Anne with an E – różnice między serialem a książkami
Może zastanawiasz się, jakie są różnice między serialem Anne with an E (Ania, nie Anna) a książkowym pierwowzorem? Dzisiaj przychodzę z opisem tych, które najbardziej rzucają się w oczy!
Słowem wprowadzenia, chciałabym tylko powiedzieć, że trudno tutaj wypisywać wszystkie różnice między serialem a książkami. Produkcja Netflixa jest zaledwie luźną adaptacją i twórcy zdecydowali się na wprowadzenie ogromu zmian. Dlatego też nie znajdziecie tutaj wszystkich różnic (bo z tego powstałaby osobna książka), a te, które moim zdaniem są najbardziej znaczące.
Uwaga! Post zawiera spoilery do serialu Anne with an E (sezonów 1-3) oraz książek Ania z Zielonego Wzgórza, Ania z Avonlea, Ania na Uniwersytecie!
Brak reprezentacji
Zacznę od najszerszej grupy różnic. Serial szczyci się wprowadzeniem do fabuły nie tylko osób ze społeczności LGBT, ale również PoC (People of Colour). W Ani z Zielonego Wzgórza jednak się one nie pojawiły. Orientacja seksualna ciotki Józefiny nie została w żaden sposób zasugerowana. Z kolei przyjaciel Ani, Cole, na kartach powieści w ogóle nie zawitał. W gruncie rzeczy nie przypominam sobie, aby Montgomery zasugerowała istnienie jakiejkolwiek postaci ze społeczności LGBT.
W Ani z Zielonego Wzgórza nie pojawiają się również Afroamerykanie, ani Indianie. Grupy te zostały wprowadzone w serialu, który dotyka swoją tematyką nie tylko brutalnego procesu asymilacji Indian, ale również wskazuje problem rasizmu. Czy to źle, że Montgomery o tym wszystkim nie napisała? Biorąc pod uwagę czasy, w których tworzyła swoją historię... nie jestem zaskoczona, ani nie uważam tego za gorszące. Jednak ta różnica znacząco pokazuje, jak zmieniło się nasze spojrzenie na świat na przestrzeni niecałych 130 lat.
Wprowadzenie nowych postaci...
Jak już zostało wcześniej powiedziane, w książkach nie pojawiają się PoC. A zatem zabrakło w nich: Mary, Basha, ich przyjaciół, Ka'kwet i jej bliskich, Cole'a, a także Winnie Rose. Obecność i znaczenie nadane tej ostatniej w serialu wyjątkowo mnie zaskoczyły, ponieważ (co stanowi kolejną różnicę) w książkach Gilbert zawsze był zauroczony Anią i nie planował oświadczyć się żadnej innej (choć faktycznie były plotki dotyczące pewnej dziewczyny).Oczywiście, postaci, które nie pojawiły się w książkach zapewne znajdzie się jeszcze kilka, jednak te miały najistotniejsze znaczenie dla fabuły, dlatego też zostały tutaj wymienione.
...i usunięcie istniejących
W pierwszej części w życiu Ani duże znaczenie mają również państwo Allanowie – pastor z żoną, którzy na niedługo przed egzaminami Ani wprowadzają się Avonlea. Kobieta została serdeczną przyjaciółką Shirleyówny i brała udział w niektórych przygodach dziewczynki (np. historia z ciastem, która ma miejsce w trzecim sezonie, w książkach przebiegła trochę inaczej i zaangażowana w to była wspomniana żona pastora). W serialu jednak nie ma o nich mowy, a jedyny pastor, który się pojawia jest pokazany jako człowiek, który chce ograniczyć dzieciom wolność słowa.Ania spędziła w sierocińcu cztery miesiące
W serialu nie zostało powiedziane dokładnie (a przynajmniej sobie tego nie przypominam), ile Ania spędziła w sierocińcu. Zasugerowano jednak, że przebywała tam dość długo, balansując między rodzinami zastępczymi a sierocińcem. W trzecim sezonie zobaczymy scenę, w której główna bohaterka jest o wiele młodsza, co pozwala nam sądzić, że znajdowała się w sierocińcu dużo wcześniej, niż przed skończeniem jedenastych urodzin. Z kolei w książkach spędziła tam cztery miesiące. Wcześniej mieszkała przez lata u dwóch rodzin zastępczych.Gilbert nie jest sierotą
Zgadza się jedno: jego ojciec jest chory, przez co Gilbert miał pewne opóźnienia związane z jego edukacją. Jednakże mężczyzna nie umiera z powodu choroby, kiedy chłopak jest jeszcze w szkole. Ba, państwo Blythe'owie spokojnie doczekali się wnuków. No własnie, państwo. Matka Gilberta w serialu w ogóle się nie pojawia, z kolei w powieściach... okay, też nie zostaje za dużo na jej temat powiedziane. Montgomery wspomina ją zaledwie raptem kilka razy, jednak jest jak najbardziej żywa.W ogóle historia Gilberta jest w książkach zgoła odmienna! Blythe nie wyjeżdża z Avonlea, aby podróżować po świecie. Grzecznie się uczy, niegrzecznie dokucza koleżankom oraz wzdycha z ukrycia do Ani.
Ocieplenie relacji Ani i Gilberta
W Ani z Zielonego Wzgórza tych dwoje się nie lubi. Pamiętacie, jak w serialu Ania kładzie się na łódce w celu odegrania sceny ze sztuki? W książce wypływa nią na wodę, niestety (przez zbieg różnych wydarzeń), łódka zaczyna tonąć. Dziewczyna jednak chwyta się mostka, gdzie cierpliwie czeka na pomoc. Tą pomocą okazuje się Gilbert, który ratuje ją i odstawia na brzeg. Po tym wydarzeniu proponuje jej przyjaźń (wcześniej nie odzywali się do siebie ze względu na sytuację z wyśmiewaniem rudych włosów Ani), ta jednak odmawia. To z kolei denerwuje Gilberta na tyle, że wzburzony odchodzi. Od tej pory nie tylko ignoruje Anię, ale chętniej angażuje się w ostrą rywalizację w nauce. To wszystko doprowadza do znaczącego się ochłodzenia ich relacji. Od tego wydarzenia tych dwoje ignoruje się przez lata.W serialu mimo ich początkowej zawiści, dość szybko zaczynają się dogadywać. Biorąc pod uwagę, jak rozwleczony zostaje pierwszy tom (i ile dołożono tam dodatkowych elementów), jest to zapewne rozsądniejszy wybór. Warto jednak pamiętać, że w powieściach ich sytuacja nie była tak kolorowa.
Ania i Gilbert uczęszczali razem do Akademii
Rozdzielenie tych dwoje ze względu na kontynuację studiów przez Gilberta faktycznie ma miejsce. Ale dopiero w czwartej części. Najpierw obydwoje uczęszczają do Queen's Academy (Ania z Zielonego Wzgórza), następnie studiują razem w Redmond College (Ania na Uniwersytecie). Dopiero po zdobyciu licencjatu ich drogi rozchodzą się (Ania pracuje jako nauczycielka, z kolei Gilbert przygotowuje się do zawodu lekarza). W serialu z kolei widzimy, że dochodzi do tego o wiele wcześniej, wraz z wyjazdem Ani do Queen's Academy.Ania zaprzyjaźniła się z Gilbertem dopiero po ukończeniu Akademii
Jak już wcześniej pisałam: ich relacja pod koniec szkoły była naprawdę beznadziejna. Ania wyjeżdżając do Akademii, nie przyjaźni się z Gilbertem. Przez cały ten okres toczy się między nimi zawzięta rywalizacja. Sytuacja zmienia się dopiero po zakończeniu przez nich studium nauczycielskiego. W serialu z kolei... sami wiecie, jak było.Ania odrzuciła zaręczyny Gilberta
Zacznijmy od tego, że Ani na przestrzeni książek oświadczyło się kilka różnych osób. Włącznie z Gilbertem, którego za pierwszym razem odrzuca. Ania uświadamia sobie swoje uczucia do chłopaka dopiero kończąc studia licencjackie (Ania na Uniwersytecie) – to wtedy dowiaduje się, że chłopak jest ciężko chory i nie wiadomo, czy przeżyje. Tak więc... Gilbert musiał prawie umrzeć, żeby do Ani dotarło, że go kocha. Dopiero wtedy tych dwoje zaręcza się. Faktem jest jednak, że po ich zaręczynach ich drogi się rozchodzą – Gilbert wyjeżdża na studia medyczne, z kolei Ania kontynuuje pracę jako nauczycielka.
Diana nie idzie do Akademii
Trzeci sezon kończy się piękną sceną, w której Diana mimo wszystko wybiera się do Akademii. Książka nie ma takiego zwieńczenia, bowiem Diana nigdy nie idzie do Akademii, zamiast tego zostaje w Avonlea i... wcale nie jest z tego powodu niezadowolona. Może i niektóre zachowania rodziców ją raniły, jednak w gruncie rzeczy nie jest powiedziane, że czuła się źle z perspektywą bycia żoną i matką. Nie dążyła ani do ogromnych przygód, ani romansów z Jerrym, jak to zostało zasugerowane w serialu.
Jerry Buote i jego znaczenie dla fabuły
A skoro już o nim mowa! Ponieważ Mateusz i Maryla decydują się na adopcję Ani, postanawiają zatrudnić chłopca, który pomoże Cuthbertom w prowadzeniu farmy. Jerry zostaje wspomniany raptem kilka razy na przestrzeni pierwszego tomu, nie zasługuje na dłuższy opis i o ile się nie mylę: tylko raz się odzywa.
Jak już wspomniałam na początku: różnic między książkami a serialem jest cała masa. Nie wymieniłam wszystkiego, ponieważ szybciej zajęłabym się wymianą rzeczy, które są dokładnie takie same. Przyznaję, że twórcy serialu wiele wyciągnęli z książek, po czym to ubarwili, wyolbrzymili (np. postać Jerry'ego). Czy te zmiany jednak wyszły na dobre? Na to każdy musi odpowiedzieć sobie sam!
Nie bądź ukwiał, polajkuj Kulturalną meduzę na Facebooku!
Billy Andrews nie był dupkiem
W serialu Billy przedstawiony jest jako cham i prostak, który chce wykorzystać Josie. Kiedy ta go odpycha, chłopak postanawia rozpowiedzieć wszystkim wokół, że było inaczej, w ten sposób niszcząc reputację dziewczyny. Wielokrotnie jest pokazywany jako typ, który jest nieuprzejmy w stosunku do innych osób (przede wszystkim kobiet, choć to zachowanie przejawia się też w stosunku do Indian). Z kolei w książkach... po pierwsze prawie nie istnieje, po drugie był na tyle uprzejmy, że zawiózł Jane i jej koleżanki na koncert (to jeden z nielicznych razów, gdy w ogóle pojawia się na kartach powieści), a po trzecie jest zbyt nieśmiały, by oświadczyć się Ani osobiście i robi to przez siostrę.Jak już wspomniałam na początku: różnic między książkami a serialem jest cała masa. Nie wymieniłam wszystkiego, ponieważ szybciej zajęłabym się wymianą rzeczy, które są dokładnie takie same. Przyznaję, że twórcy serialu wiele wyciągnęli z książek, po czym to ubarwili, wyolbrzymili (np. postać Jerry'ego). Czy te zmiany jednak wyszły na dobre? Na to każdy musi odpowiedzieć sobie sam!
Nie bądź ukwiał, polajkuj Kulturalną meduzę na Facebooku!
Osobiście mi zmiany w tym serialu względem książek nie przeszkadzają. Oczywiście nie wszystkie zmiany wyszły dobrze, a znaczna większość tak.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Rozumiem :D
UsuńTo kwestia indywidualna, kogo, jakie zmiany frustrują.
Wstyd się przyznać, ale ani nie czytałam książek, ani nie oglądałam serialu. Wydają mi się trochę... czy ja wiem? Zbyt dziecinne? Żałuję, że nie zajrzałam do książek, gdy byłam młodsza i lubiłam się z podobną tematyką.
OdpowiedzUsuńwww.pomistrzowsku.blogspot.com
Rozumiem tę obawę. Szkoda, że nie zetknęłaś się wcześniej z tymi książkami, ale liczę, że może uda Ci się jeszcze kiedyś zmotywować do lektury :D
UsuńPrzeczytanie tego postu zajęło mi cała zmianę w pracy 😁 Fajny, sensowny, w sumie zachęciłas mnie do tego serialu ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :D
UsuńMusiałabym obejrzeć, by ocenić czy te zmiany wyszły na dobre czy złe. Z reguły nie lubię, gdy manipuluje się przy oryginale 😉
OdpowiedzUsuńMi generalnie nie przeszkadza to aż tak bardzo, ale w tym przypadku dość mocno mnie to denerwowało :/
UsuńAkurat dziś słuchałam audio Ani z Zielonego Wzgórza(z czego mój syn miał lekką polewkę).. i z ciekawości weszłam później na Netflixa. Zaskoczyło mnie, że Maryla witała w drzwiach Rachel Lynde, a nie Małgorzatę Lynde jak to jest w polskim przekładzie.. i tak faktycznie jest w oryginale.
OdpowiedzUsuńA co do różnic między książką, a filmem - nie lubię :) Rozumiem poprawność polityczną i tolerancję, ale te zmiany wprowadzane są na siłę.
W serialu nie podoba mi się też robienie z Maryli osoby zimniejszej i mniej sympatycznej niż była w książce. Maryla miała duże poczucie humoru! Nie spodobały mi się też dodane flashbacki Ani, mające zaznajomić widza z okrucieństwem poprzednich opiekunów czy strasznego pobytu w sierocińcu..
Różnice w imionach też mnie dezorientują, ale to akurat stanowi pikuś w obliczu zmian między serialem a książkami.
UsuńZgadzam się, że Maryla w książkach była o wiele ciekawsza. Zresztą Diana podobnie :D
I ta bardzo mroczna i trudna przeszłość Ani również mi nie podeszła :/
Odpadłam od serialu jakoś w drugim sezonie - jak dla mnie tych zmian w stosunku do oryginału było trochę za dużo i były wprowadzane momentami zupełnie niepotrzebnie. Lubię takie retellingi pokazujące to, czego kiedyś nie można było pokazać albo czego sami autorzy nie dostrzegali (vide Mansfield Park z wątkami o niewolnictwie, bo nie oszukujmy się, te wszystkie piękne dwory w książkach Jane Austen były zbudowane za kasę z kolonii), ale tutaj ktoś chciał za dużo i wyszło karykaturalnie, jakby twórcy założyli sobie za cel dodać do historii wszystkie problemy współczesnego świata i kobiet ;) Szkoda, tym bardziej że można to było zrobić, wykorzystując wątki i postaci, które były już w książce (no może oprócz Indian ;)). W pierwszym sezonie było to jeszcze okej, podobało mi się to wydobywanie kwestii, o których w książce było wspomniane jedynie słowem (np. parobek Jerry i problem francuskich imigrantów). Ale kiedy zaczęto dopisywać kolejne postaci i wydarzenia, zrobiło się też paradoksalnie jakoś... nudniej? Może lepiej by było, gdyby bohaterki nie nazywać Anią, a jedynie zrobić taki retelling a rebours.
OdpowiedzUsuńAaaaa właśnie sprawdzałam kto wyreżyserował i napisał scenariusz do Mansfield Park z 1998 roku i okazuje się, że to właśnie twórczyni "Anne with an E" xD Nie ma jak intuicja, właśnie mi się wszystko poukładało :D
P.S. Czy tylko ja mam problem ze skomentowaniem na bloggerze przez urządzenia mobilne? Już kolejny komentarz z komórki mi zniknął.
Zgadzam się ze wszystkim, co powiedziałaś!
UsuńNo proszę! Intuicja jednak nie zawodzi w takich przypadkach :D Ja osobiście o tym nie wiedziałam.
Co do Twojego pytania - nie komentuję z urządzeń mobilnych, więc niestety nie pomogę. Może jakaś usterka ze strony bloggera?
I dlatego nie lubię adaptacji filmowych. Wiedźmina też się strasznie boję obejrzeć. Ale nie umiem sobie wyobrazić, że Ania i Gilbert się lubią, czytałam jedynie pierwszy tom i no cóż, ja znam tylko tę sytuację :D
OdpowiedzUsuńHahaha, ja potrafię sobie wyobrazić, że się lubią, ale zdecydowanie w późniejszym okresie swojej znajomości!
Usuńjakoś nie ciągnie mnie do tego serialu :P ogromnie polubiłam ekranizację Ani z Zielonego wzgórza z 1985 roku i myśląc o tej książce mam przed oczami tamta obsadę. Nie chcę tego zmieniać ;P
OdpowiedzUsuńDo tamtej adaptacji również mam pewne zarzuty, aczkolwiek wiele osób zachwala, mówiąc, że jest o wiele lepsza i tamci aktorzy zapisali się w ich pamięci jako Ania i Gilbert.
UsuńMyślę, że na podstawie tego serialu świetnie sprawdziłby się post "podobieństwa miedzy serialem a książką", zwłaszcza jeśli chodzi o trzeci sezon xD Niemniej, lubię i jedno, i drugie. Poza tym jestem pod wrażeniem, że mimo tak wielu zmian fabularnych, Netfliksowi udało się w miarę zachować charakter Ani. Może i jest bardziej wyemancypowana, ale wciąż pozostaje tą samą marzycielką.
OdpowiedzUsuńHahaha, na pewno byłby krótszy! Teraz żałuję, że takiego nie zrealizowałam :P
UsuńSerialu ani książek nie czytałam, ale najwyższy czas to nadrobić :D Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Miłej lektury!
Usuńz srialem jeszcze nie miałam okazji się zapoznać, ale książki swojego czasu uwielbiałam :-)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy spodoba Ci się serial :D
UsuńKsiążkę uwielbiam, ale do serialu kompletnie mnie nie ciągnie :)
OdpowiedzUsuńI może to dobrze :D
UsuńNie przeczytałam co prawda całej serii z Anią, ale nawet po przeczytaniu kilku książek widać duuuuże różnice, więc zgadzam się w stu procentach!
OdpowiedzUsuńTe zmiany widać już nawet po pierwszym tomie! Rzekłabym, że nawet po pierwszych rozdziałach!
Usuńno właśnie ja też jakoś nie porwałam się do książki ani filmu. mnie też wydawała się dość dziecinna ale może warto nadrobić
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto :D
UsuńAnię z Zielonego Wzgórza znam tylko z tytułu, nigdy nie oglądałam, nigdy nie czytałam.
OdpowiedzUsuńWarto nadrobić! :D
UsuńNo dobrze, wrócę do książek. I może tym razem przeczytam więcej niż dwie części. Ale to po sesji. Serial mi się podoba, jest taki przyjemny w odbiorze dla mnie i przez to nabrałam ochoty na książki, bo czasy w nich opisywane są dla mnie szczególnie ciekawe.
OdpowiedzUsuńTroszkę to smutne, że jest aż tyle różnić, ale wydaje mi się, że to zawsze tak jest z ekranizacjami klasyków. Próbuje się chyba trochę na siłę odnowić, odświeżyć historie, które powinny pozostać nienaruszone w swoim klimacie...
Tak się boję serialu "Władca Pierścieni"....
Wróć, wróć <3
UsuńRównież się go obawiam. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Ciekawy tytuł, jednak szczerze mówiąc pierwszy raz o tym serialu słyszę.
OdpowiedzUsuńMoże to i dobrze :P
UsuńTen post uświadomił mi jak niewiele scen pamiętam z książek. Ja wiem, że skończyłam dość szybko, bo może gdzieś po 2 czy 3, ale zupełnie nie kojarzę sceny z jeziorem. Przyznam, że zachęciłaś mnie do nadrobienia zaległości. ;)
OdpowiedzUsuńTa scena ma miejsce 1 części, niedługo po incydencie z przefarbowaniem włosów przez Anię :D
UsuńMyślałam, że tylko ja nie jestem zachwycona tym serialem. Ania w tej ekranizacji wydaje mi się jakąś karykaturą samej siebie, taką „starą-malutką”, która wszystko wie zawsze najlepiej, ale uważając się za dorosłą nie potrafi tego zakomunikować tylko zachowuje się jak rozpuszczony pięciolatek.
OdpowiedzUsuńJa osobiście mam takie odczucie, że chociaż serial był świetny i bardzo przyjemnie się go oglądało, to po głębszym przeanalizowaniu stwierdzam, że jest tam jednak za dużo zmian. Owszem, podoba mi się wątek Sebastiana i Mary oraz Jerry'ego ale już dodanie samej postaci Cole'a to przesada i wydaje się to wepchnięte na siłę. Denerwuje mnie też skrócenie i wycięcie wielu etapów relacji Ani i Gilberta, uważam, że w książce było to przedstawione dużo lepiej i przede wszystkim sporo wolniej i dokładniej. Oprócz tego zmiany dotyczące nauki Ani i szkół, w których się uczyła często wprowadzały mnie w błąd i po prostu nie miałam pojęcia na jakim etapie jesteśmy. Dodatkowo to, że Gilbert wyjechał pod koniec też bardzo pokomplikowało sprawę. Mimo to serial uważam za jeden z lepszych i jestem zarówno fanką serii jak i adaptacji. No i oczywiście miejmy nadzieję, że pojawi się sezon 4!
OdpowiedzUsuńA mi się serial bardzo podobał! Naprawdę podobał mi się wątek feminizmu, poruszenie tematu rasizmu. ciekawe przedstawienie postaci cioci Jo. Ponadto niesamowicie podobała mi się postać Gilberta, był bardziej dojrzały niż w książce i o wiele bardziej podobał mi się wątek miłosny Ani i Gilberta w serialu, niż w powieści. Serial naprawdę na plus, wzruszający i doprowadzający do łez, a także naprawdę wciągający. Nie mogłam się doczekać, kiedy Ani w końcu będzie z Gilbertem. Ponadto duży plus, że nie uśmiercono postaci Mateusza. W książce zdecydowanie zbyt sybko go zabrakło, nie udało się go prawdziwie poznać czytelnikowi.
OdpowiedzUsuńCzekam na 4 sezon, mam nadzieję, że jednak będzie :)
Bylem przez 2 miesiace w szpitalu w QEH w Charlottetown gdy kanadyjska TV pokazywala ten serial... jakiez bylo moje zdziwienie gdy po zapowiedzi speaker'a ze za chwile CBC pokaze kolejny odcinek Anne with E ... wszyscy pacjenci ,ktorzy byli na sali telewizyjnej tego szpitala masowo jak jeden wyszli z sali by nie ogladac kolejnego odcinka serialu...i tak bylo co tydzien... zastanawialem sie wtedy dlaczego mieszkancy tej wyspy w tak drastyczny sposob pokazali ,ze nie chca ogladac kolejnych odcinkow o slynnej na caly swiat Ani z Zielonego Wzgorza ,ktora caly swiat uwielbia...nie zdziwilem sie gdy Netflix postanowil z powodu niskiej ogladalnosci przerwac nagrywanie dalszych odcinkow tego serialu...po prostu mieszkancy wyspy super wrazliwej Ani zrozumieli ,ze LM Montgomery napisala bajke, ktora w zaden sposob nie pokazuje prawdy o wyspie... super wrazliwa marchewkowa Ania , ktora rozmawiala z natura jakos nie zauwazyla ,ze na tej wyspie masowo w pazdzierniku strzelaja do dzikich gesi, ktore ucza dopiero co urodzone dzieci mlode gaski latac i tworzyc olbrzymie klucze V na niebie zanim odleca przed zima na poludnie, ze na tej wyspie masowo strzela sie i trapuje w smiertelne pulapki do pieknych dzikich lisow i racoon'ow by za kilka dolarow sprzedac ich futra...,ze na tej wyspie zdarza sie ,ze nawet nieletni palami baseballowymi zabijaja wypoczywajace na plazach tej wyspy foki a miejscowy rzad bez wzgledu na partie urzadza szkolenia jak lapac w pulapki i zabijac przepiekne lisy ,ktore masowo zamieszkuja ta wyspe... poniwaz tu mieszkam w samym sercu Cavendish to obserwuje ,ze czesto te piekne lisie pary maja szczescie jak dozyja 1 lub max 2 lat bo sa zabijane.... moglbym jeszcze duzo dluzej pisac o tej wyspie... mieszkancy zas znaja prawde i nie sa fanatykami marchewkowej Ani ... i uwazam ,ze Netflix ma doskonale rozeznanie w badaniu opinii publicznej i to bylo slusznym powodem do rezygnacji z nagrywania dalszych odcinkow o marchewkowej Ani. zkukula@bellaliant.net
OdpowiedzUsuńJa właśnie skończyłam serial. Zaczęłam go oglądać bo potrzebowałam coś dalej wybrać, choć zdecydowanie więcej czytam książek niż oglądam seriali. Anię czytałam bardzo dawno, stąd znalazłam się tutaj, bo chciałam przypomieć sobie jakie były różnice. Na pewno do książki wrócę i wiem, że będzie mi się podobała milion razy bardziej. Ale jako że nie jestem na świeżo z książką tylko z serialem to jestem w stanie go obiektywnie ocenić.
OdpowiedzUsuńWedługo mnie ogląda się go bardzo przyjemnie, jest wciągający, pobudza emocje. Faktycznie trochę przesadzili z typowym netflixowaniem jak multikulti czy feminizm. Oczywiście były to problemy typowe dla tamtych czasów, ale wtedy były one cierniem w sercach prześladowanych grup, a nie manifestami i jawnym przeciwstawianiem się zasadom. Te wątki zdecydowanie nie są duchem tamtych czasów i odbierają nieco autentyczności obrazu. Wręcz ma się wrażenie, że hej, już sto lat temu kobiety masowo przeciwstawiały się odgórnym rolom, a w każdej społeczności akceptację znajdą inne kultury. Wątek z indianami sprawiał wrażenie sztucznego, nachalnego. I do tego pozostało wrażenie, że nie został zakończony. Co do zakończenia to trochę mi nie podeszło, że w samym ostatnim odcinku, na samiuśkim końcu jak już czekałam na napisy końcowe, zostały rozwiązane wszystkie (prawie) bolączki jak np. Gilbert, korzenie Ani, nauka Diany.
No może faktycznie trochę krytyki tu wrzuciłam, ale krytykować zawsze łatwiej.
Jeśli ktoś nie jest fanem czytania to spokojnie może oglądać.
Moja ocena to 7,5/10