„Błękitny zamek‟ – Lucy Maud Montgomery [recenzja]


Lucy Maud Montgomery znam z "Ani z Zielonego Wzgórza". I całą tą serię uwielbiam! Niektóre części przeczytałam po parę razy i naprawdę zachwycam się każdą stroną, a Ania i Gilbert to moje OTP. Jednak nigdy nie złożyło się tak, żebym miała okazję sięgnąć po inne książki tejże świetnej autorki. Niby miałam je w planach, ale motywacji brak.

Odpowiednią zachętą do przeczytania "Błękitnego zamku" okazał się nudny wykład z historii. Musicie wiedzieć, że w trakcie tych zajęć zawsze mam ochotę dokonać żywota. W każdym razie w dwa takie "fascynujące" wykłady przeczytałam tą niezwykle krótką historię.

Po pierwsze zacznijmy od tego, że jeżeli dobrze zrozumiałam, to ta wersja "Błękitnego zamku" jest pełna. Wcześniejsza, która pojawiła się w Polsce miała ucięte kilka scen (a więc musiała być drastycznie skrócona), a przy tym zmieniono imiona bohaterów. Nie wiem, co tłumaczowi wtedy przyświecało, ale cieszę się, że sięgnęłam po pełne wydanie.

Czy jestem szczęśliwa, że to przeczytałam? Cóż, na pewno jest to lepsze niż słuchanie o historii Śląska. Rzadko kiedy mam tak mieszane uczucia do jakiejś książki. Z jednej strony myślę sobie, że to było coś naprawdę ciekawego, wartego uwagi, a z drugiej niektóre fragmenty były dla mnie tak infantylne, że miałam ochotę rzucić "Błękitnym zamkiem" przez pół sali. Co byłoby dosyć bolesne, bo czytałam to na tablecie, a jednak zdążyłam się do niego przywiązać przez te kilka miesięcy. W każdym razie zapełniło mi czas na wykładach i byłam ciekawa zakończenia, więc nie może być tak zła. Idąc tym tokiem rozumowania: te ciekawe fragmenty przeważają. 


Valancy Stirling ma dwadzieścia dziewięć lat i jest uznawana za starą pannę. Mieszka ze swoją matką oraz ciotką, które wcale nie ułatwiają jej już trudnego losu. Wszyscy dookoła dokuczają Doss, bo tak główna bohaterka jest nazywana przez rodzinę, z powodu jej staropanieństwa. Jest kobietą niedocenianą już od swojego dzieciństwa. Zawsze była przyrównywana do pięknej Olivii, krytykowana za wiele rzeczy, które robiła i tłamszona. Jedynym miejscem, w którym Valancy odnajdywała spokój był wymyślony przez nią Błękitny zamek, gdzie jest bogata, szczęśliwa, adorowana i szanowana. Pewnego dnia Doss zaniepokojona bólami serca odwiedza lekarza. Dowiaduje się, że jest ciężko chora i za niedługo umrze. Postanawia pozostały jej czas wykorzystać na to, aby żyć pełnią życia, uciec od gnębiącej ją rodziny i przeżyć przygodę życia.

Okładka nie jest niczym nadzwyczajnym i prawdopodobnie w księgarni nie przykułaby mojego oka, gdyby nie nazwisko, które się na niej znajduje. Ważniejsza jest jednak fabuła i to opis na odwrocie powieści przekonał mnie do przeczytania jej. Rzekomo jest to książka dla dzieci, ale moim zdaniem jest to powieść dla osób trochę dojrzalszych. Wydaje mi się, że ośmiolatka co najwyżej wyniesie z tej książki ogromną chęć buntowania się przeciwko rodzicom. Ale dla osób trochę starszych może się to okazać czymś więcej.


Valancy naprawdę miała beznadziejne życie i była zbyt przerażona, aby postawić się decyzjom, które zawsze były podejmowane zamiast niej przez innych ludzi. To strasznie nieśmiała kobieta, której wszystkie dobre cechy zostały stłamszone przez rodzinę. A jednak pewnego dnia udaje jej się zrozumieć, że dalej nie może tak żyć i postanawia się "zbuntować". Mówi to, co jej się podoba, robi tak, jak chce. Jej rodzina uznaje ją za wariatkę, ponieważ ich kochana, mała Doss przestała wpisywać się w sztywne konwenanse. A jednak Valancy w ogóle się tym nie przejmuje i brnie dalej w swoją próbę usamodzielnienia. Do tego stopnia, że mimo protestów całej rodziny opuszcza dom, aby zacząć pracować jako pokojówka u mężczyzny, który ma dosyć szemraną opinię. Nie wiem, jak dla innych osób, które czytały tą książkę, ale dla mnie do tego momentu Valancy jest naprawdę nie-sa-mo-wi-ta! Potrzeba dużo odwagi, aby postawić się najbliższym i zacząć działać tak, jak się w głębi duszy pragnie. Dlatego naprawdę ją podziwiam i szanuję za te zachowania. 

Ale niestety nie wszystko może być idealne. A dlaczego? Bo z czasem w życiu Valancy zaczyna się istna sielanka połączona z żałosnymi zachowaniami głównej bohaterki. Wiecie, jak to czasami się dzieje, że na początku książki mamy do czynienia z istną mimozą, a z czasem zamienia się we wspaniałą kobietę? Tutaj mam wrażenie, że doszło do czegoś odwrotnego. Na samym początku Valancy postanawia się zbuntować, a więc dochodzi do tej przemiany i to jest dobre. Tylko, że z każdą kolejną sytuacją nasza kochana Doss zaczyna coraz bardziej irytować. Z silnej dziewczyny, która umiała się przeciwstawić wszystkiemu, co było stabilne i bezpieczne zamienia się w nudną postać, której wszystko zaczyna się układać, aby doszło do uroczo-cukierkowego happy endu. 

Doprawdy spodziewałam się po tym czegoś więcej, a zamiast tego mamy zachowany stały schemat: Doss robi coś, co powoduje powszechne zgorszenie, ale w nowych kręgach uchodzi jej to na sucho i jest uznawana za wspaniałą. W tym czasie jej rodzina załamuje ręce. 

Wbrew pozorom wydaje mi się, że lepiej wykreowanymi postaciami są właśnie "ci źli", czyli cały klan Stirlingów. Są przewidywalni, a sytuacje, gdy Valancy uciera im nosa - komiczne. Jednak mimo że są postaciami drugo-, jak nie trzecio-, planowymi, to są ciekawiej stworzeni od głównej bohaterki! 


Podsumowując, na samym początku książka wydawała mi się być naprawdę ciekawa. Zachęciła mnie postać Valancy i spodziewałam się czegoś jeszcze lepszego. A zamiast tego z czasem się rozczarowałam. Wiele elementów było z góry do przewidzenia, a fakt, że wszystko kończy się tak bardzo szczęśliwie jest dość nieprzekonujący. Czy warto sięgać po tą książkę? Może i warto, bo sam zamysł jest dosyć ciekawy, ale nie powiem, abym wszystkim dookoła polecała tą powieść. Już bardziej będę was, moi drodzy czytelnicy, zachęcać do sięgnięcia po "Anię z Zielonego Wzgórza". 

Komentarze

  1. "Błękitny zamek" czytałam lata temu, ale z tego co pamiętam bardzo mi się podobał. Mnie by taka okładka przyciągnęła, ma piękne kolory.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uh, jak można dawać komuś decydować za nas? Masakra. Mnie już to by wkurzyło na samym początku :D
    Ale ogólnie nie lubię stylu autorki... xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, cóż, na szczęście Valancy szybko buntuje się przeciwko rodzince.

      Usuń
  3. Szkoda, że ta książka Cię rozczarowała. Ja raczej po nią nie sięgnę, bo to chyba nie moje klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przykre, ale zawsze mi pozostaje ukochana "Ania" :)

      Usuń
  4. Mnie za to ta książka bardzo przypadła do gustu, chociaż może z sentymentu do tej autorki... Przezabawna historia, bywały momenty, że śmiałam się na głoś :D
    Pozdrawiam, Shelf of Books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre momenty były zabawne! Tu się zgodzę! Skłamałabym, mówiąc, że zachowałam grobową minę przez całą książkę, aczkolwiek wydaje mi się, że ta książka mogła być lepsza.

      Usuń
  5. Nie czytałam Ani z zielonego wzgórza - wiem, możesz mnie potępiać :P więc nie wiem czy styl autorki jest naprawdę taki cudowny. Zaciekawiła mnie natomiast niniejsza kniga - btw. serio aż tak się nudzisz na wykładach że masz czas na przeczytanie książki??? - nie zraża mnie że to dla dzieci, bo z chęcią zobaczę czy wyniosę z niej coś ,,głębszego" :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnaś :( To ponadczasowa seria! Pokochałabyś Gilberta, uwierz mi :P
      Jak dla mnie "Ania" jest lepsza od "Błękitnego zamku", ale zrobisz jak uważasz. A w sumie: przeczytaj, ciekawi mnie twoje zdanie!
      Tak, aż tak się nudzę. Na filozofii (bo jest nudno), socjologi (bo wszystkiego się już uczyłam do matury) i historii Polski (bo jest cholernie nudno).

      Usuń
  6. Skoro w jakimkolwiek momencie czytania, ma się ochotę rzucić książką (lub tabletem:-)) o ścianę, to nie jest dobrze. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Raczej nie sięgnę po tę książkę - nie moje klimaty.:) Sądzę też, iż nie byłabym w stanie jej przeczytać, skoro bohaterka staje się tak bardzo irytująca.

    czasdlaksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewałam się lepszej kreacji bohaterki. No, ale niestety, co zrobić? :/

      Usuń
  8. Ja czytałam to zupełnie pierwsze wydanie i mam nieco inne odczucia od Ciebie - raaany, ja się zakochałam w tej książce. *_* Nie wiem właściwie czemu, ale tak bardzo mnie urzekła, że żałowałam, że jest taka krótka. :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tobie się spodobała :D Ja jednak zostanę większą fanką Ani niż Valancy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza