„Migawka‟ – Brandon Sanderson [recenzja]

migawka sanderson
Anthony Davis i jego partner Chaz są jedynymi prawdziwymi ludźmi spośród dwudziestu milionów mieszkańców miasta. Trafili tam na podstawie nakazu sądowego, by dowiedzieć się, co wydarzyło się w prawdziwym świecie przed dziesięcioma dniami. To z kolei umożliwi odnalezienie ukrytych dowodów w realnym mieście.

Wewnątrz odtworzonej Migawki 1 maja Davis i Chaz są najwyższą władzą. Ich odznaki pozwalają im ominąć każdą przeszkodę i lekceważyć prawa obywatelskie otaczających ich podróbek. Jednak przestępstwa, które mają zbadać, wydają im się banalne – do chwili, gdy natrafią przypadkiem na ofiary seryjnego mordercy. I mimo iż centrala nie pozwala im przeprowadzić dochodzenia, obaj policjanci postanawiają zignorować ten rozkaz.

Rozpoczęło się polowanie. A choć miasto wraz z podróbkami przestanie istnieć po wyłączeniu Migawki, nie oznacza to jeszcze, że Davis i Chas wyjdą z niego z życiem. 

Powtarzałam to już parę razy, powtórzę i kolejny: gdyby Brandon Sanderson napisał instrukcję obsługi papieru toaletowego, i tak bym ją kupiła, po czym z niepohamowanym entuzjazmem zabrała się za lekturę. Dlatego, kiedy pojawiła się Migawka, od razu musiałam ją zakupić. I to mimo że ta książka jest bardziej kryminałem z wątkami fantastyki niż fantastyką z motywem kryminalnym, a (jak może wiecie) mi i kryminałom nie jest zbytnio po drodze...

Natomiast w przypadku Migawki najistotniejszy jest chyba świat przedstawiony (zresztą jak zawsze u Sandersona). Widzicie, tutaj do rozwiązywania zbrodni służy nowoczesna, niemal niewyobrażalna technologia, która umożliwia stworzenie Migawki, miasta-widmo, które odtwarza ze szczegółami wydarzenia z danego dnia. To pozwala na przyjrzenie się poszczególnym oskarżonym, sprawdzenie ich alibi, jak również znalezienie zagubionych narzędzi zbrodni. Migawka jest tak realistyczna, że zmusza do zastanowienia, czy jej mieszkańcy wykreowani w ten sposób są prawdziwymi ludźmi czy zaledwie wyobrażeniami? Bo śmieją się, płaczą i nie wiedzą, że są elementem systemu, a ich prawdziwe „ja‟ żyje gdzieś indziej. Myśląc o tym, przypominają mi się takie produkcje, jak Westworld, Łowca androidów czy Wyspa. 

Bez wątpienia jest to wątek, który zmusza do zastanowienia i wielokrotnie przewija się przez książkę. Czy zabicie kogoś, kto jest elementem Migawki to morderstwo? A może w Migawce można zrobić wszystko? Czy można popełnić dowolną zbrodnię i ujdzie to na sucho, bo przecież nie mamy do czynienia z prawdziwymi ludźmi? Takie rozważania towarzyszą również głównym bohaterom, Daviesowi i Chazowi, którzy mają za zadanie rozwiązanie zagadki morderstwa. Jednak przy okazji dowiadują się, że w tym samym czasie grasował seryjny morderca z obsesją na punkcie technologii Migawki...

To wszystko sprawia, że historia przepełniona jest akcją, zagwozdkami oraz rozważaniami filozoficznymi i to... zaledwie na osiemdziesięciu stronach. Sanderson, mistrz długich książek, poczynił krótkie opowiadanie, które przepełnił masą wątków. I jestem przekonana, że mógłby poruszyć kwestię Migawki jeszcze w osobnej książce, która byłaby o wiele bardziej rozbudowana. I w związku z tym czuję nieco niedosytu... W porządku, historia Daviesa i Chaza jest zakończona i nie widzę powodu, aby do niej wrócić, ale sama technologia Migawki? Chętnie dowiedziałabym się więcej. Choć z drugiej strony: może tylko tyle wystarczy, aby zostawić czytelnika z poczuciem, że to dobra historia, która każe pomyśleć o istnieniu podobnej technologii.

No, ale dobrze, wracając jeszcze do historii Daviesa i Chaza: uważam, że jest ona wciągająca i zaskakująca. Chociaż w posłowiu Sanderson bije się w pierś, że postawił na przewidywalne rozwiązanie, ja się go nie spodziewałam. Może skupiłam się na innych aspektach? A może Sanderson za mało wierzy w swoje umiejętności? Tak czy siak, dla mnie Migawka naprawdę zaskakuje i zostawia, może niezbyt kulturalnie to nazywając, z mindfuckiem. A co za tym idzie: to historia, która zostanie ze mną na naprawdę bardzo długo!

Bohaterowie, na tyle, na ile można ich poznać na osiemdziesięciu stronach, są w porządku. Nadano im charakterystyczne cechy i już od samego początku można odczuwać pewne sympatie czy antypatie. Co ciekawe, mimo niedługiej historii, wykreowano im całkiem ciekawe profile psychologiczne. Wiadomo, może nie jest to analiza dogłębna, ale hej, czego się spodziewamy na takiej małej przestrzeni? Autor po prostu zdecydował się skupić na innych elementach historii i to jest w porządku. 

Podsumowując, Sanderson bardzo przyjemnym stylem, stawiając na zaskakujące rozwiązania oraz wykorzystanie ciekawej technologii, tworzy wciągający kryminał, który zmusza do rozważań filozoficznych. To historia, którą można pochłonąć w mniej niż godzinkę, a zostawi czytelnika z poczuciem, że dobrze spędził czas. Polecam!

W PIGUŁCE:
| science-fiction | kryminał | wyjątkowa technologia | amerykański pisarz | inne książki autora |
migawka okładka

Komentarze

  1. To nie moje klimaty, więc tym razem odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kryminały uwielbiam, za to z fantastyką mi czasem nie po drodze, bo się gubię. Sandersona chcę zacząć już od lat, ale nie wiem od czego zacząć i nie wiem, bo się się zacząć, choć raz prawie zaczęłam Rytmatystę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam na blogu cały tekst poświęcony temu, jak się wgryźć w stworzone przez niego uniwersum, cosmere. Znajdziesz go, wpisując "Jak czytać książki Brandona Sandersona?" lub po prawej w polecanych postach na moim blogu :)
      Jeżeli jednak szukasz czegoś lżejszego, niepowiązanego, to polecam też "Rytmatystę" albo "Do gwiazd".

      Usuń
  3. Sandersona kocham w długich formach, kiedy faktycznie może się rozhulać. Komiks "Biały piasek" średnio przypadł mi do gustu, podobnie jak "Stalowe serce". Jednak te cegły po 500 stron najlepsze.
    Ale chętnie to opowiadanie przeczytam, w końcu to Sanderson, a pomysł na świat naprawdę ciekawy. Najpierw jednak zapoluję na "Wśród gwiazd" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że im więcej przestrzeni dostaje, tym lepiej sobie radzi! Rzadki talent, ale w jego przypadku jak najbardziej prawdziwy :)

      Usuń
  4. Ja po książki Brandona Sandersona sięgam w ciemno. Na ten tytuł musze dopiero zapolować. Zabrać się do tego wcześniej niż przy ,,Idealnym stanie". Już nie mogę się doczekać, aż wpadnie w moje ręce ,,Migawka".

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo! Również sięgam po jego książki bez zawahania :)

      Usuń
  5. Kryminał i fantastyka - ciekawe połączenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie przepadam za science-fiction więc raczej się nie skuszę

    OdpowiedzUsuń
  7. Już czytając drugi akapit tej recenzji, doszłam do wniosku "Hej! Muszę to przeczytać!". A czytając dalej tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że muszę się zaopatrzyć w "Migawkę" i zapoznać z twórczością Sandersona.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie zapoznaj się z jego twórczością! Warto! :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza