Nowy rok, nowa ja, a wychodzi jak zawsze
Znacie ten moment, kiedy w ostatnich dniach grudnia patrzycie wstecz i myślicie o tym, jak minął wam kończący się rok? Dochodzicie do momentu, w którym uznajecie, że trzeba coś zmienić w swoim życiu! Zaplanować, spisać postanowienia i od pierwszego stycznia będziecie je realizować. Przejdziecie na dietę, pójdziecie na siłownię, zmienicie pracę, zaczniecie się regularnie uczyć, przygotowywać do matury i egzaminów, będziecie bardziej pewni siebie. Ogólnie rzecz ujmując wywrócicie swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni i będziecie superfajni.
Brzmi super, prawda? Dobra, a czy ktokolwiek to kiedyś zrobił?
Może źle szukałam, ale nie spotkałam osobiście osoby, która zaplanowałaby sobie, że zmieni się kompletnie, narzuci sobie rygorystyczny plan działania i w związku z tym, że zaczyna się kolejny rok, będzie się ich trzymać. W piątek się obżeram, obijam i nie robię nic pożytecznego, ale od poniedziałku! Od poniedziałku, to jem zbilansowane posiłki, dużo owoców i dwa razy w tygodniu chodzę na basen.
Takie coś w gruncie rzeczy nie ma sensu, bo jak z dnia na dzień zmienić nawyki, które wcześniej wydawały nam się absurdalne? Przecież to jakaś terapia szokowa albo masochizm!
Wydaje mi się, że to główny powód dla którego spisane przez nas postanowienia bardzo szybko odchodzą w zapomnienie. Po prostu nie jesteśmy przyzwyczajeni do wykonywania niektórych czynności w tak rygorystyczny sposób (albo w ogóle do robienia ich). Jest dla nas normalnym życie bez chodzenie na siłownię dwa razy w tygodniu, a jedzenie pizzy co czwartek to tradycja. Więc jak tutaj zrezygnować i się zmienić? Potem dochodzi do tego, że ktoś sobie coś zaplanował, nie wyszło mu to i przerzuca to postanowienie na nowy rok, aby i wtedy nie dotrzymać swoistej obietnicy.
Wydaje mi się, że to główny powód dla którego spisane przez nas postanowienia bardzo szybko odchodzą w zapomnienie. Po prostu nie jesteśmy przyzwyczajeni do wykonywania niektórych czynności w tak rygorystyczny sposób (albo w ogóle do robienia ich). Jest dla nas normalnym życie bez chodzenie na siłownię dwa razy w tygodniu, a jedzenie pizzy co czwartek to tradycja. Więc jak tutaj zrezygnować i się zmienić? Potem dochodzi do tego, że ktoś sobie coś zaplanował, nie wyszło mu to i przerzuca to postanowienie na nowy rok, aby i wtedy nie dotrzymać swoistej obietnicy.
Co w związku z tym można zrobić? Wydaje mi się, że powinno się zastosować taktykę małych kroczków. Nie warto narzucać sobie od razu, że wywróci się swoje życie do góry nogami. To jest niemożliwe, bo przyzwyczajenia są silniejsze od spisanego pod wpływem impulsu zdania. Warto wyznaczyć sobie mniejszy cel, który będzie zdecydowanie łatwiejszy do podjęcia niż jakiś absurdalny przełom. Zamiast biegać codziennie można zacząć od krótkich przebieżek raz w tygodniu. Dla kogoś, kto przez cały czas siedział w domu takie zmotywowanie się do wyjścia pobiegać choć raz jest już wyczynem. I to zdecydowanie łatwiej osiągnąć niż wielkie postanowienia. Jeżeli uda ci się biegać przez rok raz w tygodniu, to po pewnym czasie można spróbować zwiększyć "dawkę" i wymagania wobec siebie. Nie od razu Rzym zbudowano, prawda?
Jeżeli spisaliście postanowienia, to spójrzcie na nie jeszcze raz i zastanówcie się czy macie szanse to osiągnąć. Może trzeba to rozbić na mniejsze podpunkty i dopiero za rok spróbować wejść na Mount Everest, gdy wcześniej poćwiczycie na Babiej Górze?
Warto też, aby te postanowienia nie były zbyt ogólnikowe. Bo "będę ćwiczyć" może oznaczać, że poćwiczysz dwa razy w tym roku: raz pójdziesz na basen w maju, a drugi raz w listopadzie wybierzesz się na jogę z przyjaciółką. Lepiej wprost napisać "będę chodzić na basen raz na dwa tygodnie" i się tego trzymać.
Inną istotną rzeczą jest w ogóle pamięć o tym, że coś sobie wyznaczyliście. To, że spiszecie na kartce "będę ćwiczyć" i zapomnicie o tym za dwa tygodnie niewiele da. Zostawcie swoje postanowienia w widocznym miejscu: na biurku, na szafce, w kalendarzu, na pulpicie. Pamięć ludzka zawodzi, a szczególnie, gdy o niektórych rzeczach nie chce nam się pamiętać, bo wiemy, że będą od nas wymagały wysiłku.
Spełnienie swoich postanowień noworocznych nie jest niemożliwe. To dość łatwe do osiągnięcia i nie wymaga aż tyle starań, jak mogłoby się wydawać.Wystarczy tylko spróbować i nie porywać się z motyką na słońce, bo nie o to w tym chodzi.
A wy robicie postanowienia noworoczne? Czy raczej wolicie spontaniczne działania bez ograniczania się listą?
A tak zupełnie na marginesie, to Parzydełka obchodzą dzisiaj pierwsze urodziny! De facto blog istnieje od półtora roku, ale to od 4 stycznia 2015 roku piszę tutaj regularnie. W związku z tym można powiedzieć, że mija dokładnie dwanaście miesięcy od kiedy ten blog działa "na poważnie". Dziękuję wszystkim tym, którzy zajrzeli tutaj i zostali. Uwierzcie mi, że to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Cieszę się, że udało mi się prowadzić bloga w miarę regularnie, a jeszcze bardziej jestem szczęśliwa z tego powodu, że są osoby, które faktycznie czytają moje wypociny (i nie są to tylko moje przyjaciółki)! To szok! Ktoś czyta brednie pisane przez Jellyfisha i nie woła o pomstę do nieba!
Jestem naprawdę wzruszona! |
Gratuluję roku na blogu! Nie dziw się, że nikt nie woła o pomstę do nieba, bo wszyscy jesteśmy Ci bardzo wdzięczni, że jesteś z nami i zawsze potrafisz poprawić humor nowym wpisem. Mam nadzieję, że niejedną rocznicę jeszcze będę z Tobą świętować :)
OdpowiedzUsuńJa postanowień sobie nie robiłam, a co wyjdzie, to wyjdzie. Cóż, wychodzę z tego założenia zawsze i jeszcze żyję, więc nie uważam, że potrzebuję jakichś szczególnych celów w życiu - najważniejsze, bym była szczęśliwa.
Pozdrawiam!!!
Dziękuję! Usłyszeć, a w sumie przeczytać, takie słowa jest naprawdę miło :) Ja też mam nadzieję, że dojdzie do jeszcze niejednej rocznicy Parzydełek, a ty będziesz przy nich obecna.
UsuńBycie szczęśliwą, to moje postanowienie numer jeden od dwóch lat. Jest najważniejsze ze wszystkich, więc rozumiem to założenie :D
Ja nie robię żadnych postanowień, bo wiem, że albo właśnie zapomnę, albo stwierdzę, że nie ma to sensu. Ale nie przeczę, że może kiedyś uczynię coś w tym celu...;]
OdpowiedzUsuńGratuluję, Meduzo! Do następnej rocznicy!!!
Jeżeli kiedyś spróbujesz, to życzę powodzenia! :)
UsuńDziękuję ^^
Gratuluję rocznicy! I życzę kolejnych cudownych lat blogowania :) Myślę, że Twój post pomoże osobom, które planują dużo, a nie potrafią tych planów wcielić w zycie. :> Jeśli chodzi o mnie to nie postanowiłam nic oprócz bycia szczęśliwą, naprawdę, ubiegły rok był najgorszym rokiem w moim życiu i najchętniej wymazałabym go nie tylko z kalendarza, ale też własnej pamięci. Tylko że tak się nie da, niestety.:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ten post może komuś pomóc. Bardzo by mnie to cieszyło.
UsuńNiestety się nie da, ale można przytłoczyć negatywne wspomnienia pozytywnymi. Ten rok daje ci dużo możliwości na bycie szczęśliwą. Mam nadzieję, że uda ci się osiągnąć ten cel :)
Noworoczne postanowienia są po to, by poprawić ludziom nastrój. Koniec roku to podsumowania plusów i minusów, więc kiedy tych drugich wychodzi więcej, żeby poczuć się lepiej, planuje się poprawę. To krótkotrwała poprawa nastroju, ale najwidoczniej działa. Potem przychodzi codzienność i jakoś to będzie, a wielkie plany odchodzą w niepamięć. Jeśli ktoś chce coś naprawdę zmienić, nie potrzebuje postanowień noworocznych. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci kolejnych owocnych lat blogowania. :) Nie dziw się, że chce się Ciebie czytać, bo ciekawie piszesz. :) To chyba dobrze wróży Tobie i Twojej przyszłej karierze. ;)
Coś w tym jest, że do zmian nowego roku nie potrzeba, ale niektórym takie coś pomaga mimo wszystko.
UsuńDziękuję :) Mam nadzieję, że blog i pisanie na nim jakoś pozwolą mi rozwinąć umiejętności.
Ja wychodzę z założenia, że zmienić coś w swoim życiu można zawsze, nie trzeba na to czekać cały rok :D Ale hm, też mam taktykę zaczynania od poniedziałku. INaczej jakoś mi źle :D
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale czasami nowy rok jest motywujący, bo to jednak kolejny początek. "Od poniedziałku" to najlepsza taktyka :P
UsuńWiesz, jest jeszcze "jutro" :D ale ta taktyka jest głupia xD
UsuńDziś powiesz jutro, jutro powiesz, że jutro będzie dopiero na następny dzień i tak w kółko.
UsuńNiejednokrotnie zdarzało mi się robić postanowienia noworoczne, ale po jakimś czasie zazwyczaj o nich zapominałam. To właśnie te zmiany, które postanawiałam wprowadzić w swoje życie od zaraz, miały jakiś rezultat. Myślę, że jeśli tak naprawdę chce się coś zmienić, to każda sytuacja jest do tego dobra. Wystarczy tylko chcieć :D
OdpowiedzUsuńGratuluję rocznicy bloga! Życzę dalszej wytrwałości w jego prowadzeniu ;)
Myślę, że masz rację. Do zmian potrzeba przede wszystkim chęci, ale nowy rok może wpływać jako dodatkowy motywator. Choć nie na każdego.
UsuńGratuluję rocznicy! :D Od razu zaraz brednie. :P Ja tam nie uważam, by Twoje wpisy były bredniami - bardzo lubię je czytać. ^_^
OdpowiedzUsuńI nie robię postanowień noworocznych. Jeśli będę chciała coś zmienić, to zmienię bez okazji Nowego Roku. :P
Dziękuję! To bardzo miłe :D
UsuńTo też dobre podejście.
Doskonale znam ten moment pełen nadziei, podniecenia i oczekiwania, że nadchodzi coś nowego. I wrażenie,że wraz z nowym rokiem wszystko będzie inaczej. A potem jest dokładnie tak samo, jak zawsze. :-))
OdpowiedzUsuńAle można liczyć, że kiedyś coś się zmieni :P
UsuńJasne, że tak. Trzeba być dobrej myśli. :-)
Usuń