Ania, nie Anna [recenzja 3 sezonu]


Trzecia odsłona przygód rudowłosej Ani Shirley oraz jej przyjaciół z Avonlea. Tym razem przed nimi przygotowania do egzaminów do Akademii.

Ania, nie Anna (tudzież Anne with an E) to serial, który wywołuje we mnie mnóstwo frustracji. Kiedy rozmawiam ze znajomymi na jego temat, mam wrażenie, że przemawia przeze mnie jakaś masochistyczna natura – z jednej strony jestem niezadowolona z licznych elementów w tej produkcji, z drugiej zaś z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnych sezonów, a po ich wyjściu pochłaniałam odcinki w zatrważającym tempie.

Moja frustracja wynika z ogromnego sentymentu i jeszcze większej sympatii do książek, które po finale trzeciego sezonu postanowiłam sobie odświeżyć. Z żalem stwierdzam, że nie umiem rozdzielić książek od ekranizacji/adaptacji, choć zazwyczaj udaje mi się to bez większego problemu. Niestety brak tej umiejętności w tym przypadku odbiera bardzo dużo z zabawy, ponieważ różnice między serialową a książkową wersją są ogromne.

Zaczynają się one na fabule, zaledwie pobieżnie łącząc się z tym, co wymyśliła Montogomery. Trzeci sezon w dalszym ciągu skupia się na wydarzeniach z pierwszego tomu, jednak zakończenie zabiera pewien element z trzeciej części. Dodatkowo twórcy wprowadzili dużo dodatkowych wątków, które ubarwiają tę historię (pytanie tylko, czy pozytywnie). Druga grupa różnic dotyczy bohaterów, nie tylko ich przeszłości, wydarzeń z nimi związanych, ale również charakterów, co prawdopodobnie boli mnie najbardziej.

Ze względu na te wszystkie różnice, obawiam się, że osoby, które również uwielbiają tę serię książkową i są do niej mocno przywiązane, mogą mieć problem z oglądaniem trzeciego sezonu. Jednak po wylaniu tych (bądź co bądź) gorzkich żali, chciałabym już przejść do recenzji trzeciego sezonu, w którym spróbuję odciąć się od ciągłego porównywania tych dwóch historii.
A zatem Ania oraz jej koledzy i koleżanki ze szkoły przygotowują się do egzaminów, które pozwolą im kontynuować ich edukację na uniwersytecie. Jednak jak to w życiu nastolatków bywa, nie tylko nauka im w głowie, a także pierwsze romanse. Oczywiście przy okazji tych codziennych perypetii młodzieży, nie zabraknie poważniejszych historii dotyczących mieszkańców Avonlea.

I zacznę od tego ostatniego. W tym sezonie część odcinków skupia się na Indianach zamieszkujących las w pobliżu Avonlea (nie muszę chyba wspominać, że w książkach niczego takiego nie było). Domyślam się, że decyzja o tym, że trzeci sezon będzie ostatnim padła tak późno, że nie było już możliwości zamknięcia tego motywu. Jest to irytujące, ale wszystko związane z nową przyjaciółką Ani, Ka'kwet, zostaje urwane w połowie, z potencjałem na rozwinięcie w dalszych odcinkach, które najprawdopodobniej nie nadejdą.

Jednak abstrahując od tego, i tak uważam, że ten wątek był... bezsensu. Wydawało mi się, że toczył się obok, z daleka od głównych bohaterów serialu, którzy tylko raz na jakiś czas występowali razem z Indianami, jakby w imię „no skoro już ich tutaj wprowadziliśmy, to wypada, żeby coś więcej o nich było‟. Niestety twórcom ten motyw nie wyszedł i żałuję, że zdecydowali się na ten wątek. Potraktowano go po macoszemu, przez co wyglądał, jakby pochodził z zupełnie innej produkcji (która docelowo mogłaby być ciekawa).
Pozostałe wątki wypadały raz lepiej, raz gorzej. Kilkukrotnie odniosłam wrażenie, że zabrakło mi pewnej spójności i ciągłości między niektórymi wydarzeniami. Nie chodzi mi już tylko o motyw Ka'kwet, ale również o te związane z Anią. Chwilami zastanawiałam się, czy przespałam jakieś sceny czy twórcy uznali, że odbiorca ma się domyślić albo nie zauważy pewnych drobnych dziur? Mnie niestety one nieco irytowały i nie zdziwię się, jeżeli inne osoby uznają podobnie.

Zresztą motywy fabularne związane z nauką i romansami również prezentują dość umiarkowany poziom. Tutaj ponownie brakowało mi pewnej spójności między scenami. Zarazem w tej części najtrudniej było mi oddzielić to, co w serialu od tego, co w książkach. Jednak mimo to wydaje mi się, że nie było wcale aż tak źle. Mieliśmy do czynienia z dość emocjonującymi wydarzeniami, które potrafiły nieźle wciągnąć. Czasami irytowałam się na zachowania bohaterów, na pewne cliché, na które postawili twórcy w imię dodania dramatyzmu, ale generalnie dawało mi to fajną formę rozrywki.

Oczywiście nie sposób nie mówić o tym, jak twórcy postawili na poruszanie ważnych spraw społecznych. A zatem trzeci sezon dotyka: rasizmu, cenzury w mediach, ograniczenia wolności słowa, nietykalności cielesnej oraz feminizmu. To z kolei doprowadza do wielu scen, które wywołują efekt „wow‟. Kilkukrotnie się wzruszyłam, z czego raz popłakałam jak bóbr, uznając, że wydarzenia zaprezentowane na ekranie są niesprawiedliwe. Fajnie, że poruszają takie wątki, wiele osób zapewne się cieszy z dostosowania starej historii do współczesnych realiów. Jednak nie mogę przemilczeć faktu, że z drugiej strony były chwile, gdy odnosiłam wrażenie, że trochę przesadzono...
Zastanawiam się, co mogę powiedzieć o bohaterach. Jak już kilkukrotnie (możliwe, że nawet za dużo razy) zasygnalizowałam, mam problem z oddzieleniem mojego obrazu niektórych postaci od tego, jak przedstawiono je w serialu. Największa moja bolączka dotyczy Diany, która w tym sezonie wydała mi się niezwykle irytująca. Zresztą nawet jeżeli odciąć się od tego, jaka była w książce, i tak można zobaczyć, że miała cechy, które mogły zgrzytać. Miewałam też problemy z sympatią do Gilberta, który mimo wszystko w tym sezonie chwilami sprawiał wrażenie miałkiego.

Nie oznacza to jednak, że wszystkich bohaterów postrzegam negatywnie! Ruby jest przeuroczą postacią, niezwykle barwną oraz uroczą. Dość szybko skradła moje serce, a w tym sezonie jej kreacja znacząco ubarwia historię. Podobnie jak Sebastian, przyjaciel i wspólnik Gilberta! To on, zaraz po Ruby, dostarcza najwięcej komediowych motywów, które rozśmieszą widza. Co więcej wydaje mi się, że najwięcej w tej produkcji robią relacje między bohaterami. Nie chodzi już nawet o to, czy dana postać jest interesująca czy nudna, a o to, jak jest podkreślana przez znajomość z innymi osobami.

Podsumowując, trzeci sezon wydaje mi się najsłabszy ze wszystkich... Widać, że nie planowali kończyć historii w tym momencie, stąd nie mogę powiedzieć, aby to było dobre zakończenie produkcji (choć w niektórych kwestiach zapewne można je uznać za względnie satysfakcjonujące). Skłamałabym jednak mówiąc, że nie było momentów, na których nieźle się bawiłam, uśmiechałam albo wzruszałam! Na pewno Ania, nie Anna ma zalety, ale gdzieś w głębi ducha cieszę się, że to koniec...

Komentarze

  1. Wciąż się zastanawiam, czy chcę to oglądać. Ja mam ogromny sentyment akurat do filmów, które wyszły kiedyś - uwielbiam je! Z książkami nie bardzo się polubiłam, ale była to lektura w liceum bodajże i wówczas totalnie nie moje klimaty, mimo, że nawet chciałam mieć całą serie na półce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem warto spróbować dać książkom drugą szansę :D A co do serialu - na pewno jest odmienny i od książek, i od filmów.

      Usuń
  2. Ja również nie lubię, gdy ekranizacja znacznie odbiega od tego co przeczytam w książce 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze zależy, jak to jest zrobione! W tym przypadku pojawia się u mnie poczucie lekkiej frustracji...

      Usuń
  3. Trochę nie wiem co myśleć o tym serialu. Wzięli ukochaną przez miliony historię i mocno ją przerobili, a efekt jest ... różny. Momentami ogląda się świetnie, a momentami sytuacja na ekranie wymaga wręcz popukania się w głowę. Ja widziałam tylko pierwszy sezon, który był przyjemny, ale jednak to zboczenie ze ścieżki książkowej mnie raziło. Chyba sięgnę w końcu po kolejne dwa sezony, przynajmniej wwiem na co się nastawić. Chociaż Ci Idianie to już takie grube dopisanie historii ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne dwa sezony utrzymują podobny poziom - z jednej strony wychodzi fajnie, emocjonująco i wciąga, z drugiej zaś miałam ochotę załamać ręce i zacząć krzyczeć.
      Niemniej mam nadzieję, że obejrzysz 2 i 3 sezon, jestem bardzo ciekawa Twojej opinii!

      Usuń
  4. Już nie mogę się doczekać aż w końcu obejrzę wszystkie sezony :) Ania to moje dzieciństwo <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że serial Ci przypadnie do gustu :)

      Usuń
  5. Szkoda,że sezon wyszedł słabo. I ten zbędny wątek... Póki co nie obejrzę, ze względu na brak czasu, ale może kiedyś się zdecyuję, żeby wyrobić sobie opinię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa, jak serial przypadnie Ci do gustu :D

      Usuń
  6. To moja ulubiona pozycja książkowa z czasów galaktycznej młodości
    Wyszukamy serial oo powrocie do kraju
    Koniecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, skoro tak uwielbiasz książki!

      Usuń
  7. Słyszałam o tym serialu i jeszcze się nad nim zastanawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli się zdecydujesz obejrzeć, to życzę miłego seansu :D

      Usuń
  8. Jest nadzieja, że kontynuację Ani przejmie od dotychczasowego twórcy Netflix. ;) Baaaardzo kompleksowa recenzja, świetnie się to czytało. :)
    Chcę jednak wejść w małą, malutką polemikę - autorzy serialu już na samym początku podkreślali, że serial będzie nie tyle ekranizacją czy adaptacją ile "na motywach powieści". :)
    Jeśli o mnie chodzi to i ja miałam mieszane uczucia. Pierwszy sezon mnie bardzo urzekł, przede wszystkim zachwycającą mnie grą aktorów, ale drugi już jednak nieco mniej. Trzeci jeszcze przede mną i jakoś... Nie spieszy mi się, choć wiem, że na pewno go obejrzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)

      Mam świadomość, że nie chcieli robić z tego ekranizacji. Jak pisałam na początku - zazwyczaj umiem rozdzielić pierwowzór książkowy od wersji serialowej, niestety w tym przypadku mi to nie wyszło, stąd moje niezbyt pozytywne wrażenia.

      Ciekawa jestem, czy spodoba Ci się trzeci sezon :)

      Usuń
  9. A ja bym chciała więcej! Bo pewnie nie razi mnie aż tak to odbieganie od książek (przeczytałam tylko część, no i nie ma tu żadnego sentymentu), a polubiłam już tych bohaterów. Choć w zupełności zgadzam się, że wątek z Indianami jest niepotrzebny i jeszcze go nie dokończyli. Nie wpadłam na to, że to dlatego, że nie planowali kończyć wszystkiego na 3 sezonie, ale myślę, że możesz mieć rację. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że stąd ten wątek był tak ucięty. A zresztą jeszcze wiele osób, podobnie jak ty, chciałoby kolejnego sezonu. Niektórzy jeszcze go na amen nie skreślają, bo wierzą, że jakaś kanadyjska stacja się podejmie produkcji.

      Usuń
  10. Naprawdę mnie już to irytuje. Serial „Ania, nie Anna” to nie EKRANIZACJA. Serial jest na PODSTAWIE książki „Ania z zielonego wzgórza”. Przez co tylko ogół musi być podobny, a reszta może być zupełnie inna, a tak się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, mam tego świadomość i nawet w pierwszych akapitach recenzji robię wywód na ten temat, że zazwyczaj nie mam problemu z oddzieleniem od siebie grubą kreską ekranizacji/adaptacji od książkowego pierwowzoru, przy czym ten serial stanowi wyjątek, co pewnie wynika z sentymentu.
      Dalsza część recenzji jest prowadzona w sposób, w którym starałam się wziąć na tapet tylko serial (choć przyrównuję kilkukrotnie adaptację do książek).

      Usuń
  11. Wszystko co napisałaś, bardzo dobrze!, przekonuje mnie do nie oglądania tego serialu. Jestem wielką fanką L.M. Montgomery, acz dalsze tomy Ani już tak mi się nie podobają jak pierwsze trzy.
    Zakochałam się w Avonlea właśnie tego, że to był taki prosty, nieco sielski świat z dziecięcych wspomnień. Czy idylliczny? Na pewno, ale o to chodziło właśnie, przynajmniej moim zdaniem. To był pogodny, prosty świat gdzie rządziły niemodne już dziś wartości i reguły jak rodzina, kościół, moralność i zasady. Lubię zanurzyć się w tym świecie by na chwilę odetchnąć od codzienności, od problemów jakie każdy z nas ma.
    Montgomery nie pisała, jak Dickens, o nierównościach społecznych, o ciężkim losie biedoty i dołów społecznych. To nie były powieści o dyskryminacji, o ciężkim losie rdzennej ludności itd. Są książki mające poruszać sumienia i są książki mające krzepić serca, czy po prostu pozwolić przenieść się myślami do słonecznego poranka wakacji.
    Dlatego jestem na nie dla całego serialu. Jestem na nie na dodawanie wątków nie pasujących do uniwersum, dla wciskania dzisiejszych kwestii społeczno-politycznych na kanadyjską wieś XIX wieku, dla naturalizmu tam gdzie miało być przyjaźnie dzieciom i familijnie. Nie wiem czemu tak ludziom bardzo przeszkadzają pozytywne przekazy, czy wszystko musi być pokazane od najgorszej strony. Na świecie jest wiele zła, nierówności i przemocy ale czy trzeba o tym cały czas mówić?
    Nie mówię, że XIX wiek był idealny bo nie był co wie każdy kto chociaż widział film na podstawie Dickensa. Od naturalizmu mamy Żeromskiego czy Dostojewskiego. Naturalizmowi, nowoczesnej ideologii i socjoligicznym analizom w Avonlea mówię nie. Inni twórcy niż L.M. Montgomery wykonali kawał dobrej roboty pisząc o takich problemach, a ona po prostu napisała pogodną powieść i szkoda, że Netflix nie umie tego uszanować. Niech by dodawał wątki, ale w zgodzie z uniwersum.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie najbardziej ciekawi czy Ania i Gilbert będą razem

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakiś czas temu obejrzałam 3 sezony Ani i mam podobne odczucia.
    Z jednej strony raziło mnie nietrzymanie się kanonu książki, a z drugiej jej adaptacja była wciągająca.
    Zabrakło mi na przykład kultowej sceny, w której Gilbert ratuje Anię z tonącej łodzi.
    Nie podobało mi się dodanie 3 homoseksualnych postaci. W książce nic takiego nie było.
    I jeszcze gra w butelkę, która została rozpowszechniona lata po okresie, w którym toczy się akcja.
    Mimo wszystko nie uważam, żebym straciła czas oglądając Anię

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza