„Zła królowa‟ – Holly Black [recenzja]
Szesnastoletnia Kaye jest współczesną koczowniczką. Uparta i niezależna, podróżuje z miasta do miasta z zespołem rockowym swojej matki, póki złowróżbne wydarzenie nie zmusi jej do powrotu w rodzinne strony. Tam, w przemysłowym krajobrazie New Jersey, Kaye odkrywa, że stała się pionkiem w odwiecznej walce o władzę między dwoma rywalizującymi królestwami skrzatów walce, która może się skończyć jej śmiercią.
Pfff, od czego by tu zacząć... Pisanie tej recenzji nie jest łatwe, bo wiem, że nie będzie ona zbyt pozytywna. Co jest naprawdę przykre, bo kiedy sięgałam po najnowszą (na polskim rynku) powieść Holly Black, spodziewałam się czegoś przynajmniej na poziomie Lasu na granicy światów, ale raczej porównywalnego jakościowo do Okrutnego księcia. Komentarze, które gasiły mój entuzjazm ignorowałam, a teraz chyba powinnam odszukać tych, którzy radzili mi nie mieć zbyt wysokich wymagań i przyznać im rację... Bo widać, że to jest jedna z pierwszych książek autorstwa Holly Black...
Kaye to bohaterka typowa dla powieści, które powstawały wiele lat temu. Jest samotniczką, outsiderką do granic możliwości (nie chodzi do szkoły, tuła się po świecie ze swoją matką, która realizuje marzenie o byciu gwiazdą rocka), pali, pije oraz ma bardzo swobodne podejście do... cóż, wszystkiego. W dzieciństwie widywała elfy, choć nikt nie chciał jej w to wierzyć, co tylko mocniej uwydatnia łatkę dziwaka. Okazuje się jednak, że Kaye wcale nie oszalała. Elfy naprawdę istnieją i teraz ich znajomość z główną bohaterką się odnawia. Tym bardziej, gdy te magiczne istoty postanowiły złożyć dziewczynę w ofierze w ramach wewnętrznych potyczek...
Sam motyw jest ciekawy, prawda? Choć może trochę powtarzalny... Główna bohaterka jest samotniczką, wyróżnia się na tle innych, ale zarazem swoją wyjątkowością zwraca uwagę nadprzyrodzonych istot. Między innymi tego wyjątkowo przystojnego, nieco wycofanego i gburliwego... Dziewczyna ma zostać złożona w ofierze, wykorzystana przez elfy, a próbując zapobiec swojemu losowi, pakuje się w coraz większe kłopoty. Po drodze musi wykazać się odwagą, siłą oraz pomysłowością. I już pomijając, że te klimaty są dość „stare‟ i większy entuzjazm miałabym w gimnazjum, to sam zamysł nie był zły. Uważam, że dało się z tego wyciągnąć całkiem sporo: trochę intryg, walk, ciekawych, magicznych istot... Black jest pomysłową autorką, ale niestety swój kunszt rozwinęła dopiero po Złej królowej.
Sposób, w który przedstawiono tę historię jest... kiepski. Przede wszystkim leży budowanie relacji między bohaterami. To, jak potoczyła się znajomość Kay i Roibena jest dla mnie absurdalne! Nie widziałam żadnych podstaw, aby tych dwoje odczuło wobec siebie jakąkolwiek sympatię. Rozpoznałam za to trochę elementów wskazujących na toksyczność ich bliskości. Również inne relacje są miałkie. I to prawdopodobnie przez to, że Black w tej książce nie radzi sobie z emocjonalnością. Traumatyczne wydarzenia spływają po Kaye jak po kaczce. Autorka nie poświęca zbyt wiele miejsca przeżyciom wewnętrznym bohaterki czy jej przemyśleniom, co sprawia, że czytelnikowi trudno sympatyzować z kimkolwiek.
Zresztą kiepska kreacja bohaterów to kolejny minus. Każda z postaci stanowi pewien archetyp, którego nawet nie zechciano pogłębić. Ba, bohaterowie przejawiają jakieś cechy, które zostają potem totalnie porzucone. Najlepszym przykładem tego jest Corny, którego pierwszy opis wskazuje na cechy charakteru, których potem w ogóle nie zgłębiono. Czułam, jakby opisywano dwie osoby na samym początku Złej królowej, a w następnych rozdziałach. Nie rozbudowano również Roibena, który ma potencjał, a został pokazany jako przystojny i umiejący walczyć. Tyle. Z kolei reszta to już tylko pojedyncze cechy, które dominują kreację...
Wyjątek stanowi Kaye, z której perspektywy poznajemy historię. Pokazano nieco więcej jej cech, również tych niezbyt pozytywnych. Nie mogę powiedzieć, że ją polubiłam, jednak uważam, że ze wszystkich wypada najlepiej. Co więcej, nadane jej przywary oraz zalety są uargumentowane kwestiami fabularnymi.
Boli mnie również styl tej powieści. Black postawiła na infantylne opisy oraz dominację dialogów. Te drugie są wszechogarniające i czasami brakowało mi choćby zdania, które przedstawiłoby mimikę, ton głosu, gesty, ruchy – cokolwiek. Czytając Złą królową, miałam skojarzenia z fanowskimi opowiadaniami oraz początkującymi pisarzami, którzy muszą jeszcze bardzo dużo się nauczyć zanim będą mogli się opublikować. Jest jednak plus jej stylu: nie mogę zaprzeczyć, że książkę czyta się naprawdę szybko! I bardzo mnie to cieszy, bo obawiam się, że gdyby przyszło mi spędzić nad nią więcej czasu, mogłabym nie dotrwać do końca...
Podsumowując, nie mogę zaprzeczyć, że pomysł na Złą królową był dobry. Może nieco powtarzalny w stosunku do innych powieści z nurtu paranormal romance, jednak kilka lat temu na pewno byłabym zachwycona. Problem jednak rodzi się w wykonaniu: autorce nie udało się wykreować złożonych bohaterów, między którymi tworzą się ciekawe i mające podstawy relacje. Zauważam również braki w opisach, przez co trudno przywiązać się do któregoś z bohaterów albo poczuć... cóż, cokolwiek. Jest to rozczarowujące i naprawdę żałuję, że Black nie przyszedł ten pomysł później w jej rozwoju literackim. Jestem przekonana, że przy jej obecnych umiejętnościach książka wypadłaby o wiele lepiej.
W PIGUŁCE:
| fantastyka | młodzieżowe | elfy | wróżki | pixie | romans | liceum | nastolatkowie | miejsce akcji: Stany Zjednoczone | amerykańska pisarka | inne książki autorki |
Za egzemplarz dziękuję:
To zupełnie nie mój gatunek czytelniczy.
OdpowiedzUsuńJasne, rozumiem :)
UsuńSzkoda, że książka nie spełniła twoich oczekiwań.
OdpowiedzUsuńNiestety :(
UsuńMiło mnie zaskoczyła, ale rzeczywiście widać, że to jedna z pierwszych powieści autorki :)
OdpowiedzUsuńBardzo rzuca się to w oczy :/
UsuńTrochę zgłupiałam na początku, bo byłam pewna, że to z trylogii, ale widzę, że mi się tytuły pomyliły! Kurde, brzmi trochę jak książka pisana na kolanie. Pewnie zanim się za nią zabiorę, to ona zdąży wydać kolejny cykl, także ten...
OdpowiedzUsuńNie jest to z trylogii, ale okładki oraz tematyka podobne, więc łatwo się pogubić. Przyznam szczerze, że na Twoim miejscu odpuściłabym sobie lekturę tej książki - nie warto.
UsuńRecenzja nie do końca zachęca, więc ja raczej skupię się na ,,Okrutnym księciu", który już rok kurzy się u mnie na półce.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Słusznie, "Okrutny książę" jest naprawdę fajny :)
Usuńbardzo oryginalna propozycja, jednak nie dla mnie chyba.
OdpowiedzUsuńJeżeli nie lubisz fantastyki młodzieżowej, to nie.
UsuńCzyli nie będę sięgać....
OdpowiedzUsuńLepiej sobie odpuścić!
UsuńNie planuję czytać tej książki.
OdpowiedzUsuńI nic nie tracisz!
Usuń