„Wybrani‟ – C. J. Daugherty [recenzja]
Są takie tematy, które dość często porusza się w książkach młodzieżowych. A przynajmniej swego czasu często się je poruszało.
Rzekłabym, że wręcz do znudzenia maltretowało się w kółko to samo. Dlatego już
sama okładka – tak, wiem, nie ocenia się książki po okładce – trochę mnie
zraziła. Już widziałam ten trójkąt miłosny. Ale wszyscy mówili, jaka ta książka
jest fajna, super, hiper i w ogóle cudeńko, a oceny na portalach dla
czytelników świadczyły o tym, że jest ciekawa. W związku z tym ją wypożyczyłam.
A że bibliotekarz miał mocny argument o treści „Jest też druga część, chce ją
pani od razu wypożyczyć?” to skusiłam się na dwa tomy. I po co mi to było?
Trójkąty miłosne pojawiają się bardzo często w książkach młodzieżowych – „Zmierzch”, „Pamiętniki wampirów”, „Rywalki”, „Królowa lata”, w „Igrzyskach śmierci” również i mogłabym tak wymieniać dalej, patrząc tylko na własną biblioteczkę. W przypadku „Wybranych” było dokładnie tak samo. Już patrząc na okładkę, która jakaś wybitna nie jest, można się było tego domyślić. A jeżeli nie, to starczyły dwa zdania na odwrocie: „Czy w jego odkryciu pomoże dziewczynie przystojny Sylvain? A może outsider Carter?”. Trójkąt miłosny, rozterki głównej bohaterki – odhaczone na liście typowości.
Szanowana Alyson Sheridan – potocznie Allie – lubi pakować się w kłopoty.
Jest buntowniczką, wymyka się z domu, farbuje włosy na czerwono, chodzi w
martensach i bazgrze graffiti w szkole. Jednocześnie cierpi na ataki paniki, a
więc sama praktycznie oddaje się w ręce policji po tym, jak się przed nimi
ukryła. Kiedy po raz trzeci trafia na komisariat policji za wandalizm, jej
rodzice mówią: dość! Wysyłają ją do specjalnej szkoły, o której nikt, nigdy nie
słyszał, nie wiadomo w sumie, gdzie ona jest, ale istnieje. Ma nawet osobny
semestr prowadzony w wakacje dla wybitnych uczniów. Nie mają tam Internetu,
telewizorów czy telefonów komórkowych – mają się uczyć zapewnienia sobie
rozrywek na inne sposoby – dlatego grają w tenisa po ciemku, co na pewno jest
bardzo bezpieczne i zgodne z zasadami BHP. Allie za karę zostaje wrzucona do szkoły pełnej
bogatych dzieciaków, które lubią się chwalić swoimi rodzinami. Poznaje miłą
dziewczynę, która staje się jej przyjaciółką – kolejny element odhaczony. Najważniejsze
jest jednak to, że spotyka dwie bardzo znaczące postacie – Sylvaina i Cartera
(o których na marginesie jest spór: który to który na okładce).
Oczywiście chłopcy są – jak to mówi moja koleżanka – cud, miód i orzeszki.
Mamy super przystojnego francuza, który nie interesuje się za bardzo
otaczającymi go dziewczynami – Sylvain. Jest inteligentny, miły, szarmancki i
pierwsze co zrobił, to zaczął podrywać nową w szkole Allie. Właściwie to
kolejny stały motyw – dziewczyna, która zostaje przeniesiona do innej placówki.
Spotyka również niemiłego, tajemniczego kobieciarza Cartera, na którego ma
uważać – wszyscy jej to powtarzają i pchają ją w ramiona Sylvaina. Nie może być
jednak tak, że tylko jeden ma szanse. Obydwoje praktycznie padają dziewczynie
do stóp, nienawidzą się nawzajem i walczą o względy pięknej dziewoi!
No tak, ale jakaś fabuła oprócz tego jest, prawda? Jakaś tam jest… Po
książce, która jest tak wysoko oceniana spodziewałam się chyba czegoś bardziej
wyrafinowanego, ale COŚ faktycznie się dzieje.
W szkole jest tajna organizacja o której wszyscy wiedzą, wszyscy są praktycznie pewni, kto do niej należy, ale nikt nie powinien być tego świadomy. Jak dla mnie to w tym układzie trochę słaba tajna organizacja… Allie próbuje odkryć coś na jej temat – oraz swojej rodziny. Dziewczyna zostaje wrzucona w wir różnych wydarzeń, które zaczynają się dopiero w połowie książki, a prawdziwa akcja rozgrywa się na ostatnich trzydziestu stronach. Oprócz tego mamy tutaj rozterki dotyczące życia miłosnego głównej bohaterki, jej rozmowy z przyjaciółmi i poza tym nic nadzwyczajnego. Są jakieś tajemnice, jakieś kłamstwa, ale to wszystko jak dla mnie jest zbyt przerysowane. Prawdopodobnie, gdyby nie ogromna awaria prądu, która spowodowała, że przez pięćdziesiąt godzin jedyne, co mogłam robić w domu to czytać książki i patrzeć, jak trawa w ogródku rośnie, to przerwałabym tą książkę dość szybko. Nie wniosła nic ciekawego, nie zapadła mi niczym wyjątkowym w pamięć. Bardziej mnie nużyła i irytowała. A w przypadku drugiej części było tylko gorzej… Na samą myśl, że miałabym przeczytać pozostałe trzy tomy zaczyna mnie skręcać.
W szkole jest tajna organizacja o której wszyscy wiedzą, wszyscy są praktycznie pewni, kto do niej należy, ale nikt nie powinien być tego świadomy. Jak dla mnie to w tym układzie trochę słaba tajna organizacja… Allie próbuje odkryć coś na jej temat – oraz swojej rodziny. Dziewczyna zostaje wrzucona w wir różnych wydarzeń, które zaczynają się dopiero w połowie książki, a prawdziwa akcja rozgrywa się na ostatnich trzydziestu stronach. Oprócz tego mamy tutaj rozterki dotyczące życia miłosnego głównej bohaterki, jej rozmowy z przyjaciółmi i poza tym nic nadzwyczajnego. Są jakieś tajemnice, jakieś kłamstwa, ale to wszystko jak dla mnie jest zbyt przerysowane. Prawdopodobnie, gdyby nie ogromna awaria prądu, która spowodowała, że przez pięćdziesiąt godzin jedyne, co mogłam robić w domu to czytać książki i patrzeć, jak trawa w ogródku rośnie, to przerwałabym tą książkę dość szybko. Nie wniosła nic ciekawego, nie zapadła mi niczym wyjątkowym w pamięć. Bardziej mnie nużyła i irytowała. A w przypadku drugiej części było tylko gorzej… Na samą myśl, że miałabym przeczytać pozostałe trzy tomy zaczyna mnie skręcać.
Czy było coś pozytywnego w tej książce? Dobrze zajęła mi czas, kiedy nie
miałam prądu. Momentami dałam się ponieść tej rywalizacji o Allie, ale potem
przestałam się na tym szczególnie skupiać. Jest to taka książka na odreagowanie
od świata, podobna do wielu innych, które już przed nią były. Może parę lat
temu – około czterech – zachwycałabym się tą serią bardziej. Ale dzisiaj jestem
na nie.
Parzydełku, ja to właśnie czytam!
OdpowiedzUsuńFrancuza z dużej litery :3
I tak dość wysoką ocenę dałaś, spodziewałam się niższej po tej recenzji. Mnie się trochę niektóre opisy podobały, ale denerwowało mnie, że Allie ciągle traktowała Cartera jakby nie wiem jakim bucem był, a on zwykle był ok.
Taka ocena, bo książka była dobra dla zabicia czasu. I pewnie gdybym była cztery lata młodsza, to pamiętając mój gust, to podobałaby mi się bardziej.
UsuńJak mam być szczera, to z początku wolałam Sylvaina, ale potem zmieniłam zdanie :P Mimo to koniec końców cała trójka mnie denerwowała...
Mnie właśnie Carter wcale nie denerwował. Ech, jestem dopiero przy tym, jak podpalono szkołę. Chyba umrę, zanim to przeczytam.
UsuńJesteś w momencie, w którym jako tako zaczyna się akcja! :P Mnie cała trójka wkurzyła strasznie w drugiej części, w pierwszej lepiej ich znosiłam.
UsuńNie wiem, czy czytać dalej, dzieje się tam coś więcej? W ogóle kiedy Allie dowiaduje się więcej o tej całej Nocnej Szkole?
UsuńJeszcze w pierwszym tomie - o ile dobrze pamiętam. Moim zdaniem nie warto czytać dalej, ale wiele osób tą serią się zachwyca (czego nie rozumiem).
UsuńBo ludzie generalnie nie mają porównania.
Usuń(nwm czy poprzedni kom się opublikował, kocham mój Internet na wakacjach :D )
OdpowiedzUsuńotóż, ja już rzygam tymi odhaczonymi rzeczami... Ile można. Dobrze, że to chociaż trójkąciki, a nie wielokąty jakieś....
I wysoka ocena, jak na tą recenzję :D
Nie opublikował się, znam ten ból :P
OdpowiedzUsuńZgadzam się, przydałaby się jakaś oryginalność, a nie ciągle to samo. Fabuła jest przez to niezwykle przewidywalna.
Masz rację. Już po okładce widać, o czym ta książka jest. Na pewno nie będę jej czytać, dzięki za ostrzeżenie :-))
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń