Kompleks bibliofila


Wyzwania książkowe z początkiem każdego roku wyrastają jak grzyby po deszczu. Mają one nawet poziomy trudności! Łatwy: przeczytam dwanaście książek w tym roku. Średni: przeczytam pięćdziesiąt dwie książki w tym roku. Trudny: przeczytam tyle książek, ile mam wzrostu. Supertrudny: przeczytam wszystkie lektury obowiązkowe wyznaczone przez wykładowców.

Nikt nie czyta książek!
Żaden współczesny śmiertelnik nie sięga po książki. Wszyscy to wiemy, prawda? Osobiście każdą osobę, która jest o tym przekonana, odsyłam do jakiejkolwiek grupy na Facebooku, która dotyczy wyzwania przeczytam 52 książki w 2018 roku. Co roku jesteśmy straszeni statystykami mówiącymi o niskim poziomie czytelnictwa w Polsce. Czy jednak naprawdę jest ono aż tak złe? Jeżeli przyjrzeć się szerokiej społeczności blogerów książkowych, liczbie uczestników w trakcie Warszawskich/Krakowskich/Śląskich Targów Książki oraz kolejkom do kas w Świecie Książki, to można mieć pewien problem z wiarą w czarne wizje szerzone przez Instytut Książki.

Prawdą jest, że czytanie książek niesie za sobą wiele korzyści – dzięki nim uczymy się trudnych słów, poznajemy nowe idee i patrząc na litery oczami wyobraźni, widzimy ogromne bitwy, niesamowite postacie toczące spory dziwnym głosikiem, który jakimś sposobem nagle słyszymy… I o to ostatnie się tutaj rozchodzi: dostrzeżenie przyjemności w dobrej książce. Czy jednak trzeba narzucać sobie potężną listę książek do przeczytania?

Waga Książka wpędza mnie w kompleksy
Dla wielu internautów wyznaczenie celu pod postacią: w tym roku przeczytam tu wstaw liczbę książek jest motywujące do działania. Skłania ich do tego, aby częściej odwiedzać bibliotekę albo znaleźć sobie ulubioną księgarnię (i faktycznie wynieść coś z faktu, że przebywa się w tych budynkach). Jeżeli na koniec roku zrealizuje się ten cel – winszuję. Jeżeli na koniec roku okaże się, że zamiast pięćdziesięciu dwóch książek, ktoś przeczytał trzydzieści osiem – dalej winszuję. Gratuluję nawet wtedy, jeżeli ktoś przeczytał jedną z pięćdziesięciu dwóch powieści.

Niemniej taka osoba łatwo może popaść w kompleks bibliofila – nie przeczytała wystarczająco dużo książek, niewystarczająco napawała się zapachem stron, niewystarczająco dużo powieści wcisnęła na półkę, którą specjalnie z początkiem roku kupiła sobie w Ikei. I co najgorsze: nie będzie mogła napisać na Facebooku, że zrealizowała wyzwanie przeczytam 52 książki w 2018.

Czy jednak warto rwać włosy z głowy, gdy nie przeczyta się danej liczby książek w ciągu roku? Czy można dalej funkcjonować w społeczeństwie, gdy nie czyta się książek w imię ilości?

Wyznania książkoholiczki
Sprawia mi przyjemność policzenie na koniec roku, ile książek udało mi się przeczytać. Jednak staram się patrzeć na to jako dodatkowe osiągnięcie, a nie cel, który musiałam osiągnąć, aby stać się bardziej wartościowym człowiekiem w oczach mojej bibliotekarki. Bo co takiego mogłaby ona zrobić? Przecież nie wskoczy na stół i nie wygłosi przemowy pochwalnej na moją cześć przy akompaniamencie orkiestry dętej, gdy oświadczę, że przeczytałam pewną liczbę książek. Chyba, że tak się stanie i o to chodzi w tych wszystkich wyzwaniach…?

Artykuł po raz pierwszy pojawił się w 77 numerze "Nowego Gwoździa Programu"

Komentarze

  1. Bardzo zdrowe podejście i zgadzam się z tobą :) Dla mnie liczenie przeczytanych książek służy do porównywania do poprzednich lat, żeby zobaczyć, ile czasu mniej więcej poświęcałam czytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, no to i to też jest jakiś sposób, który nie wpędza człowieka w wymyślne kompleksy :D

      Usuń
  2. Kiepskie statystyki wynikają głównie z niewielkiej grupy docelowej, która dodatkowo nie uwzględnia np. nastolatków. A to nastolatki czytają najwięcej :) Inną sprawa, że nie wszyscy muszą czytać. Te sztuczne podziały wśród książkowych blogerów raczej nie zachęcają do czytania ;) A wyzwania omijam szerokim łukiem, bo nie lubię, gdy coś nade mną wisi. Od razu wtedy odechciewa mi się czytania, albo czytam "na wyścigi", co chwila sprawdzając, ile stron mi zostało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, nawet nie wiedziałam, że te statystyki nie uwzględniają nastolatków. Domyślałam się, że problem musi leżeć w kiepski doborze próby (choć może to jest cel, wybrać taką reprezentację, aby postraszyć ludzi brakiem czytelnictwa).

      Usuń
  3. W sumie to jest ciekawe, że niby uważa się, że Polacy nie czytają dużo, ale zastanawiam skąd właściwie ludzie mają te dane. :p
    Ja tam lubię wyzwania, lubię statystyki, ale w sumie raczej specjalnie się nie spinam, w zeszłym roku do tych "magicznych" 52 książek brakło mi nie wiele, ale brakło, zaczęłam kolejny rok i zobaczymy ile znajdę czasu na czytanie. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierają jakąś próbę, która teoretycznie jest reprezentacyjna dla społeczeństwa i statystyki powstają. Aczkolwiek mam wrażenie, że coś kiepsko przeprowadzają te badania, bo jednak ludzie czytają :P
      Mam nadzieję, że znajdziesz dużo czasu na książki. Nie w ramach jakiegoś wyzwania, tylko ot, z czystej przyjemności ^^

      Usuń
  4. Hah ja też zawsze się śmieję - owszem wielu ludzi nie czyta. Ale z drugiej strony często słyszę "eee książki naukowe/do pracy się nie liczą". Kolejną rzeczą jest dokładnie to co napisałaś, tylu polaków nie czyta? To z kim ja ciągle na różnych grupach rozmawiam o książkach, podziwiam książki, polecam książki, recenzuję książki? :D A statystyki... No cóż. Co ja mogę. Lubię. Jestem naukowcem ścisłowcem i po prostu lubię liczby. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego książki naukowe się nie liczą? Przecież to też książka! Czasami nawet o lepszej podbudowie i więcej wnosząca niż niejedna beletrystyka!
      Też się nad tym zastanawiam! Może to jakieś urojenia? :P

      Usuń
    2. No właśnie, ale wiesz, moje wrażenia są takie, że wbrew pozorom Polacy są wobec samych siebie bardzo surowi. Większość moich "naukowych" znajomych, uważa, że przeczytanie "Mechaniki kwantowej" się nie liczy jako czytanie książki. Pod książką rozumieją właśnie beletrystykę. Oprócz tego wiele osób nie uznaje skryptów czy poradników...
      No właśnie! Może rozmawiamy z robotami? :D

      Usuń
    3. Ach, rozumiem. Cóż, dla mnie i to, i to jest książka.
      Racja, jakby to były roboty, to wyjaśnia czemu nie są one brane pod uwagę w badaniu czytelnictwa.

      Usuń
  5. A wiesz jak zawsze kuszą te wyzwania? ;) Ale na zdrowy rozum wiem, że nie jestem w stanie tyle przeczytać - chociaż może te 12 pozycji by mi się udało. Jednak na prawdę marzy mi się, by mieć na liczniku te 52 pozycje. Może na emeryturze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że kuszą i nie mówię, że nie można w nich brać udziału. Chodzi o to, żeby nie uważać ich za sprawę życia i śmierci.
      Mam nadzieję, że pewnego dnia będziesz w stanie przeczytać tyle książek, ile ci się wymarzy :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza