Jak powinno wyglądać moje życie według New Adult?

Jak mogliście zauważyć, na moim blogu poruszam sprawy dotyczące New Adult. A jeżeli pierwszy raz wchodzisz na Kulturalną Meduzę, to właśnie się tego dowiedziałeś. Widzicie, czytam sporo książek z tego gatunku, przez co zaczęłam się zastanawiać, jak powinno wyglądać moje studenckie życie? I dlaczego jest zupełnie inaczej?

Zacznijmy od tego, że zaprzepaściłam swoje szanse na książkową historię już na wstępie, ponieważ zamiast wybrać się na uniwersytet po drugiej stronie kraju (w moim przypadku byłby to Gdańsk, gdzie najpewniej po tygodniu zimnej morskiej bryzy spakowałabym walizki i wróciła na Śląsk, gdzie powietrze wypada najpierw przegryźć), studiuję w sąsiednim mieście, a na co dzień mieszkam z rodzicami.
Powinnam się przeprowadzić, aby uciec z rodzinnego miasta. I znowu wtopa, bo studiuję w Katowicach, w których spędziłam pierwszą połowę swojego życia. Cudowne reuniony ze znajomymi ze szkoły podstawowej też przytrafiają mi się  raczej sporadycznie (w NA, gdzie pojawia się motyw powrotu, takie spotkania zazwyczaj są spektakularne i odbywają się na każdym kroku, a wiecie, jak wyglądał mój ostatni reunion? „O, hej, my chyba chodziłyśmy do jednej klasy w podstawówce, nie? Świat to jest jednak mały! Studiujemy na tej samej uczelni od dwóch lat? Wow, nigdy cię nie widziałam...‟). Także znowu w życiu mi nie wyszło!

A uciekłam (nie uciekłam), bo miałam fatalne życie, jednak zamiast powiedzieć komuś o nękających mnie problemach (a patrząc po NA powinny to być BARDZO poważne sprawy, których nie można zostawić samych sobie, tylko wypada przedyskutować z bliskimi, terapeutą albo policją), postanowiłam ignorować tę trudną sytuację. I znowu nie! Problemy się zdarzały (w końcu komu się nie przytrafiają?), jednak każdy udało się rozwiązać przy wsparciu odpowiednich osób.

Główne bohaterki New Adult (w tym przypadku ja) są dość wycofane, jednak jak na złość natrafiają na towarzyskich ludzi! W związku z tym powinnam zamieszkać z szaloną współlokatorką, która jest ekstrawertyczną duszą, wyciągającą mnie na liczne imprezy. Ja jednak zaprzyjaźniłam się z osobą, która, na imprezach bywa, ale nie w takim natężeniu jak książkowe postacie (a ekwiwalentem dobrej zabawy na domówce bywa maraton Harry'ego Pottera). Cóż, życie...
Pierwszego dnia powinnam wpaść (dosłownie!) na miłość swojego życia. Nie przypominam sobie, abym wpadła na kogoś przez ostatnie dwa lata studiowania, co uważam za osobisty sukces (bo to jednak niesympatyczne taranować ludzi). Zdarzały mi się potknięcia o własne nogi, schody, wystające kafelki w towarzystwie innych osób, ale zawsze z gracją pingwina łapałam równowagę.

Jak już na niego wpadłam, to powinien okazać się znanym na całej uczelni gościem (znanym wszystkim oprócz mnie). Tutaj powinna wtajemniczyć mnie moja ekstrawertyczna przyjaciółka, ale zadaję się z kimś, kto po dwóch latach dalej myli imiona osób z grupy. W związku z tym nie poznałam Pana Wpadniętego i nie dostałam ostrzeżenia, aby na niego uważać, a przecież w każdym New Adult tak się dzieje, prawda?

Oczywiście moje początki z Panem Wpadniętym powinny być niesympatyczne. Nie lubimy się, dogryzamy sobie, kłócimy się. Paradoksalnie spotykam go na każdym kroku. A moja uczelnia... Cóż, mam znajomych na innych kierunkach, których potrafię nie widzieć przez cały semestr chodzenia po kampusie. Taka magia (mamy nawet jeden budynek, który jest jak Narnia).
Po drodze przytrafią nam się różne szalone perypetie! Na przykład wspólne uczenie się do egzaminów, ale ze względu na to, że mamy inny system nauczania niż w USA będzie to niemożliwe. Powinnam się upić, a on mnie przenocować, ale jestem abstynentką, więc znowu fail. Wybierzemy się razem do klubu, ale ja nie lubię klubów, więc idę do pubu z planszówkami. On będzie przechodzić cudowną przemianę, jak poczwarka, która staje się motylem! Jakoś wtedy powinna dorwać mnie moja mroczna przeszłość. Na rzecz posta załóżmy, że to Smokg mnie zaatakował, a Pan Wpadnięty został moim wybawcą.

I wtedy przychodzi żyli długo i szczęśliwie. Bo oto miłość naprawiła moje nieszczęsne, pełne cierpień związanych z sytuacją geopolityczną pingwinów życie. Teraz będę stąpać po płatkach róż, a wszystko będzie pachnieć waniliowymi świeczkami zapachowymi. Ponieważ wizyta u terapeuty nie ma sensu... (A tak poważnie, to ma. Bardzo ma. Nie obawiajcie się szukać pomocy).

Podsumowując, powinnam szybko narobić sobie jakichś kłopotów, wyjechać do Gdańska, znaleźć szaloną współlokatorkę w akademiku, rzucić się na kogoś pierwszego dnia studiowania, a potem robić różne nietypowe dla mnie rzeczy, aby ostatecznie skończyć w szczęśliwym związku. Brzmi jak plan, tylko ludzie: kto za mnie napisze licencjat na mojej faktycznej uczelni?

Komentarze

  1. Hahaha mega się uśmiałam podczas czytania tego postu :D Liczyłam, że będzie to opisane gifami, ale nie :D
    Aczkolwiek masz rację- życie w książkach to nie realne życie, a już na pewno nie jeśli chodzi o NA. Aktualnie czytam "Dziesięć płytkich oddechów"- tam schemat został trochę złamany, bo w sumie bohaterka pracuje w klubie (a nie studiuje), a swojego (prawdopodobnie) przyszłego męża poznaje w pralni. Ale who cares :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam całą serię i to w sumie jedno z ciekawszych NA :) Można zaryzykować stwierdzenie, że jest oryginalne, bo odbiega trochę od tego standardowego schematu.

      Usuń
  2. Hah, bardzo ciekawy i zabawny post;P. Uwielbiam czytać Twoje wpisy, z których aż sączy się ironia i sarkazm;].

    To faktycznie, my to mamy strasznie nudne życie!;O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się!
      Co do naszego życia - okropnie nudne :( Ja nie wiem...

      Usuń
  3. Hahahhahaha, a zamiast pisać licencjat, planujesz zamienić życie w NA, hahahahahha :D Nie, no ja się prawie z krzesła przewróciłam przy fragmencie o tym, że to brzmi jak plan :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Biorąc pod uwagę fakt, że czytając ten post, potrafiłam pod każdy punkt podstawić dosłownie każdą książkę NA, jaką przeczytałam w przeciągu kilku ostatnich miesięcy... to takie smutne! xD Ja naprawdę nie rozumiem, jak ludzie mogli wydzielić z tego osobny podgatunek, serio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest smutne, ale cóż - taka rzeczywistość :P Można jedynie przyjmować to zjawisko z dozą sarkazmu!

      Usuń
  5. Dobre :D Zastanawiam się, jakim cudem książki z gatunku NA mają takie branie, skoro są tak przewidywalne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są odmóżdżające, przynajmniej dla mnie jest to wystarczającym powodem. Gdy mam gorszy dzień, to łatwiej sięgnąć mi po niezbyt ambitne New Adult, niż złożony świat gatunku high fantasy.

      Usuń
  6. Haha ;)
    Bardzo lubię takie wpisy. Faktycznie ten gatunek się rządzi dość specyficznymi prawami :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. O kurde, spisz swoje losy i opublikuj - zbijesz grube hajsy.

      Usuń
    2. O nie, to zbyt osobiste, b-baka!

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza