„Tajemnica godziny trzynastej‟ – Anna Kańtoch [recenzja]
Nina budzi się zziębnięta wśród rozsypanych na posadzce odłamków szkła. Nie wie, gdzie właściwie się znajduje, ani nie pamięta, kim jest. Rozglądając się wokół, zauważa, że odzyskała przytomność w pałacyku, którzy stoi przy rynku niewielkiego miasteczka. Tydzień wcześniej Nina, Jacek, Tamara oraz Hubert zostali zabrani przez komunistów na ferie zimowe. Mieli je spędzić w urokliwym miasteczku w Bieszczadach, jednocześnie przygotowując się do swoich przyszłych zadań jako elitarna grupa Czerwonych Kapturków, czyli nastolatków zwalczających skutki anielskiej magii. A teraz przerażona, pozostawiona sama sobie Nina, ubrania jedynie w staroświecką suknię z koronkami, odkrywa, że miasteczko jet wymarłe. Nie spotyka żadnych śladów życia, zupełnie jakby wszyscy mieszkańcy nagle zniknęli. Pozostało jedynie zimno i śnieg. Jak się tu znalazła i co się stało z mieszkańcami opuszczonego miasteczka?
Anna Kańtoch porwała mnie swoim cyklem już niemal od pierwszych stron. To dlatego, gdy tylko nadarzyła się taka okazja, sięgnęłam po trzeci już tom przygód Niny. Okładka przyciągała mnie do siebie, a pozytywne recenzje wzmagały chęć lektury. A czy i mi ta książka podobała się tak bardzo jak innym? Zapraszam do lektury.
Już na pierwszych stronach pojawia się tajemnica. Nina budzi się w zniszczonym pałacu, na dworze panuje zima, która zdaje się nie przynosić cienia nadziei na nadejście wiosnę, wokół nie ma ani pół żywej duszy, a główna bohaterka straciła pamięć. Jeżeli to nie jest dobre rozpoczęcie książki, które sprawia, że czytelnik zostaje wbity w fotel, to już nie wiem, co innego może nim być!
To właśnie dlatego z miejsca zostałam pochłonięta przez książkę, ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Niny. Chciałam wiedzieć, co takiego tym razem wydarzyło się w życiu głównej bohaterki. I niestety (a właściwie stety, bo co to za zabawa) odpowiedzi nie dostajemy od razu. Co więcej – fabuła prowadzona jest na dwóch płaszczyznach czasowych. Część rozdziałów skupia się na akcji po utracie pamięci przez Ninę, a pozostałe przedstawiają historię, jak doszło do tych wszystkich wydarzeń, aby na sam koniec złączyć się w punkcie kulminacyjnym, który uniemożliwia oderwanie się od ostatnich stron. Chociaż przyznam szczerze, że samo zakończenie wywołało we mnie pewną dezorientację i czuję, że nie wszystkie odpowiedzi były dla mnie wystarczająco satysfakcjonujące.
Zanim jednak przechodzimy do tego ambiwalentnego zakończenia, natykamy się na mnóstwo tajemnic oraz wskazówek, które pozwalają nam na rozwiązanie historii razem z młodą i kobiecą wersją Sherlocka Holmesa, Niną. Co prawda mi nie udało się rozgryźć tych zagadek przed uzyskaniem odpowiedzi, ale to właśnie dlatego dobrze się bawiłam w trakcie lektury.
Nina wiele razy wywołuje we mnie odczucia zbliżone do tych, które miałam względem Ani Shirley. Nie wiem, skąd to wszystko się bierze, ale wielokrotnie znajdowałam między nimi pewne powiązania. Nina jest szalenie inteligentną, bystrą i spostrzegawczą osobą. Jednakże nie zrobiono z niej Mary Sue, która niczego się nie boi i wszystko osiąga bez większych problemów. Ma swoje wady, dręczące ją wspomnienia oraz pewne obawy, których nie potrafi pokonać. To też czyni ją czternastolatką z krwi i kości, a nie nadzwyczajną superagentką komunistów.
I chociaż motyw ten jest podtrzymywany w przypadku pozostałych postaci, tak w Tajemnicy godziny 13 nieco zaczęły mnie irytować postacie Tamary i Huberta. Role, które przypadły im w trzecim tomie cyklu nie były dla mnie zadowalające i cieszyłam się, że tej dwójki jest w tej części trochę mniej niż w poprzednich.
Podsumowując, jestem zadowolona z tej części. Anna Kańtoch świetnie roztacza obraz mroku i tajemnicy, które towarzyszą nam na każdym kroku. Spędziłam przy tej książce kilka dobrych godzin i z niecierpliwością będę wyczekiwać kontynuacji!
To właśnie dlatego z miejsca zostałam pochłonięta przez książkę, ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Niny. Chciałam wiedzieć, co takiego tym razem wydarzyło się w życiu głównej bohaterki. I niestety (a właściwie stety, bo co to za zabawa) odpowiedzi nie dostajemy od razu. Co więcej – fabuła prowadzona jest na dwóch płaszczyznach czasowych. Część rozdziałów skupia się na akcji po utracie pamięci przez Ninę, a pozostałe przedstawiają historię, jak doszło do tych wszystkich wydarzeń, aby na sam koniec złączyć się w punkcie kulminacyjnym, który uniemożliwia oderwanie się od ostatnich stron. Chociaż przyznam szczerze, że samo zakończenie wywołało we mnie pewną dezorientację i czuję, że nie wszystkie odpowiedzi były dla mnie wystarczająco satysfakcjonujące.
Zanim jednak przechodzimy do tego ambiwalentnego zakończenia, natykamy się na mnóstwo tajemnic oraz wskazówek, które pozwalają nam na rozwiązanie historii razem z młodą i kobiecą wersją Sherlocka Holmesa, Niną. Co prawda mi nie udało się rozgryźć tych zagadek przed uzyskaniem odpowiedzi, ale to właśnie dlatego dobrze się bawiłam w trakcie lektury.
Nina wiele razy wywołuje we mnie odczucia zbliżone do tych, które miałam względem Ani Shirley. Nie wiem, skąd to wszystko się bierze, ale wielokrotnie znajdowałam między nimi pewne powiązania. Nina jest szalenie inteligentną, bystrą i spostrzegawczą osobą. Jednakże nie zrobiono z niej Mary Sue, która niczego się nie boi i wszystko osiąga bez większych problemów. Ma swoje wady, dręczące ją wspomnienia oraz pewne obawy, których nie potrafi pokonać. To też czyni ją czternastolatką z krwi i kości, a nie nadzwyczajną superagentką komunistów.
I chociaż motyw ten jest podtrzymywany w przypadku pozostałych postaci, tak w Tajemnicy godziny 13 nieco zaczęły mnie irytować postacie Tamary i Huberta. Role, które przypadły im w trzecim tomie cyklu nie były dla mnie zadowalające i cieszyłam się, że tej dwójki jest w tej części trochę mniej niż w poprzednich.
Podsumowując, jestem zadowolona z tej części. Anna Kańtoch świetnie roztacza obraz mroku i tajemnicy, które towarzyszą nam na każdym kroku. Spędziłam przy tej książce kilka dobrych godzin i z niecierpliwością będę wyczekiwać kontynuacji!
Za egzemplarz dziękuję
Mam w planach książki tej autorki. Jestem ciekawa czy mi się spodobają. :)
OdpowiedzUsuńTrzymam za to kciuki!
UsuńNiby podobał mi się pierwszy tom, ale jakoś tak... Nie mam ochoty na kolejne części... :D
OdpowiedzUsuńA myślałam, że Tobie akurat się spodobają! :D
UsuńJuż odkąd usłyszałam o tej serii stwierdziłam, że chętnie przeczytam pierwszy tom :) Ale… jakoś się jeszcze nie udało xD
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda Ci się jak najszybciej, bo naprawdę warto.
UsuńZdecydowanie Tamarę jeszcze przełknę, ale Hubert jest tak pretensjonalny, że głowa mała. Wiem, że taka była wizja i cel, ale jakoś mnie to nie przekonuje.
OdpowiedzUsuńWszystkie części Tajemnic Kańtoch przeczytalam jedna po drugiej i nie wiem, czy trzeci tom - ze względu na specyficzną konstrukcję - nie był najlepszy <3
Ja w sumie nie wiem, który mi się najbardziej podobał! Wszystkie są naprawdę fajne i czekam na czwarty tom ^^
Usuń