Kochane kłopoty: rok z życia [recenzja serialu]
Cztery miesiące po śmierci Richarda, blisko dziesięć lat od zakończenia Kochanych kłopotów wracamy do Star Hollow, aby przyjrzeć się, jak potoczyło się życie trzech pań Gilmore.
Kochane kłopoty to serial, który nieoczekiwanie porwał mnie i zagościł w moim sercu na dobre. Kiedy skończyłam go oglądać, miałam ochotę odtworzyć pierwszy odcinek od początku i powrócić do Stars Hollow jeszcze raz. Szczęśliwie z ratunkiem przyszedł mi tzw. ósmy sezon, czyli Kochane kłopoty: rok z życia, który rozgrywa się dziesięć lat (!) od ukończenia studiów przez Rory.
Moja przerwa między jednym a drugim serialem wynosiła zaledwie kilka dni, ale już tyle wystarczyło, abym z sentymentem patrzyła na postacie, które postarzały się przez tę dekadę. Z radością usłyszałam słowa I feel snow, które tak często pojawiają się w serii oraz z otwartymi ramionami powitałam mieszkańców Stars Hollow, którzy właściwie niewiele się zmienili.
Ta produkcja umożliwia fanom serii jeszcze raz spojrzeć na losy swoich ulubionych bohaterów. Widz mógł zastanawiać się, jak potoczyło się życie poszczególnych postaci, tym bardziej, że zakończenia Kochanych kłopotów nie można uznać za szczególnie zamknięte. Niby wszystkie wątki zostały rozwiązane, ale osobiście odczuwałam pewien niedosyt. Czy Rok z życia zapełnił tę pustkę? Cóż, i tak, i nie.
Życie naszych ulubionych bohaterek wywróciło się do góry nogami. Związek Lorelai i Luke'a jest w swoistym zawieszeniu. Żadne z nich nie jest pewne, czego właściwie chcą dalej. Emily bardzo źle przeżywa stratę swojego męża, przechodząc przez potężny kryzys. Z kolei najmłodsza z całej trójki, Rory, nie odnajduje się na rynku pracy, a jej życie romantyczne jest jeszcze bardziej zawiłe niż dotychczas.
To właśnie w taką sytuację zostaje wrzucony widz. Co prawda pozostaje słodko-gorzka otoczka serialu, skupienie się na stosunkowo przyziemnych problemach oraz charakterystyczne poczucie humoru, ale miałam wrażenie, że coś się zmieniło. Życie bohaterów nie było tak usłane różami, jak mielibyśmy nadzieję, że będzie. Zamiast tego zderzyli się z twardą ścianą rzeczywistości, która może doprowadzić do ich pogrążenia się. Widz na pewno się nie znudzi w trakcie tych czterech odcinków, z ciekawością śledząc, jak na przestrzeni roku panie Gilmore poukładają swoje życie.
Zresztą: nie tylko one. Spotykamy tutaj postacie, które miały mniejsze bądź większe znaczenie na przestrzeni Kochanych kłopotów. Widzimy, jak zmieniło się ich życie i gdzie znajdują się teraz. Z radością przyglądałam się historii mojej ulubionej bohaterki, Paris. Jednak każdy widz, niezależnie od postaci, którą lubił, będzie usatysfakcjonowany, ponieważ twórcy naprawdę postarali się, aby pojawił się każdy, kto miał trochę znaczenia. Oglądając ten serial zdecydowanie będzie się odczuwać nostalgię.
Oczywiście wprowadzono nowe wątki fabularne, które zostały na przestrzeni czterech odcinków przeprowadzone od początku do końca. Niestety nie wszystkie rozpoczęte historie doczekały się końca i ostatnia scena sprawia, że każdy fan gdyby mógł, to podpisałby się pod petycją, aby powstał kolejny sezon. Co więcej jestem nieco rozczarowana tym, jak potoczyły się niektóre wątki. Miałam nadzieję, że historia przybierze inny obrót, ale... cóż, pozostają mi fanvidy do oglądania.
Niezmienne pozostało poczucie humoru, tak bardzo charakterystyczne dla całej produkcji. Jest ono przepełnione nawiązaniami do popkultury, gagami sytuacyjnymi oraz sarkastycznymi odzywkami. Wiele razy uśmiechałam się do ekranu albo parskałam śmiechem, słysząc wypowiedzi Lorelai oraz Rory i sądzę, że nie tylko dla mnie będzie to wspaniała gratka.
Podsumowując, doskonale bawiłam się w trakcie Kochanych kłopotów: roku z życia, aczkolwiek odczuwam pewien niedosyt po zakończeniu. Mam poczucie, że potrzebowałabym jeszcze jednego sezonu, który doprowadziłby historię Rory do końca. Tego typu hangcliffer jest nie tyle bezczelny, co po prostu frustrujący. Jednak według wszystkich informacji, do których dotarłam: kontynuacji nie będzie. A więc pozostaje nam sobie dopowiedzieć, co było dalej...
Oglądałam. I choć ostatecznie klamra mi się podoba (mam tutaj na myśli ostatnią scenę) to same dodatkowe odcinki... Niekoniecznie. Rozczarowała mnie szczególnie historia Rory. Mam wielki sentyment do Kochanych kłopotów, uwielbiałam je oglądać i rzeczywiście powrót do tego świata stanowił nostalgiczną i bardzo przyjemną chwilę, ale ostatecznie nie oceniam go zbyt pozytywnie... I też bym chciała, żeby był jeszcze jeden sezon i posprzątał to co ten nabrudził. :P
OdpowiedzUsuńWątek Rory mógłby zostać rozwinięty, aczkolwiek są na to małe szanse :( Niemniej trzymam kciuki, że może się uda!
UsuńChciałabym nowy sezon. Ostatecznie Rory powinna byc z Jess bo tylko on na przestrzeni lat ją rozumie i jest jej bratnią duszą. Trochę mnie dziwi brak sukcesu Rory bo była zawsze zdeterminowana i konsekwentna. Tutaj przydałby się pomysł. Generalnie fajnie byloby przelamac schemat i zafundowac Rory rodzine i pokszac np Jess odnajduje sie w roli ojca lepiej niz Rory, Mama Rory nie radzi sobie z rolą babci a Jess i Rory zakladaja interes np. Gazeta, wydawnictwo etc.
OdpowiedzUsuńJa również czuję, że ta historia nie została skończona i żałuję, że zapewne już nie dowiemy, co było dalej. Też byłam zaskoczona problemami Rory ze znalezieniem pracy - zawsze radziła sobie w trudnych sytuacjach, więc fakt, że teraz jej to nie wychodzi...
UsuńPolemizowałabym jedna, co do tego, z kim Rory powinna skończyć. Myślę, że to odwieczny spór fanów "Kochanych kłopotów". W moim poczuciu osobą, która najlepiej ją rozumiała był Logan.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc ja nie miałam żadnych wyobrażeń co do ostatniego sezonu. Dałam się ponieść twórcom i nie zawiodłam się. Było naprawdę ciekawie. Jak zobaczyłam Rory z Loganem to byłam w szoku, kompletnie się go nie spodziewałam, a jak jeszcze się dowiedziałam, że on ma narzeczoną to było mi strasznie przykro, że znowu im nie wychodzi. Nie przepadałam jakoś bardzo za Loganem, robił dużo złych rzeczy, był trochę wątpliwy pod względem moralności, ale cóż... Chyba uroki młodości i tego, że jeszcze nie dojrzał. Cieszyła mnie za to jego przemiana pod wpływem Rory i tego, że zdobył się na poważniejszy związek dla niej.
W tym sezonie ja jednak bardzo się cieszę jak pokazano Rory. Z takiej idealnej dziewczynki, którą każdy chwalił, dopingował i której każdy mówił, że podbije świat stała się sfrustrowaną kobietą nieradzącą sobie z życiem, związkami i z tą wymarzoną pracą. Pokazano, że nawet gdy masz prostą drogę do sukcesu- uczęszczałeś do dobrego liceum, poszedłeś na świetne studia, osiągałeś wiele sukcesów to może się to zmienić i w pewnym momencie i taką osobę dopadnie smutna rzeczywistość. Cieszy mnie też to, jak wybrnęła z problemu. Po co na siłę miałaby brnąć w coś, co nie sprawia jej satysfakcji zamiast zająć się czymś innym. I tak powstała książka- moim zdaniem świetne rozwiązanie.
Cieszę się również, że Lorelai i Luke w końcu się odnaleźli, bo bałam się, że Lorelai tym "skokiem w bok" z Chrisem wszystko zepsuje, więc cieszę się bardzo z obrotu spraw.
Paris jak zwykle świetna, jej postać też świetnie się rozwinęła, mimo tylu sukcesów nie potrafi odnaleźć szczęścia w życiu, tutaj również przydałoby się rozwinięcie tematu niestety :(
Jeszcze co do związków Rory... Generalnie to bardzo podoba mi się to, że nie jest do końca pewna w tych sprawach i, że tak się plącze. Nie byłabym zawiedziona w sumie gdyby była z Jessem lub z Loganem, obaj do niej pasują, każdy uderza w inną stronę jej osobowości i może, gdyby był kolejny sezon dowiedziałaby się, którą stronę siebie lubi bardziej :(
Wszystko więc wskazuje na to, że kolejny sezon POWINIEN być. Ten był świetny, ale zostawił tak wiele niejasności i pytań, że jak zobaczyłam, że kolejnego sezonu nie będzie to zrobiło mi się autentycznie przykro. Powinni wytłumaczyć parę spraw a nie jeszcze bardziej gmatwać :(
Sorki, że tak się rozpisałam, musiałam się tym z kimś podzielić haha