„Dom Ziemi i Krwi‟ część 2 – Sarah J. Maas [recenzja przedpremierowa]
Bryce Quinlan jest dziewczyną, która w połowie jest człowiekiem, a w połowie Fae. W świecie pełnym magii, niebezpieczeństw i ognistych romansów poszukuje zemsty! Bryce Quinlan kocha swoje życie. W dzień pracuje dla handlarza antyków, sprzedając nie do końca legalne magiczne artefakty, a nocą imprezuje razem z przyjaciółmi, delektując się każdą przyjemnością jaką Lunathion – znane również jako Crescent City – ma do zaoferowania. Ale gdy bezwzględne morderstwo wstrząsa miastem, wszystko zaczyna się rozpadać – również świat Bryce.
Płakałam, mamrotałam do bohaterów pod nosem, uśmiechałam się, nerwowo gestykulowałam, zaciskałam usta ze złości oraz odwracałam wzrok od książki, bo zarazem chciałam i nie chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Czy wyglądałam przy tym jak wariatka? Bardzo możliwe. Czy tego żałuję? Ani trochę, ponieważ już to świadczy o tym, że na pewnych polach Dom Ziemi i Krwi przoduje.
Czytając drugą część Domu Ziemi i Krwi, przypomniałam sobie, jak parę lat temu czytałam Koronę w mroku. Pamiętam, że to był chyba jeden z nielicznych w tamtym okresie przypadków, gdy książka wywołała we mnie jednocześnie tak skrajne emocje. Maas powtórzyła to po raz kolejny – w jednej chwili uśmiechałam się, w następnej cicho pochlipywałam. To autorka, która doskonale potrafi bawić się emocjami czytelnika, sprawiając, że ten czuje się, jakby znajdował się na dziwnym rollercoasterze. I chociaż przebywanie na nim sprawia czasami ból, nie chce się z niego schodzić.
Śledztwo dotyczące śmierci Daniki przyspiesza, tajemnica Rogu nabiera na znaczeniu, a do tego dochodzą nowe podejrzenia. Maas nadaje szybszego tempa, rzuca oskarżeniami, wodzi za nos i wyprowadza nas w pole. Z ręką na sercu przyznaję, że niektórych plot twistów absolutnie się nie spodziewałam. Parę razy miałam ochotę wrzasnąć: „co?!‟. Na szczęście nie dlatego, że wprowadzone rozwiązania były absurdalne, a po prostu dlatego, że mnie zadziwiły.
Nie twierdzę, że każdy element fabularny był niesamowicie nieprzewidywalny. Pewne wątki chodziły za mną już od dłuższego czasu i spodziewałam się, że Maas postawi na takie wyjaśnienia. Jednakże parę razy byłam w szoku, co też sprawiło, że nie mogłam oderwać się od czytanej powieści. W napięciu przerzucałam kolejne strony, chłonąc tajemnice Księżycowego miasta oraz jego mieszkańców.
Na drodze do poznania tajemnicy Rogu oraz zabójstwa Daniki towarzyszą nam przede wszystkim Bryce, Hunt oraz Ruhn. Cała trójka skradła moje serce, kilkukrotnie je złamała, a potem znowu skleiła na nowo. Jestem ogromną fanką nie tylko Bryce, ale również Ruhna. Brat głównej bohaterki jest interesującą postacią i mam nadzieję, że w następnych tomach poznamy go nieco lepiej,. No i mam nadzieję, że dostanie dużo szczęśliwych scen, ponieważ ten Fae zasługuje na szczęście i radość.
Największego zaskoczenia jednak możemy spodziewać się ze strony Bryce. Druga część lepiej pozwala zrozumieć jej motywację do działania. Dowiadujemy się więcej na jej temat (oraz jej rodziny), poznajemy jej przeszłość, a to z kolei ostatecznie pozwala zapomnieć, że ktoś postrzegał ją tylko przez pryzmat imprezowiczki. Wydaje mi się, ze jeżeli ktoś mógł nie lubić tej bohaterki, to teraz jego podejście się zmieni. Choć ja od początku wiedziałam, że przypadnie mi do gustu.
Trudno oddzielić tę część od pierwszej, skoro tak naprawdę jest to jedna książka podzielona na dwie. A zatem niezmienne pozostaje absurdalne piękno bohaterów, które (jak wcześniej) jednocześnie bawi oraz sprawia, że przewracam oczami. Tak samo często towarzyszą bohaterom rozmowy oraz myśli dotyczące seksu. Choć (na szczęście!) w najważniejszych momentach takich dialogów albo nie ma wcale, albo jest ich o wiele mniej i poprowadzone w nienatrętny sposób.
Zauważyłam jednak pewien minus, który nie jestem pewna, czy był nieobecny w pierwszej połowie, czy mniej zauważalny... Jednakże chwilami odniosłam wrażenie, że Maas nie stawia na jasny podział, z czyjej perspektywy czytamy dany fragment. Niby narracja trzecioosobowa pozwala na większą swobodę, jednakże w większości przypadków dość jasno jest zaznaczone, która postać stoi w centrum. Zdarzały się jednak fragmenty, w których się gubiłam, bo wydawało mi się, że poznajemy rzeczywistość z perspektywy paru postaci na raz, co tworzyło pewien chaos informacyjny.
A po drugie, odniosłam wrażenie, że czasami Maas zbyt szybko przechodziła do zakończenia sceny. Chwilami wydawało mi się, że brakuje jednego zdania, które pozwoliłoby podsumować dany fragment. Aczkolwiek zarówno ten problem, jak i wcześniej wspomniany chaos to rzeczy, które zdarzają się sporadycznie. Po przeliczeniu na pewno nie byłyby one zbyt liczne. Oprócz tego Maas spisuje się dobrze, tworzy plastyczne opisy oraz dobrze operuje językiem (choć liczba epitetów dotyczących piękna bohaterów się nie zmienia).
Czytając drugą część Domu Ziemi i Krwi, przypomniałam sobie, jak parę lat temu czytałam Koronę w mroku. Pamiętam, że to był chyba jeden z nielicznych w tamtym okresie przypadków, gdy książka wywołała we mnie jednocześnie tak skrajne emocje. Maas powtórzyła to po raz kolejny – w jednej chwili uśmiechałam się, w następnej cicho pochlipywałam. To autorka, która doskonale potrafi bawić się emocjami czytelnika, sprawiając, że ten czuje się, jakby znajdował się na dziwnym rollercoasterze. I chociaż przebywanie na nim sprawia czasami ból, nie chce się z niego schodzić.
Śledztwo dotyczące śmierci Daniki przyspiesza, tajemnica Rogu nabiera na znaczeniu, a do tego dochodzą nowe podejrzenia. Maas nadaje szybszego tempa, rzuca oskarżeniami, wodzi za nos i wyprowadza nas w pole. Z ręką na sercu przyznaję, że niektórych plot twistów absolutnie się nie spodziewałam. Parę razy miałam ochotę wrzasnąć: „co?!‟. Na szczęście nie dlatego, że wprowadzone rozwiązania były absurdalne, a po prostu dlatego, że mnie zadziwiły.
Nie twierdzę, że każdy element fabularny był niesamowicie nieprzewidywalny. Pewne wątki chodziły za mną już od dłuższego czasu i spodziewałam się, że Maas postawi na takie wyjaśnienia. Jednakże parę razy byłam w szoku, co też sprawiło, że nie mogłam oderwać się od czytanej powieści. W napięciu przerzucałam kolejne strony, chłonąc tajemnice Księżycowego miasta oraz jego mieszkańców.
Na drodze do poznania tajemnicy Rogu oraz zabójstwa Daniki towarzyszą nam przede wszystkim Bryce, Hunt oraz Ruhn. Cała trójka skradła moje serce, kilkukrotnie je złamała, a potem znowu skleiła na nowo. Jestem ogromną fanką nie tylko Bryce, ale również Ruhna. Brat głównej bohaterki jest interesującą postacią i mam nadzieję, że w następnych tomach poznamy go nieco lepiej,. No i mam nadzieję, że dostanie dużo szczęśliwych scen, ponieważ ten Fae zasługuje na szczęście i radość.
Największego zaskoczenia jednak możemy spodziewać się ze strony Bryce. Druga część lepiej pozwala zrozumieć jej motywację do działania. Dowiadujemy się więcej na jej temat (oraz jej rodziny), poznajemy jej przeszłość, a to z kolei ostatecznie pozwala zapomnieć, że ktoś postrzegał ją tylko przez pryzmat imprezowiczki. Wydaje mi się, ze jeżeli ktoś mógł nie lubić tej bohaterki, to teraz jego podejście się zmieni. Choć ja od początku wiedziałam, że przypadnie mi do gustu.
Trudno oddzielić tę część od pierwszej, skoro tak naprawdę jest to jedna książka podzielona na dwie. A zatem niezmienne pozostaje absurdalne piękno bohaterów, które (jak wcześniej) jednocześnie bawi oraz sprawia, że przewracam oczami. Tak samo często towarzyszą bohaterom rozmowy oraz myśli dotyczące seksu. Choć (na szczęście!) w najważniejszych momentach takich dialogów albo nie ma wcale, albo jest ich o wiele mniej i poprowadzone w nienatrętny sposób.
Zauważyłam jednak pewien minus, który nie jestem pewna, czy był nieobecny w pierwszej połowie, czy mniej zauważalny... Jednakże chwilami odniosłam wrażenie, że Maas nie stawia na jasny podział, z czyjej perspektywy czytamy dany fragment. Niby narracja trzecioosobowa pozwala na większą swobodę, jednakże w większości przypadków dość jasno jest zaznaczone, która postać stoi w centrum. Zdarzały się jednak fragmenty, w których się gubiłam, bo wydawało mi się, że poznajemy rzeczywistość z perspektywy paru postaci na raz, co tworzyło pewien chaos informacyjny.
A po drugie, odniosłam wrażenie, że czasami Maas zbyt szybko przechodziła do zakończenia sceny. Chwilami wydawało mi się, że brakuje jednego zdania, które pozwoliłoby podsumować dany fragment. Aczkolwiek zarówno ten problem, jak i wcześniej wspomniany chaos to rzeczy, które zdarzają się sporadycznie. Po przeliczeniu na pewno nie byłyby one zbyt liczne. Oprócz tego Maas spisuje się dobrze, tworzy plastyczne opisy oraz dobrze operuje językiem (choć liczba epitetów dotyczących piękna bohaterów się nie zmienia).
Oceniając te dwie części osobno, druga jest o wiele lepsza – wywołuje wiele emocji, zaskakuje rozwiązaniami, nie można się od niej oderwać oraz zdradza tajemnice bohaterów. Trudno jednak mówić o tych dwóch książkach w oderwaniu od siebie nawzajem. Zatem podsumowując Dom Ziemi i Krwi jako całość, uważam, że to dobry początek nowej serii w klimatach urban fantasy. Maas zapewnia czytelnikowi masę doświadczeń, wciągającą historię oraz dających się lubić bohaterów. Ja świetnie bawiłam się w trakcie lektury! Warto jednak pamiętać, że książka jest przeznaczona dla nieco dojrzalszego czytelnika ze względu na wulgaryzmy, podteksty seksualne oraz ilość stosowanych przez bohaterów używek.
Za egzemplarz dziękuję:
Nie bądź ukwiał, polajkuj Kulturalną meduzę na Facebooku!
Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po tę powieść :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci miłej lektury!
UsuńJak przeczytam pierwszą część to może wtedy sięgnę po drugą :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Myślę, że warto, bo tak naprawdę to jest jeden tom, tylko podzielony na dwie części :)
UsuńDobrze wiedzieć. Jakiś czas temu słuchałam tej historii o dworach i bardzo mnie wciągnęła. Kiedy znów będę chciała posłuchać czegoś podobnego nie będę daleko szukała :)
OdpowiedzUsuńWarto bliżej przyjrzeć się twórczości Maas!
UsuńStrasznie chcę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce będzie Ci to dane!
UsuńKoniecznie muszę przeczytać. Kiedyś zaczęłam Szklany tron czytać, ale nie skończyłam. Jeszcze kiedyś wrócę do tej autorki.
OdpowiedzUsuńWarto wrócić do "Szklanego tronu" oraz zapoznać się z najnowszą książką Maas! Polecam!
UsuńNa mnie dopiero czeka ta książka, ale wsiąkłam w inne, nie mniej opasłe, i trochę mi zejdzie nim sie za nią wezmę, choć pierwszy tom mnie czasem irytował.
OdpowiedzUsuńWidziałam wiele opinii, że pierwsza część może irytować. Niemniej druga wypada lepiej :)
Usuń