Kierunek z przymusu
Studia! Prawie każdy już wie, gdzie się dostał. A jeżeli nie wie, to pewnie przez to, że podobnie, jak moja przyjaciółka idzie na uczelnię, która wymyśliła sobie wyniki w sierpniu... Jednak zdecydowana większość osób już ma pewność, gdzie się dostała, gdzie idzie, złożyła papiery i teraz wiedzie, jak to mówi moja sąsiadka, słodkie życie maturzysty. Do października, kiedy trzeba będzie poznać nowych ludzi i zacznie się nauka w innym wymiarze godzin, inne traktowanie i... Nie o tym chciałam dzisiaj napisać.
W obecnej chwili mamy dość ciężką sytuację na rynku pracy. Panuje wysokie bezrobocie, wiele osób powtarza, że przede wszystkim liczą się teraz szkoły zawodowe i technika, bo po tym ma się fach w garści. Mimo to rzesza ludzi wybiera licea, a potem studia (podobnie zrobiłam ja). Jednakże istnieje pewna grupa, która idzie na dany kierunek z przymusu, ponieważ po tym będzie praca.
W liceum byłam w klasie o profilu społeczno-prawnym, co oznacza, że mieliśmy jako rozszerzenie: polski, wos oraz historię. Przez spory okres, jakieś 70% osób chciało iść na prawo i zarzekało się, że zostaną prawnikami, bo "to się opłaca". Uznali, że skoro już są na humanistycznym profilu, to trzeba iść na prestiżowy kierunek, jakim jest prawo. Bo nie ma innych społecznych lub humanistycznych kierunków - liczy się tylko prawo. W końcu prawie każdy słyszał od swoich rodziców/dziadków/ciotek/prawujków, że opłacalne są tylko: prawo, medycyna oraz politechnika. Inne studia są nam całkowicie zbędne dla naszej dalszej egzystencji na tym świecie. Cała rodzina chce jak najlepiej dla swoich milusińskich, więc od zawsze starają się nimi kierować "dla ich własnego dobra". W końcu nastolatek nic nie wie i sam o sobie nie zadecyduje.
Powiem szczerze, że również często to słyszałam. Mojej babci bardzo zależało na tym, żebym została lekarzem, bo "lekarza w rodzinie jeszcze nie było". I przez moment nawet podobała mi się ta myśl, bo naoglądałam się za dużo Dr. House'a. Moja ciocia była matematyczką, więc na każdych wakacjach, które z nią spędzałam miałam prywatne lekcje. Matma była w porządku, nudziła, to prawda, ale problemów z nią nie miałam. W związku z tym liczono, że faktycznie mój "ścisły umysł" jakoś się wykorzysta. Bawiła mnie fizyka, ale tylko teoretyczna. I moja babcia bardzo głęboko wierzyła w to, że pewnego dnia zostanę lekarzem, prawnikiem albo będę robić coś związanego z matematyką. Dlatego myślę, że rozczarowałam ją, gdy w trzeciej klasie gimnazjum uznałam, że chcę być dziennikarką. Powiedziałam, że pójdę na profil humanistyczny, choć jestem beznadziejna z historii i wosu, a potem zostanę dziennikarką. Dziennikarką. Humanistką. Pójdę na kierunek po którym "nie ma pracy". Chyba zrobiłam niezły kawał. Moje marzenie przez całe liceum się nie zmieniło, mimo że miałam dość historii.
Mam takie szczęście, że moi rodzice zaakceptowali to bez sprzeciwów. Może i mój tata faktycznie liczył na jakiś ścisły kierunek, ale moja mama podpisywała się pod moim pomysłem obydwiema rękami. Sama ze względu na to, co powiedzieli jej rodzice nie poszła na wymarzony kierunek, jakim była archeologia. Dlatego uznała, że pozwoli swojemu dziecku robić to, co będzie chciało. I cieszę się, że tak właśnie było. Niestety nie każdy ma takiego farta.
Wiele osób nie tylko słyszy "idź na opłacalny kierunek jak medycyna/prawo/informatyka", ale praktycznie jest zmuszane do nauki nakazanych przedmiotów. Ktoś wymyślił im, że powinni zachowywać się w dany sposób i osiągnąć poszczególne cele. Nawet, jeżeli tego nie chcą i naprawdę nie sprawia im to żadnej przyjemności. Orientuję się jedynie jeżeli chodzi prawników - jest teraz tak ogromny wysyp tych ludzi, że mają bardzo ciężko o pracę. I to by było na tyle jeżeli chodzi o ten niezwykle przyszłościowy kierunek, który powinien przynieść ci wysokie wynagrodzenie.
"Satysfakcja nie jest ważna! Liczy się tylko to, abyś miał pieniądze." I kiedy patrzyłam na ludzi z mojej klasy, którzy tak bardzo chcieli iść na prawo, to miałam wrażenie, że właśnie ta myśl im przyświeca. W gruncie rzeczy, aby zajmować się tą profesją (zresztą jak każdą) trzeba mieć do niej talent. Nikt nie może ci wmówić, że masz coś zrobić, bo po tym będzie praca (czego przewidzieć się tak naprawdę nie da). A już tym bardziej, kiedy nie chcesz czegoś robić i nie sprawia ci to przyjemności. Bardzo często, kiedy ktoś wmawia swoim dzieciom, że powinni wykonywać dany zawód, to ze względu na to, że sami mają jakieś niespełnione marzenia i własnymi ambicjami zalewają swoje pociechy.
"Satysfakcja nie jest ważna! Liczy się tylko to, abyś miał pieniądze." I kiedy patrzyłam na ludzi z mojej klasy, którzy tak bardzo chcieli iść na prawo, to miałam wrażenie, że właśnie ta myśl im przyświeca. W gruncie rzeczy, aby zajmować się tą profesją (zresztą jak każdą) trzeba mieć do niej talent. Nikt nie może ci wmówić, że masz coś zrobić, bo po tym będzie praca (czego przewidzieć się tak naprawdę nie da). A już tym bardziej, kiedy nie chcesz czegoś robić i nie sprawia ci to przyjemności. Bardzo często, kiedy ktoś wmawia swoim dzieciom, że powinni wykonywać dany zawód, to ze względu na to, że sami mają jakieś niespełnione marzenia i własnymi ambicjami zalewają swoje pociechy.
Moim zdaniem to głupie, aby nie robić czegoś, ponieważ jest "nieopłacalne". Wiem, że obecnych czasach patrzy się przede wszystkim na świat przez pryzmat pieniędzy. Jednak dla mnie ważniejsze jest to, aby być zadowolonym z tego, co się robi i spełniać swoje marzenia. Bo jakby na to nie spojrzeć, za dwadzieścia lat, to ja będę pracowała w tym zawodzie, a nie moja babcia, która miała wobec mnie inne plany. To ja będę wstawać rano, chodzić do pracy i zajmować się daną profesją aż do emerytury. Dlatego chciałabym, żeby to była rzecz, która sprawi mi radość i da pewną satysfakcję.
Inna sprawa: to głupie nie wykorzystywać swojego talentu, bo się nie opłaca. To tak, jakby któryś ze słynnych malarzy powiedział: "Może i dobrze maluję, ale to się nie opłaca... Lepiej jakbym został biurokratą, bo to mi da stabilniejszą przyszłość". Wolę nawet nie myśleć o tym, ile nasza kultura straciłaby, gdyby ludzie przestali wychodzić poza szereg i robili to, co im zawsze mówiono, że powinni.
Inna sprawa: to głupie nie wykorzystywać swojego talentu, bo się nie opłaca. To tak, jakby któryś ze słynnych malarzy powiedział: "Może i dobrze maluję, ale to się nie opłaca... Lepiej jakbym został biurokratą, bo to mi da stabilniejszą przyszłość". Wolę nawet nie myśleć o tym, ile nasza kultura straciłaby, gdyby ludzie przestali wychodzić poza szereg i robili to, co im zawsze mówiono, że powinni.
Dlatego, moi drodzy, mam dla was jeden ogromny apel. Róbcie to, co kochacie. Olejcie to, co sądzi społeczeństwo, wasza rodzina i to, co uważają, że powinniście robić. Idźcie na te studia, na które wam się podobają i z których będziecie czerpać, jak najwięcej satysfakcji. Nie zwracajcie uwagi na krzywe spojrzenia, komentarze, twierdzące, że marnujecie potencjał. Nie zmarnujecie go, jeżeli będziecie zadowoleni z siebie. A to jest jedną z ważniejszych rzeczy. Dlatego spełniajcie marzenia, nawet jeżeli będzie to ciężkie do zrobienia.
W pełni się z tobą zgadzam!:). Naprawdę...wolałabym robić coś, co sprawi mi przyjemność, niż coś, z czego przez całe życie byłabym nieusatysfakcjonowana...to takie plucie sobie w brodę;/.
OdpowiedzUsuńAcz z drugiej strony wiem, że jak pójdę na ten kierunek to roboty na pewno nie będę mieć i trochę ta niepewność zawsze jest...no ale to jest przyszłość, masz rację. Nie przewidzisz...
Miłego wyjazdu ci życzę, baw się dobrze!:). Liczę potem na recenzję;].
Oj, co ja się nie nasłuchałam podczas studiowania polonistyki, jak to nie znajdę pracy... znalazłam pracę tydzień po obronie magisterki, i to całkiem niezłą. Oczywiście nie tak super płatną jak ginekolog z prywatnym gabinetem, ale dorabiam jeszcze pisaniem, co też mi sprawia przyjemność. Jakieś 90% moich znajomych też nie miało z pracą problemów. Teraz, pięć lat po studiach, mam wśród przyjaciół dwóch redaktorów naczelnych ogólnopolskich pism i paru fajnych dziennikarzy, lektorów polskiego dla cudzoziemców, redaktorów, a nawet jedną posłankę na sejm ;) Wszystkim mówili to samo - że bezrobocie, że nie ma pracy, że wybrali złe studia. Więc nie ma co mówić, że "roboty na pewno nie będę mieć" - będziesz, tylko musisz wykorzystać czas studiów na maksa - znam też "prestiżowych" informatyków, którzy po studiach byli oburzeni, ze praca sama do nich nie przyszła, tylko muszą wysyłać CV i nie na każde im odpisują... Były też osoby, które się rozmyśliły, studia zmieniły - też można. Mój narzeczony skończył ekonomię, po czym postanowił zostać grafikiem. Moja szefowa, lat pięćdziesiąt, właśnie kończy studia na ASP, bo poprzednie wybrali jej rodzice ;)
Usuń@Natalia moim zdaniem powinnaś faktycznie robić coś, co będzie dla ciebie frajdą, nawet jeżeli wydaje ci się, że po tym kierunku nie będziesz miała pracy. Jeżeli będziesz robić coś z ogromną pasją, to na pewno ci się to jakoś uda :D
UsuńDzięki wielkie! Na pewno wspomnę tutaj o Mazurach.
@AHA moja przyjaciółka idzie na polonistykę, to niektórzy patrzą na nią, jak na wariatkę... Cieszę się, że po tym niby "mało przyszłościowym" kierunku udało ci się znaleźć fajną fuchę. Jeżeli komuś się chce, to na pewno sobie poradzi, bo bardzo rzadko pracodawca sam przyjdzie i ci zaoferuje pracę. Ja liczę na to, że jeżeli nie na pierwszym roku, to na drugim uda mi się załatwić sobie jakieś praktyki w jakiejś gazecie. A twoja szefowa, która teraz kończy ASP, to naprawdę - podziwiam ją! :D
Heh, jakoś ulżyłyście mi na sercu:). Zaczynam dostrzegać światełko w tunelu:).
UsuńA na jaki kierunek się wybierasz, Meduzo?:>
Ja chciałabym iść na filologię angielską albo coś związanego ze Skandynawią, bo tak mnie fascynuje angielski no i tamte rejony. Ale to jeszcze mam czas na przemyślenia:).
Ja się wybieram na "Dziennikarstwo i komunikację społeczną" na Uniwersytet Ekonomiczny, stąd będę tam miała dodatkowo trochę ekonomii i trochę informatyki.
UsuńO! To ciekawy wybór, na pewno oryginalny jeżeli chodzi o kierunki związane ze Skandynawią.
Rozumiem, że w Krakowie?:>, też mam zamiar tam studiować!^^ O ile się dostanę, hehe;].
UsuńNo właśnie, fascynuje mnie tamtejszy klimat, przyroda no i wszystko, hehe;]. Mam nadzieje, że chociaż się dostanę, bo podobno bardzo, bardzo ciężko....
Akurat w Katowicach. Mimo wszystko raczej nie miałam chęci do studiowania w mieście, gdzie musiałabym wynajmować mieszkanie, martwić się kosztami utrzymania etc. A Katowice powodują, że po prostu potrzebuję kupić bilet miesięczny i problem z głowy :P Ale Tobie życzę powodzenia w dostaniu się do Krakowa, bo to baaardzo ładne miasto.
UsuńAaa...a to w sumie niedaleko od Krakowa:).
UsuńOkropnie piękne miasto, ja tam jeżdżę do lekarzy i mam też tą przyjemność podziwiać jego urok. Cudowny klimat!:)
Nom, niedaleko :) Autem/busem bardzo szybko, gorzej pociągiem
UsuńSzkoda, że jeździsz tam ze względu na lekarzy, ale to prawda, że miasto bardzo przyjemne.
,,Uznali, że skoro już są na humanistycznym profilu, to trzeba iść na prestiżowy kierunek, jakim jest prawo. Bo nie ma innych społecznych lub humanistycznych kierunków - liczy się tylko prawo. W końcu prawie każdy słyszał od swoich rodziców/dziadków/ciotek/prawujków, że opłacalne są tylko: prawo, medycyna oraz politechnika. "
OdpowiedzUsuńTo takie prawdziwe.
A ja zamierzam iść na zoofizjoterapię, kij, że pewnie się nie dostanę i pracy nie znajdę. Oby jakoś było.
Podziwiam za w ogóle koncept zostania lekarzem. Nie ma, nie ma gorszego profilu niż bio-fiz-chem. Naprawdę. A studia medyczne to koszmar, nie dość, że dostać się cieżko, to jeszcze trzeba mieć nerwy ze stali i pamięć ufoka.
Jak mam być szczera, to nie wiedziałam o istnieniu takiego kierunku, ale brzmi ciekawie. Wydaje mi się, że jeżeli się postarasz, to się dostaniesz bez problemu. Zawsze się tak mówi, i ja to po sobie i swoich znajomych widziałam, "pójdzie mi do kitu", "nie przyjmą mnie", a potem wszystko wychodzi dobrze :)
UsuńTeż podziwiam tych ludzi. Moim zdaniem biol-chem to chyba najtrudniejszy kierunek. Żeby zdać zarówno chemię i biologię potrzeba naprawdę dużo nauki i nerwów ze stali.
Bo to całkiem nowy kierunek. Za nim i za zootechnika przemawia to, że nie muszę mieć matury z chemii i fizyki. Nie dałabym rady tego zdać. Widzisz, oni tak mówią, ale im wychodzi, a u mnie to takie proste nie jest.
UsuńZdaj biologię i chemię i jeszcze fizykę XD W drugiej klasie mamy obowiązkowe 5 godzin fizyki tygodniowo, rozszerzona fizyka bez rozszerzonej matematyki, to wszystko to naprawdę jest kosmos.
Dżelifiszu, pokaż kiedyś kolekcję ksiunrzków swoich.
UsuńDziwny ten kierunek macie z tą fizyką na biol-chemie. Choć w sumie u mnie mieli biologię, chemię i angielski na rozszerzeniu. Fizyka jest według mnie fajna, ale tylko teoretyczna - liczenie tego wszystkiego już jest męczące. Także podziwiam, że jesteś na takim kierunku i wytrzymujesz, bo ja bym oszalała z biologią i chemią :P Będę za ciebie trzymać kciuki żebyś się jednak dostała.
UsuńA co do kolekcji książków, to może faktycznie kiedyś zrobię taką notkę :D
Ta fizyka jest praktycznie na każdym bio-chemie, bo jest wymagana przez wiele uczelni, bez niej nie dostaniesz się na medycynę, choć teraz się już od tego powoli odchodzi. Liczenie tego wszystkiego to jest kosmos, najprawdziwszy kosmos, uwierz mi. To jest jakieś szaleństwo.
UsuńCzekam na tę notkę C: W ogóle tak się tym wyglądem blogasia zachwycam i zachwycam, bo łady, ale nie przekombinowany, prosto i ślicznie.
Przeglądam stare notki i płaczę, gdy widzę małą miss tańczącą w klatce taniec erotyczny.
Masz może MALa, Dżelifiszu? :D
Naprawdę? U mnie w szkole raczej nie słyszałam, aby ktoś, kto szedł na medycynę zdawał fizykę. Ja miałam ten przedmiot w liceum tylko przez rok, podobnie jak biologię, chemię i geografię. Potem mi dali "przyrodę", jak w podstawówce, więc nie zdążyłam się naliczyć.
