„Listy do utraconej‟ – Brigid Kemmerer [recenzja]
Declan Murphy to typ, którego nie chce się spotkać w ciemnym zaułku. Zbuntowany siedemnastolatek odbywa na cmentarzu prace społeczne. Pewnego dnia znajduje na jednym z nagrobków list napisany do zmarłej kobiety. Zaintrygowany postanawia odpisać. Czy Juliet i Declan będą w stanie się dogadać? Pozornie różni ich wszystko, ale przy bliższym poznaniu powstaje między nimi nić porozumienia...
Ostatnio towarzyszą mi książki o tematyce żałobnej. Gdy usłyszał o tym mój kolega, stwierdził, że to wyjaśnia mój humor i powinnam przeczytać fantastyczną książkę dla fantastycznego nastawienia. Ten dialog miał miejsce na bardzo nudnym wykładzie, a dzień był pełen takich sucharów. Nie potępiajcie go. Nie potępiajcie mnie, że uznałam to za zabawne.
Sięgając po tę książę spodziewałam się czegoś mocno przeciętnego. Listy do utraconej charakteryzowały się wysokimi ocenami na licznych portalach, jednak sama tematyka zdawała się oklepana. Myślałam, że w ręce wpadła mi kolejna typowa i przewidywalna młodzieżówka. I może faktycznie: niektóre wątki nie były szczególnie zaskakujące, jednak nie zepsuło mi to zabawy w najmniejszym stopniu!
Fabularnie jest to książka dość spokojna. To obyczajówka, która prezentuje dwójkę zagubionych w życiu nastolatków. Żadne z nich nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią bliskich osób, a rozmowa z kimś pozornie obcym jest dla nich oczyszczająca. Nie od dziś wiadomo, że czasami łatwiej jest się nam wygadać komuś, kogo nigdy nie widzieliśmy na oczy. Brigid Kemmerer doskonale bazuje na wątku penpals, nadając mu głębię i pokazując siłę sprawczą otwarcia się na drugiego człowieka.
Mimo że Listy do utraconej jest pozornie spokojną powieścią, to wywołuje w czytelniku szereg emocji. Czytałam ją w trakcie wykładu i co rusz parskałam śmiechem, uśmiechałam się, smuciłam albo denerwowałam na bohaterów. Do tego stopnia, że zaniepokoiłam siedzących obok mnie znajomych. Przypuszczam, że inni mogą znaleźć się w podobnej sytuacji, więc ostrożnie z tą książką!
Brigid Kemmerer pokazała także, jak ważne jest zrozumienie drugiej strony, zamiast oceniania jej po pozorach. To kolejny istotny element, który warto wziąć sobie do serca. Bohaterowie wiele razy stawiani są w sytuacjach, w których oceniają kogoś przez pryzmat jego pozycji, wyglądu, krążących o nim plotek albo odgrywanej w społeczeństwie roli. Ta książka to także opowieść o relacjach będących ponad to wszystko!
Wątek romantyczny w tej powieści jest cudowny! Nie ma w nim żadnej wulgarności, którą spotykamy teraz w co drugiej książce. Nie jest to również naiwny i wyidealizowany związek dwójki dzieciaków. Relacja, która powstała między Declanem i Juliet jest urocza, realistyczna i wywołuje uśmiech na twarzy. Wątek ten nie wysuwa się na pierwszy plan, przytłaczając przy tym inne elementy powieści. I chwała autorce za to!
Ogólnie bohaterowie tej powieści są niesamowici. Mają indywidualne charaktery, nie wpisują się w typowe, znane nam z innych powieści cliché. Potrafią zaskoczyć czytelnika tym, jak bardzo odbiegają od postaci spotykanych w tego typu młodzieżówkach. To czyni Listy do utraconej jeszcze bardziej oryginalnymi.
Co prawda zdarzały się pewne potknięcia, choćby w zachowaniach bohaterów, których moje krytyczne oko nie mogło zignorować. Czasami wybory postaci zdawały mi się irracjonalne. Może rzeczywista osoba też by tak postąpiła, jednak dla mnie zakrawało to o brak racjonalizmu. Z kolei fabularnie zabrakło mi rozwinięcia wątków postaci pobocznych. Nie jest to must-have, ale chętnie przeczytałabym osobny tom dotyczący historii przyjaciela Declana, Reva.
Podsumowując, książka jest wciągająca, emocjonująca i oryginalna. Przedstawia radzenie sobie z żałobą u młodych ludzi, próbę odnalezienia nici porozumienia z innymi oraz dostrzegania w drugim człowieku tego, co najlepsze. Dla mnie jest to jedna z lepszych książek tego roku!
Fabularnie jest to książka dość spokojna. To obyczajówka, która prezentuje dwójkę zagubionych w życiu nastolatków. Żadne z nich nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią bliskich osób, a rozmowa z kimś pozornie obcym jest dla nich oczyszczająca. Nie od dziś wiadomo, że czasami łatwiej jest się nam wygadać komuś, kogo nigdy nie widzieliśmy na oczy. Brigid Kemmerer doskonale bazuje na wątku penpals, nadając mu głębię i pokazując siłę sprawczą otwarcia się na drugiego człowieka.
Mimo że Listy do utraconej jest pozornie spokojną powieścią, to wywołuje w czytelniku szereg emocji. Czytałam ją w trakcie wykładu i co rusz parskałam śmiechem, uśmiechałam się, smuciłam albo denerwowałam na bohaterów. Do tego stopnia, że zaniepokoiłam siedzących obok mnie znajomych. Przypuszczam, że inni mogą znaleźć się w podobnej sytuacji, więc ostrożnie z tą książką!
Brigid Kemmerer pokazała także, jak ważne jest zrozumienie drugiej strony, zamiast oceniania jej po pozorach. To kolejny istotny element, który warto wziąć sobie do serca. Bohaterowie wiele razy stawiani są w sytuacjach, w których oceniają kogoś przez pryzmat jego pozycji, wyglądu, krążących o nim plotek albo odgrywanej w społeczeństwie roli. Ta książka to także opowieść o relacjach będących ponad to wszystko!
Wątek romantyczny w tej powieści jest cudowny! Nie ma w nim żadnej wulgarności, którą spotykamy teraz w co drugiej książce. Nie jest to również naiwny i wyidealizowany związek dwójki dzieciaków. Relacja, która powstała między Declanem i Juliet jest urocza, realistyczna i wywołuje uśmiech na twarzy. Wątek ten nie wysuwa się na pierwszy plan, przytłaczając przy tym inne elementy powieści. I chwała autorce za to!
Ogólnie bohaterowie tej powieści są niesamowici. Mają indywidualne charaktery, nie wpisują się w typowe, znane nam z innych powieści cliché. Potrafią zaskoczyć czytelnika tym, jak bardzo odbiegają od postaci spotykanych w tego typu młodzieżówkach. To czyni Listy do utraconej jeszcze bardziej oryginalnymi.
Co prawda zdarzały się pewne potknięcia, choćby w zachowaniach bohaterów, których moje krytyczne oko nie mogło zignorować. Czasami wybory postaci zdawały mi się irracjonalne. Może rzeczywista osoba też by tak postąpiła, jednak dla mnie zakrawało to o brak racjonalizmu. Z kolei fabularnie zabrakło mi rozwinięcia wątków postaci pobocznych. Nie jest to must-have, ale chętnie przeczytałabym osobny tom dotyczący historii przyjaciela Declana, Reva.
Podsumowując, książka jest wciągająca, emocjonująca i oryginalna. Przedstawia radzenie sobie z żałobą u młodych ludzi, próbę odnalezienia nici porozumienia z innymi oraz dostrzegania w drugim człowieku tego, co najlepsze. Dla mnie jest to jedna z lepszych książek tego roku!
Za książkę dziękuję wydawnictwu YA!
Zdecydowanie nie mam ochoty :D Obyczajówka, ble :D
OdpowiedzUsuńBTW. tam w jednym miejscu masz "Listy to utraconej" :D
O, dzięki za info! :D
UsuńOstatnio zaczęłam czytać książki tego typu i właśnie zastanawiałam się nad tą pozycją, może jednak spróbuję, choć boję się tych nieracjonalnych wyborów postaci.
OdpowiedzUsuńWiesz co, jeżeli rozważasz czytanie, to po prostu zapamiętaj tyle: "dlaczego nie zadzwoniła po pomoc drogową?" Wtedy zrozumiesz, o co mi chodzi z brakiem racjonalności.
UsuńMoże bała się kontaktu z ludźmi, ja się boję po pizzę zadzwonić :>
UsuńNope, to zdecydowanie nie było to. Przeczytasz, przekonasz się
UsuńKusisz, oj kusisz.
UsuńTakie czytanie na wykładzie książek wywołujących skrajne emocje jest dość ryzykowne :D Znajomi mogą pomyśleć, że człowiek zbzikował od nadmiaru literek :P
OdpowiedzUsuńFabuła książki brzmi interesująco i to dobrze, że wywołuje emocje. Ja jednak wciąż nie jestem przekonana do gatunku YA, chociaż może powinnam dać mu szansę... :)
Hahaha, to prawda, ale moi znajomi chyba na tyle mnie akceptują, że przyjęli to ze spokojem, chociaż na początku pytali "Co się stało?" :P
UsuńSzansę zawsze warto dać! A nóż widelec się zdanie odmieni :)
Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń