, przypomina sobie pozytywne wydarzenia z przeszłości albo myśli o ludziach, z którymi czuł się komfortowo. Niezależnie od tego, jakie dokładnie odczucia wywołuje ten posiłek, człowiekowi łatwiej poradzić sobie z towarzyszącym stresem.
Jednak im dłużej przeglądam otchłanie internetu, tym częściej widuję pojęcie comfort w innych kontekstach. Coraz częściej fani popkultury mówią o comfort movies, comfort shows czy comfort books (niosące pocieszenie: filmy, programy telewizyjne i książki). Co wydaje się całkiem logiczne, ale im bardziej zagłębimy się w temat, tym podobnych haseł jest więcej. Zaledwie wczoraj natknęłam się na pojęcia jak comfort TikToker czy comfort person (niosący pocieszenie TikToker, niosąca pocieszenie osoba – w tym kontekście chodziło o aktorkę).
I gdy się nad tym zastanawiam, to tak naprawdę można powiedzieć, że tych niosących pocieszenie elementów kultury jest jeszcze więcej. Nikt mi nie wmówi, że nie mogę powiedzieć o comfort anime, comfort manga, comfort YouTuber, comfort blog, comfort podcast, comfort music itp., itd. Wszystko, co związane z popkulutrą może nam nieść tak zwaną pociechę, więc najwygodniej zebrać te hasła pod parasolem comfort culture.
Ile jest komfortu w comfort culture?
Comfort food kojarzy nam się przede wszystkim z jedzeniem, które wywołuje przyjemne poczucie nostalgii i sprawia, że człowiekowi robi się ciepło na serduszku. Zazwyczaj takie jedzenie utożsamiane jest z dzieciństwem, z posiłkami tworzonymi przez kogoś nam bliskiego. W przypadku comfort culture trudno mówić o wykonaniu przez znanych nam ludzi. Prędzej można powiedzieć o pewnym poczuciu tęsknoty albo miłych wspomnieniach.
Można by założyć, że comfort culture dotyczy przede wszystkim elementów związanych z dzieciństwem, gdyby nie fakt, że tak nie jest. Weźmy pod uwagę comofrot TikTokerów – TikTok nie istnieje od bardzo dawna, trudno zatem, aby ktoś utożsamiał go z dzieciństwem (przynajmniej w 2021). I tyczy się to wszystkich nowych trendów czy twórców. Z resztą gdy sama myślę o moim comfort show (Kochane kłopoty), to również nie wracam do dzieciństwa, a co najwyżej końca studiów licencjackich. Zatem comfort culture zdaje się nie wiązać tyle z naszą przeszłością, a czymś, co nas po prostu relaksuje, uspokaja.
Podobno, gdy ma się zły humor albo znajduje się w stresie, warto oglądać, czytać treści już znane, aby przynajmniej w tej formie eskapizmu zapewnić sobie poczucie równowagi. I wydaje mi się, że trochę tak jest w przypadku comfort culture. To te utwory kultury, które kojarzą nam się stabilnie, pozytywnie, może mało zaskakująco, ale wywołują to samo poczucie ciepła, co rosół (podobno najpopularniejsza comfort soup). To twórcy i utwory, które mają nacechowanie pozytywne, optymistyczne, łagodne. Gdy analizuję swoje comfort culture, to wszystko zebrane w całość można podsumować jako plusz, kocyk, ciepło kominka i jasne światło. A mówiąc bardziej brutalnie: chwilowy eskapizm od trudnej bądź stresującej codzienności (co oczywiście nie jest złe, o ile ktoś tego nie praktykuje nagminnie, uciekając od rzeczywistości i skrajnie ją ignorując).
Cancel culture a comfort culture
Jakby się nad tym zastanowić, to wygląda na to, że rosną nam obok siebie dwa nurty kultury popularnej. Z jednej strony mamy opisane wyżej comfort culture, czyli kulturę niosącą pocieszenie, programy, książki i filmy, do których wracamy, aby poczuć się trochę lepiej, gdy jesteśmy zestresowani.
A z drugiej mamy do czynienia z cancel culture, która wywołuje w internecie ogromne poruszenie. Tyczy się ona anulowania, unieważniania tych, którzy być może zachowali się w sposób niewłaściwy, niezgodny z przyjętymi normami. Każdy piosenkarz, aktor, pisarz pozostaje teraz pod czujnym okiem fanów, co oznacza jeszcze większą konieczność uważania na swoje słowa. I jeżeli wykażą się niewłaściwym zachowaniem, mogą zostać anulowani.
I tym sposobem paru twórców zostało już swoiście cancelowanych, jak np. J. K. Rowling. Była to bodaj najgłośniejsza sytuacja, która zmusiła wielu fanów do zastanowienia się, czy możemy oddzielić twórcę od jego twórczości. Czy możemy anulować tylko Rowling, ale dalej uznawać Harry'ego Pottera za swoje comfort books? Czy można mówić z radością, że Hogwart is my home oraz potępiać autorkę za jej słowa?
Jest to temat na osobną i długą dyskusję, dlatego jeżeli chcecie poczytać o tym dobry, rozbudowany tekst, idźcie do Bajkonurka, która opisała ten problem. Ja z kolei chcę tutaj tylko zwrócić uwagę, że to ciekawe, jak współcześni fani otaczają się pluszem, nadają różnym twórcom i utworom pojęcie comfort culture oraz potrafią promować na Twitterze hasthagi związane z anulowaniem kogoś. Tworzą się w ten sposób dwa filary, które niby się przenikają, niby się nawzajem negują i jestem bardzo ciekawa, jak dalej nasza kultura będzie się rozwijać. Jestem jednak przekonana, że swoista walka między comfort a cancel na pewno da się na wszystkim jeszcze we znaki.
Ciekawa ta opozycja comfort-cancel. Ale wygląda na to, że obie będą odgrywały w naszym życiu coraz większe znaczenie! Chciałabym przy tym, by dominowała ta pierwsza.
OdpowiedzUsuńRównież mam taką nadzieję :) Jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie.
UsuńO cancel culture niestety czyta się częściej, albo po prostu ma większy zasięg. Dużo osób wypowiada się o jej negatywnych i pozytywnych stronach. Coraz częściej jednak słychać te bardziej krytyczne głosy, a czasem nawet przeobraża się ona w żart dotyczący mleka. Oby jednak comfort, był bardziej wpływowy.
OdpowiedzUsuńZobaczymy, jak to się rozwinie! Może comfort zdobędzie przewagę.
UsuńCiekawy post. Przyznam, że to u Ciebie pierwszy raz spotykam się z tymi określeniami. Ale jak to ja, często nie nadążam za tym wszystkim 😉
OdpowiedzUsuńMiło mi słyszeć, że mogłam sprawić, że zapoznałaś się z tymi hasłami :)
UsuńInternet jak i social media pełne są skrajności. Jednak im bardziej stresująca jest rzeczywistość, tym częściej ludzie poszukają sposobu aby rachunek ten wyrównać.
OdpowiedzUsuńCo do Rowling - napisała HP w takim a nie innym momencie swojego życia. Wtedy była taką osobą, teraz jest być może inną. Wszyscy się zmieniamy. Książki o Harry'm i całym tym magicznym świecie pełniły ważną rolę w moim życiu, więc pozostanę fanem tej historii. Ciekawe jest jednak jak rozgrodzić bycie fanem twórczości danej osoby (tego co stworzyła) a jej samej jako osoby. Podobnie jest z piosenkarzami / zespołami. Kocham ich piosenki, lecz już nie zawsze wykonawców. Trzeba chyba założyć, że to ewolucja (dobra lub zła) i wszyscy się zmieniamy.
Pozdrawiam serdecznie Zakładka do Przyszłości
Bardzo fajny teskt!
Bardzo ciekawe podejście! Podoba mi się to, co napisałaś. Mocno daje do myślenia! Dziękuję za Twój komentarz.
UsuńTemat coraz bardziej nagłaśniany i myślę, że biorąc pod uwagę to, w jakich czasach żyjemy mocno się zakorzeni.
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę :)
UsuńJa wciąż czekam na cancelowanie Polańskiego, w naszym kraju. Bo tu ciągle tylko ochy i achy. I męczą mnie swoiści obrońcy gwiazd, mówiący że ktoś rzuca oskarżeniami "dla kasy, bo ojej jakie dziwnie że po latach się przypomniało". Często ciężko dociec prawdy, ale wolę uwierzyć potencjalnej ofierze, niż potencjalnemu przestępcy.
OdpowiedzUsuńNatomiast jeśli chodzi o drugi nurt. No, tu myślę, że to taka niby niewinna sprawa, pozytywna. Ktoś pokazuje jak i czym możemy o siebie zadbać, co zjeść, co obejrzeć. Ktoś mówi, że tego potrzebujemy. Należy nam się. W głowie może zrodzić się schemat - nie zrobiłam wystarczająco w ostatnim czasie, więc nic takiego mi się nie należy. Lub to, o czym wspomniałaś - można "uciekać" w comfort culture zbyt często.
Myślę, że wszystko w nadmiarze może mieć negatywne skutki. Również to comfort culture, ale o ile traktuje się je z umiarem, zdrowym podejściem i nie uznaje za ucieczkę, to nie jest złe :)
UsuńPS. Dobrze Cię widzieć!
Ciekawy artykuł!
OdpowiedzUsuńDo tej pory stykałam się głównie z pojęciem "comfort food", ale nie myślałam jakoś, że epitetem "comfort" można również objąć inne dziedziny życia. Przecież ja sama mam kilka takich tekstów kultury, do których lubię wracać... Zresztą po tym, co wydarzyło się w 2020 roku, to nie dziwię się, że ludzie szukają czegoś, co pozwoli im odpocząć i zapomnieć choć na chwilę o kłopotach.
Pozdrawiam Serdecznie!
Dokładnie! 2020 mocno nam pokazał, że lubimy wracać do czegoś, co przynosi chwilę ulgi i wytchnienia.
UsuńDzięki za wyjaśnienie!
OdpowiedzUsuńStrasznie ciężko było mi wywnioskować, czym jest "comfort character" z kontekstu, a jak widać jest całą comfort culture. Nie ukryję, że czułam się staro i poza tematem, nie nadążająca za młodzieżą, a przecież mam ledwo 21 lat!
Zjawisko bardzo ciekawe. Oby ludzie nie uciekali za bardzo w comfort culture.
Nie ma sprawy! Cieszę się, że mogłam to trochę rozjaśnić :)
UsuńChyba żyję pod kamieniem, bo dosyć rzadko spotykałam się ze stwierdzeniem "comfort culture" i myślałam, że to taki trochę zamiennik guilty pleasure, choć widzę, że to jednak dwie inne rzeczy, które w różny sposób definiują przyjemność jaką odczuwamy. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! To zupełnie odmienne rzeczy :D
Usuń