UsuńAchh, to bardzo mi miło, że tak ci się podoba :D
Taa, mnie to na swój sposób śmieszy, ale chyba bardziej przeraża, co tym matkom siedzi w głowach.
Ano mam: http://myanimelist.net/animelist/Salivia
U mnie to norma, mówią nam, że bez rozszerzonej fizyki w liceum nie damy rady na medycynie. Ja tam mam nauczanie indywidualne, więc nie mam tych pięciu fizyk w tygodniu, tylko dwie, ale za to sam na sam z nauczycielem i zdarza się, że z dnia na dzień mam zrobić 120 zadań. Musiałam siedzieć i liczyć je równe siedem godzin.
UsuńCiesz się, że nie masz prawdziwej biologii, o jak się ciesz. Z niczego nie ma tak szerokiego zakresu materiału. Myślę, że zdanie fizyki, dla ludzi, którzy ją ogarniają, jest łatwiejsze niż zdanie biologii, dla ludzi, którzy ją ogarniają. Tak.
Na szczęście nigdy nie miałam nawet pomysłu, żeby pójść na medycynę, to zdecydowanie nie dla mnie.
Teraz sobie oglądam na jutubie program z TLC o operacji waginy. Ciekawe.
Czytałaś Dengeki Daisy :D Lecę zaprosić do znajomych.
Ja głownie siedze na Centrum Mangi i tam czytam, ile wlezie.
O matko, 120 zadań z dnia na dzień - współczuję. Babka, która nas uczyła rok biologii była straszną kosą i niestety prowadziła w drugiej klasie przyrodę. Na szczęście w trzeciej mieliśmy lajtową nauczycielkę geografii, która nam puszczała filmy i pozwalała robić, co nam się żywnie podoba na lekcjach.
UsuńDD mi się strasznie podobało :) Zawsze się na tym śmieję. Ja nie czytam na Centrum Mangi, bo tam są później tłumaczenia i szybciej są po angielsku, a że ja nie czuję różnicy między czytaniem po angielsku, a po polsku, to korzystam z zagranicznych portali. Przyuważyłam, że najszybciej tłumaczą z japońskiego na hiszpański, niestety z tego języka znam tylko jedno słowo "hola", które raczej mi nie pomoże.
Podziwiam za taką znajomość angielskiego, ja w dziedzinie języków obcych leżę. Umiem całkiem składnie pisać, zawsze wiem, co poeta miał na myśli, ogarniam metabolizm komórki (takie cuda: https://www.google.pl/search?q=glikoliza&espv=2&biw=1366&bih=667&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0CAYQ_AUoAWoVChMI-_XB_8rzxgIV575yCh3sRgM_), ale nauczenie się angielskiego w stopniu choćby komunikatywnym przekracza moje możliwości, a uczę się go od lat :< Po angielsku to tylko hentaje i yaoice, czasem też coś sprawdzę i porównam z naszymi skanami.
UsuńJa angielskiego uczę się od 12 lat w szkole w tym jakieś 7-8 dodatkowo na kursach z przerwami, ale przez ostatnie 5 lat miałam kurs cały czas i teraz sobie nie wyobrażam nie chodzenie na zajęcia z dodatkowego angielskiego. Poza tym uczenie się języków sprawia mi frajdę, a już tym bardziej, kiedy to angielski, który mi się bardzo podoba. Ale za to nie ogarniam metabolizmu komórki i dobrze mi się chyba żyje bez tej wiedzy :P
UsuńNo właśnie w szkole też uczę się jakieś 12 lat XD Mnie nauka języków obcych nie sprawa żadnej radości, miałam kiedyś jakieś prywatne lekcje, ale zbyt wiele mi nie przyniosły. Raduje mnie za to czytanie podręczników z biologii, choć jest tam zdecydowanie zbyt mało ważnych informacji.
Usuń>:C Metabolizm komórki to ważna rzecz.
Wybacz, jednak chyba się nie skuszę na pogłębianie wiedzy z dziedziny komórek :P
UsuńJesteśmy z nich zbudowani! :<
UsuńNo wiem i szanuję moje komórki za to :P
UsuńParzydełku, szablon ten na zamówienie?
UsuńTak, od tejże pani: http://zielony-kociak.blogspot.com/
UsuńCzekam, aż mi Nagishi skrobnie nagłówek, to wtedy sobie u kogoś zamówię C:
UsuńJa mam to szczęście, że moi rodzice mi i mojemu bratu dają zupełnie wolną rękę, bo uważają, że jak coś spaprzemy to na własną odpowiedzialność. :D
OdpowiedzUsuńJa za to nie zamierzam od razy po szkole iść na studia i jestem w moim środowisku cholernym wyjątkiem, ale mam to gdzieś. Uważam, że lepiej znaleźć pracę i pójść na studia zaoczne po jakimś czasie z nowym zapałem do nauki. Zresztą, ja właśnie za dwa lata skończę technikum na kierunku organizacji reklamy, więc mogę sobie zarabiać nawet na zleceniach dla wolnych strzelców np. na retusz zdjęć, bo sama uczę się zaawansowanej obsługi PhotoShopa ☻
Ja i tak nigdy nie dałabym sobą rządzić, przykro mi. Tak samo, jak z bierzmowaniem - "zrób, będzie ci łatwiej". Bierzmowania nie mam do tej pory i nie uważam, żeby do czegokolwiek przydało się ono ateistce :D
I słusznie :) Jeżeli nie chcesz iść póki co, to faktycznie nie ma to sensu. Będę trzymać kciuki żebyś po skończeniu technikum nie miała problemu z poszukiwaniem pracy.
UsuńWiesz, ja miałam luźne podejście do wiary, poszłam na to bierzmowanie bez jakiegoś przekonania szczególnego i w połowie mszy uświadomiłam sobie, że w sumie to mam to wszystko gdzieś i nie wierzę w Boga. W ten sposób rozpoczął się mój ateizm :P Więc doskonale cię rozumiem, że bierzmowanie w takich przypadkach jest jak najbardziej zbędne.
Mam stresa bo nie wiem czy wybrałam dobry kierunek. Mam stresa, bo chyba chciałam iść na coś innego. Mam stresa, bo boję się, że nie dostanę pracy po takim kierunku. Ogólnie jestem chodzącym kłębkiem nerwów >< Nie wiem czy studia są dobrym wyjściem, bo w końcu tak naprawdę niczego nie gwarantują. Ale to wszystko zależy od danej osoby i jej chęci. Nie wiem nadal jak wyglądają moje chęci, ale może po roku studiowania wszystkiego się dowiem :/
OdpowiedzUsuńCzas to sprecyzuje, ale moim zdaniem wybrałaś ciekawy kierunek, biorąc pod uwagę twoje marzenia o wydaniu książki. Poza tym zawsze można po roku zmienić kierunek na inmy.
OdpowiedzUsuńPS: To we dwie jesteśmy kłębkami nerwów. "Przygody dwóch kłębków nerwów: Wampa i Ciastka", chwytliwy tytuł, nie sądzisz?
Taramtamtamtammmm - oczekuje na Ciebie nominacja, przygarnij ją ☻
OdpowiedzUsuńhttp://biblioteczkaciekawychksiazek.blogspot.com/2015/07/summer-reader-book-tag-lba-11-12.html
O! Dziękuję za nominację, po moim powrocie na Parzydełkach na pewno pojawi się ten TAG :)
UsuńMoja droga, napisałaś bardzo ciekawy, ale i ważny wpis. Iść na studia opłacalne czy takie, które lubisz? To jest tak istotne i kluczowe pytanie, że nie powinno się na nie odpowiadać w tak młodym wieku, zaraz po liceum. Rozumiem ideały i sama w nie mocno wierzę, ale gdybym mogła postąpić inaczej, zapewne bym tak zrobiła. To, co mówią babcie wcale nie jest takie głupie, tylko że przekonujemy się o tym zazwyczaj za późno. Doceniajmy babcie, bo one przeżyły więcej niż my i co tu dużo mówić - sa przez to o te kilkadziesiąt lat mądrzejsze:) Ja sama poszłam na studia, które sobie wymarzyłam: dziennikarstwo, filologia polska i projektowanie ubiorów. Było cudownie i wierzyłam, że świat stoi przede mną otworem. Prawda jest jednak taka, że to właśnie po tych "nudnych" kierunkach masz co robić. Po dziennikarstwie też znajdziesz pracę, ale pod warunkiem, że mieszkasz w Warszawie. To tam skupione są wszystkie media. Ja nawet mieszkając w Krakowie (teoretycznie mieście z dużymi perspektywami) mam problem z pracą w zawodzie. Wszędzie oferują jedynie śmieciowe umowy lub zlecenia. Brakuje normalnych etatów, świadczeń. Można ewentualnie zostać marketingowcem (co też przerabiałam) i klepać artykuły na zlecenie różnych klientów, np. z działu technologii, ekonomii itd (co jest równie nudne jak studia prawnicze):) Nie chcę Cię moim wywodem zniechęcać do ideałów, ale jedynie naświetlić, że sytuacja na rynku rzeczywiście jest obecnie bardzo zła i podążanie za marzeniami wcale nie jest proste. Po studiach świat wygląda inaczej, ale może zanim je skończysz coś zmieni się na lepsze. Oby:) Tego Tobie (i sobie też) życzę :))))
OdpowiedzUsuńWiem, że będzie ciężko. Spodziewam się, że nie będzie mi łatwo, ale jednak wolę zaryzykować, żeby potem - mam nadzieję - być szczęśliwą, zamiast wybrać bezpieczniejszy kierunek i męczyć się, a potem zastanawiać, co by było gdybym wybrała kierunek moich marzeń.
UsuńO dziennikarstwie marzę od ponad trzech lat i staram się robić wszystko, aby kiedyś mi się udało. Mam to szczęście, że na studiach, na które idę, oprócz zwykłego dziennikarstwa kładą nacisk na rzeczy związane z kwestiami ekonomiczno-informatycznymi, a więc to pozwala na poszerzenie możliwości.
Nie zniechęciłaś mnie swoim komentarzem :) Będę robić, co w mojej mocy, aby mi się udało. Podobno, jak się uprę, to nie poddaję się, póki mi się nie uda. Mam nadzieję, że w tym przypadku też tak będzie.
Trzymam za Ciebie mocno kciuki i życzę spełnienia marzeń. Ostatecznie zawsze lepiej o nie walczyć niż nie:-)))
UsuńDziękuję :D Zgadzam się z tym całkowicie!
UsuńZgadzam się całkowicie i podpisuję pod tym postem obiema rękoma. Co prawda ja jestem takim typowym umysłem ścisłym i nie wyobrażam sobie (i nigdy nie wyobrażałam), że mogłabym robić coś, co nie jest powiązane z matematyką czy fizyką. Inżynier jest mi pisany (teoretycznie, bo czy na studiach wytrwam to nie wiem), więc tę "przyszłościową" pracę można powiedzieć, że będę miała. A przynajmniej mam taką nadzieję. Jednakże w liceum miałam w swojej klasie mnóstwo tzw. "umysłów humanistycznych", a w gwoli ścisłości dopowiem, że ja chodziłam do klasy matematycznej. Żal czasami było patrzeć jak Ci ludzie się męczą z tą matematyką i ni w ząb jej nie rozumieją. Dla mnie to jest nieporozumienie, ale też strach. Bo pomyślmy, że kiedyś będą nas leczyć TACY właśnie lekarze, albo będę budować nam domy TACY właśnie ludzie. Ludzie, którzy zostali zmuszeni; przez społeczeństwo czy rodziców, do robienia czegoś, czego nienawidzą lub co gorsza, nie rozumieją. Każdy powinien robić to, do czego nadaję się najbardziej. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Skrzynka Pełna Książek
W tym układzie życzę powodzenia w wytrwaniu na studiach! Będę trzymać kciuki. Też miałam w szkole przykłady takich osób, o których mówisz. To serio przykre, że idą na takie kierunki, bo niby im się to opłaca, a nie dlatego, że to kochają.
UsuńRany, jak ja uwielbiam takie wpisy! Sama sądzę DOKŁADNIE tak samo jak Ty, ale czasami mam chwile zwątpienia... I obecnie jestem w klasie II liceum i moim marzeniem jest pójście do szkoły filmowej na scenariopisarstwo. Ale mama pcha mnie na prawo, bo jako scenarzysta "nie będę miała przyszłości". A ja mam marzenie! I je spełnię! Dokładnie! Choćbym miała mieszkać początkowo pod mostem! Nie zależy mi na tych paskudnych pieniądzach, które rządzą światem i zrobię wszystko, by sobie nie zmarnować życia! Dzięki za ten wpis, bo ja ciągle się jednak waham, czy sprzeciwić się mamie, ale coraz więcej osób utwierdza mnie w tym, że muszę postawić na swoim. ;) Postaram się. ^_^
OdpowiedzUsuńI jak? :D jesteś na scenopisarstwie?
Usuń